Piekąc ostatnie ciasto bananowe (szczegóły już w następnym wpisie :)) zdałam sobie sprawę, jak bardzo zmieniły się moje nawyki i moje menu w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, szczególnie w kwestii cukru…
Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że odzwyczaję się kiedyś od cukru i wszelakich słodkości. Już jako dziecko wsypywałam sobie do herbaty dwie kopiaste łyżeczki cukru, nie szczędziłam go sobie w koglu-moglu czy w deserach, a zjedzenie całej tabliczki super słodkiej czekolady nie było dla mnie absolutnie żadnym problemem. Zawsze kochałam lody, ciasta, ciasteczka, cukierki, wafelki, batoniki… (na samo wspomnienie konsumowanych wtedy ich ilości zaczyna mnie z lekka mdlić ;)). Jednak od kiedy się usamodzielniłam i zupełnie przypadkiem znalazłam się wśród ludzi prowadzących nieco odmienny od mojego (i zdecydowanie bardziej zdrowy) tryb życia, również moje nawyki żywieniowe powoli zaczęły ulegać zmianie. Rafinowany cukier zastępowałam innymi jego zamiennikami, później zaczęłam ograniczać ogólne spożycie cukru, aż ostatecznie dosyć trwale odzwyczaiłam się od słodkiego smaku (nadal używam cukru w kuchni, jednak w bardzo niewielkich ilościach, a od ok. pół roku naprawdę sporadycznie i w innej formie, niż ten dosypywany łyżeczkami…).
Od kilu lat coraz więcej mówi się i pisze o szkodliwym wpływie cukru na nasze zdrowie (a nie tylko na naszą wagę). Co ciekawe – nie chodzi tu tylko i wyłącznie o biały, rafinowany cukier, ale o każdy prosty cukier, w tym również o fruktozę (pan Montignac pewnie się więc teraz przewraca w grobie ;)). Metabolizm fruktozy przebiega bowiem inaczej niż metabolizm glukozy (bezpośrednio w wątrobie) i przy zbyt dużych spożywanych jej ilościach praktycznie natychmiast zamienia się w tłuszcz. Rzecz jasna, nasz organizm jak najbardziej potrzebuje cukru (glukozy) do odpowiedniego funkcjonowania, jednak absolutnie nie w takich ilościach jakie spożywamy aktualnie, i nie w postaci cukrów prostych, dodawanych masowo do naszego pożywienia.
Cukier powoduje uzależnienie podobne do narkotykowego (może widzieliście eksperyment laboratoryjny, podczas którego okazuje się, iż szczury uzależnione od kokainy w bardzo szybkim czasie zamiast kolejnej dawki narkotyku wybierają… tak, cukier właśnie!), jest odpowiedzialny za wiele tzw. chorób cywilizacyjnych, o otyłości nie wspominając (nie zapominajmy, że cukier jest nie tylko wrogiem naszego zdrowia, ale również naszej skóry i jej młodego wyglądu, gdyż cukry proste przyspieszają rozkład kolagenu i elastyny / uszkadzają znajdujące się w naszej skórze włókna białkowe).
Już ponad 80 (!!!) lat temu niemiecki biochemik Otto Warburg opisał fakt, iż metabolizm komórek rakowych jest zależny od cukru, za co w 1931 r. otrzymał Nagrodę Nobla. Jeśli interesujecie się zdrowym odżywianiem lub dietami antynowotworowymi, to z pewnością znane są Wam nazwiska np. słynnej dr Budwig czy M. Gersona, którzy podążyli śladami Otto Warburga i których terapie i diety antyrakowe są wciąż bardzo popularne. Dziś wiadomo również z dodatkowych badań współczesnych naukowców, iż komórki rakowe pozyskują energię z fermentacji beztlenowej, do której przyczynia się obecność nadmiernej ilości cukru; jest on swoistą pożywką dla komórek rakowych i to właśnie dzięki niemu mogą się one rozwijać w organiźmie. O czym niestety niewielu lekarzy informuje swoich pacjentów, nawet tych chorych na raka…
Na początku ubiegłego roku, Australijka Sara Wilson napisała świetną, wartą polecenia książkę ‘I Quit Sugar’ (‘Rzucam cukier’), która przetłumaczona została również na język polski i która wg mnie warta jest polecenia tym wszystkim, którzy chcą zainteresować się tą (bez)cukrową problematyką, i nieco bardziej zadbać o siebie i o swoje zdrowie.
Tak w przedmowie pisze o autorce Dan Buettner :
‘‘[...]Spędziłem ponad dekadę, badając, co jedzą stulatkowie, żeby żyć tak długo, i upewniłem się co do kilku faktów. Po pierwsze : ewolucja dostarcza nam ważnych wskazówek pomocnych w wyborze pożywienia. [...] Po drugie : każdy z nas musi poeksperymentować i wybrać to, co najlepiej sprawdza się w przypadku jego stylu życia i indywidualnej biochemii ciala. [...] Po trzecie : jeśli jemy to, co nam smakuje, istnieje spore prawdopodobieństwo, że będziemy to spożywać na tyle długo, żeby miało wpływ – mniej lub bardziej pożądany – na nasze zdrowie.
Właśnie dlatego podoba mi się filozofia żywieniowa Sary Wilson, a w szczególności ta książka. Sarah jest w kwestii żywienia ekspertem o najwyższym stopniu wtajemniczenia. Ruszyła w podróż w głąb świata nauki o pożywieniu nie z chęci sprzedawania książek, ale pchana szczerą wewnętrzną motywacją – pragnęła uleczenia. Parła naprzód z dziennikarskim zdyscyplinowaniem i makiaweliczną determinacją, by dotrzeć do źródeł wiedzy o odżywianiu. Osobiście przeprowadziła wywiady z najznakomitrzymi naukowcami i / lub przeanalizowała ich badania. [...] Co więcej, przemierzyła świat w poszukiwaniu przepisów zgodnych z jej wiedzą i filozofią. Do tego trzeba dorzucić jej epikureizm oraz fakt, że gotować zaczęła w wieku, kiedy większość dzieci uczy się chodzić, i proszę – oto osoba mająca idealne kwalifikacje do napisania książki kucharskiej. Moja rada jest taka : daj się porwać Sarze Wilson i wyrusz w podróż przez kartki tej lektury. Wypróbuj przezpisy, wprowadź swoje ulubione do cotygodniowego menu i zobacz jak poprawia się twoje zdrowie i samopoczucie.’’
Sarah zdecydowała się na odstawienie cukru przede wszystkim ze względów zdrowotnych : były huśtawki nastrojów, problemy ze snem, później zaś poważne kłopoty z nadnerczami i choroba autoimmunologiczna – zespół Gravesa Basedova (nadczynność tarczycy) oraz choroba Hashimoto. Teraz, po trzech latach praktycznie bezcukrowej diety, dzieli się z czytelnikami swoimi przemyśleniami, poradami oraz przepisami, które i jej pomogły w tym słodkim ‘odwyku’.
Pierwsza część książki podzielona jest na osiem podrozdziałów (odpowiadających 8 tygodniom diety), a w każdym z nich znajdziemy ważne i pomocne na danym etapie diety informacje, propozycje przepisów (znajdziemy je wszystkie w drugiej części książki), przydatne tabelki i grafiki, czy np. odpowiedzi na najczęściej zadawane jej przez czytelników pytania. W drugiej części znajdziemy ponad sto przepisów na bezcukrowe śniadania, napoje, dania oczyszczające, słone przekąski, smakołyki dla dzieci, na bezcukrowe słodkości / desery.
Dzięki książce nauczymy się jak i czym najlepiej zastąpić cukier, gdy już musimy użyć jakiejś substancji słodzącej, dowiemy się jakie produkty pomogą nam na etapie rzucania cukru, nauczymy się ‘tropić’ ukryty w naszym pożywieniu cukier (a przede wszystkim fruktozę, gdyż to ona wg specjalistów jest największym wrogiem dla naszego organizmu…). Znajdziemy tu rady dotyczące np. posiłków poza domem, pomysły na przetrwanie trudnych, ‘wołających o cukier’ ;) sytuacji, dowiemy się w jakie produkty najlepiej zaopatrzyć naszą kuchnię, spiżarnię, lodówkę…
Spotkałam się z opiniami, iż przepisy Sary mogą być trudne do zrealizowania ze względu na niektóre niecodzienne składniki (jak np. syrop ryżowy, stewia, olej kokosowy, śruta kakaowa, nasiona chia…). Ja akurat używam ich regularnie i większość z nich mogę bez problemu tutaj kupić, co jednak ma zrobić osoba mieszkająca w małym mieście? Owszem, kilkanaście lat temu zdobycie niektórych produktów mogło faktycznie być nie lada wyzwaniem, mam jednak wrażenie, że dziś, w dobie internetu, wszystko możemy przecież znaleźć / kupić / zamówić, to raz, a dwa – nawet supermarkety coraz częściej oferują tego typu produkty (np. komosa ryżowa / quinoa dziś jest już przecież bardzo łatwo dostępna; warto też zapytać w sklepie ze zdrową żywnością, czy możliwe jest złożenie zamówienia na dany produkt, którego nie ma jeszcze w ofercie sklepu). Poza tym, jak pisze sama autorka, raz kupiony produkt bez problemu uda nam się wykorzystać do końca (a nie tylko do jednego przepisu np.), gdyż często używa ona jako bazy podobnych składników, by to, co niepotrzebne, nie zalegało później w naszych szafkach.
Sarah podkreśla również fakt, iż będąc na takiej bezcukrowej diecie nie musimy jednocześnie kontrolować ilości zjadanych kalorii czy redukować ilości tłuszczu (co często kojarzy nam się przecież ze słowem ‘dieta’), gdyż dostarczając organizmowi dobrych tłuszczy (również tych zawartych np. w orzechach, awokado czy w tłustych rybach) i wszystkich niezbędnych mu do funkcjonowania składników, zrzucimy nawet kilka nadprogramowych kilogramów (co mogę potwierdzić na swoim przykładzie – od czasu mojej alergii, masło czy śmietanę zastępuję np. oliwą, której zużywam naprawdę sporo, olejem / mlekiem kokosowym, spożywam też duże ilości orzechów czy awokado, jednak nie odbija się to negatywnie na mojej wadze – wręcz przeciwnie! aktualnie ważę ponad 10 kg mniej…), warto jednak zredukować ilość konsumowanych przez nas węglowodanów (to również glukoza…) a pustkę po cukrze starać się wypełniać właśnie większą ilością tłuszczu, białka (w tym roślinnego) czy warzyw (Sara jest zwolenniczką diety ‘paleo’, ja osobiście nie do końca…).
Jednak to, co w zaleceniach autorki może wydawać nam się najtrudniesze, to fakt, iż bezcukrowa dieta oznacza również odstawienie fruktozy, i to nie tylko tej dodawanej osobno, ale również tej konsumowanej w postaci świeżych czy suszonych owoców. Wg specjalistów (nie jest to bowiem wyłącznie opinia Sary), nie powinniśmy zjadać więcej niż dwa owoce dziennie (zdecydowanie powinniśmy spożywać więcej warzyw niż owoców) i najlepiej by były to owoce o niskiej lub średniej zawartości fruktozy, jak np. cytrusy, kiwi, borówki czy maliny, powinniśmy unikać rodzynek czy daktyli. I z tym ja osobiście mam wielki problem, wciąż bowiem trudno mi się przekonać do faktu, iż nieprzetworzona, występująca naturalnie w owocach fruktoza może faktycznie nam szkodzić…
To samo dotyczy np. syropu z agawy, tak bardzo popularnego w czasach diety Montignaca (sama byłam wielką zwolenniczką tegoż syropu…), który mimo niskiego indeksu glikemicznego zawiera jednak 70-90% fruktozy, tak samo więc jak inne produkty przyczyni się do otłuszczenia naszej wątroby… To samo w kwestii miodu czy innych (uważanych często za zdrowsze) zamienników cukru jak np. syrop kokosowy (to również niestety fruktoza, choć o jeszcze niższym od syropu z agawy wskaźniku IG – ok. 35). Sara natomiast, w razie konieczności, poleca używanie syropu ryżowego (syrop słodowy / maltoza zbudowana jest bowiem z dwóch cząsteczek glukozy, a nie jak w przypadku innych cukrów – z jednej cząsteczki glukozy i jednej fruktozy) oraz stewii, którą dziś kupić już można bez problemu w postaci sproszkowanej czy płynnej, i która jest chyba najzdrowszą alternatywą dla cukru.
Książka jest pięknie wydana i napisana w bardzo przystępny sposób, bez zbędnego medyczno-naukowego żargonu. Piękne zdjęcia, ciekawe uwagi i propozycje, przydatne przepisy i porady, a fakt, iż są one udzielane przez kogoś, kto sam przez ten ‘odwykł’ przeszedł (i przetrwał! ;)) do mnie akurat przemawiają bardziej, niż sama tylko teoria.
Czy jesteśmy w stanie tak jak Sara porzucić cukier? Być może nie od razu, i być może nie w każdej jego postaci (mam tu na myśli np. wspomniane wcześniej owoce…), z całą pewnością jednak warto postarać się, by zredukować jego ilość i gdy tylko to możliwe – stosować jego zdrowsze zamienniki.
Z własnego doświadczenia podpisuję się pod tym, o czym wspomina również autorka : przy zbilansowanej, lecz ubogiej w cukry diecie, nasz organizm zaczyna zupełnie inaczej funkcjonować; zwiększa się odporność organizmu (wbrew popularnemu sloganowi cukier nie krzepi…) w związku z czym mniej chorujemy, zanikają pewne dolegliwości np. dziwne bóle reumatyczne czy niezwykle silne i uciążliwe migreny aurowe, łagodzą się tzw. huśtawki nastroju, z czasem zanika też niekontrolowana chęć na słodycze (którą wcześniej trudno było opanować…). Jeśli więc lubicie siebie i macie ochotę zrobić coś dobrego dla swojego organizmu (oraz dla waszych bliskich), to sięgnijcie po książkę Sary Wilson, zdecydowanie warto.
Sarah Wilson – ‘Rzucam cukier’
(tytuł oryginału : ‘I Quit Sugar: Your Complete 8-Week Detox Program and Cookbook’)
Wydawnictwo Pascal
rok wydania : 2014
liczba stron : 224
oprawa : twarda
‚
* * *
‚
Francuskojęzyczni czytelnicy być może widzieli emitowany niedawno przez France 5 dokument ‘J’arrête le sucre’ lub czytali już wydaną kilka miesięcy temu książkę ‘Zéro sucre’ autorstwa dziennikarki Danièle Gerkens, która przeprowadziła podobny, bezcukrowy eksperyment. Jej książka to swego rodzaju pamiętnik opisujący nie tylko cały rok diety bez cukru, związane z tym przemyślenia i przestrogi, ale również dosyć szczegółowe informacje i wyniki badań naukowych dotyczące spożycia cukru i jego wpływu na nasz organizm. Autorka bardzo metodycznie i rzetelnie podeszła do sprawy i często powtarza, iż nie jest naukowcem ani specjalistą od spraw dietetyki, a jedynie dziennikarką, która stara się przedstawić czytelnikowi tę problematykę w sposób jak najbardziej obiektywny i rzeczowy. Książka zawiera więc również fragmenty przeprowadzonych przez nią wywiadów, podaje wiele cennych informacji i w bardzo przystępny sposób przybliża np. wyniki badań naukowych (bardzo ciekawy jest np. rozdział 9, w którym autorka opisuje wyniki przeprowadzonych do tej pory badań dotyczących korelacji istniejących między spożywaniem cukru a niektórymi chorobami, jak np. Alzheimer, który nazywa się ‘cukrzycą mózgu’…).
W przeciwieństwie do Sary, Danièle nie zrezygnowała z jedzenia owoców (świeżych czy suszonych), ale bardzo mocno ograniczyła ich spożycie; jej obserwacje i konkluzje są niezwykle ciekawe, dlatego jeśli temat Was interesuje, to serdecznie i tę książkę polecam.
Danièle Gerkens – ‘Zéro sucre’
France 5 – ‘J’arrête le sucre’
Tym, którzy interesują się między innymi pracami Otto Warburga i walką z chorobami nowotworowymi polecam również bardzo ciekawy dokument – klik emitowany przez Arte (niestety to kolejna propozycja dla francuskojęzycznych czytelników…).
A tutaj kilka ciekawych linków, które znalazłam na ten temat po polsku :
http://www.polskieradio.pl/10/483/Artykul/1078087,Cukier-juz-nie-krzepi-Biala-smierc-kryje-sie-wszedzie
http://vitalia.pl/artykul1057_Kilka-prawd-o-fruktozie.html
http://vrota.pl/2014/10/cukier-czyli-podstepna-trucizna-skrywana-prawda-wychodzi-na-jaw/
http://candida.no-problem.eu/rak-zywi-sie-cukrem/
https://kefir2010.wordpress.com/2013/06/16/wstrzasajaco-skuteczne-leczenie-raka-po-odcieciu-cukru-glukozy-nowotwor-ginie/
‚
Pozdrawiam serdecznie!
‚
Beo-bardzo ciekawa lektura :) Od wielu lat nie słodzę napojów i staram się redukować cukier w potrawach, zwłaszcza w ciastach, deserach i przetworach poniżej podawanych w przepisach ilości. Niemniej ciągle używam w kuchni cukru i uwielbiam owoce. Chętnie sięgnę po tę książkę po przeczytaniu Twojej recenzji. Dziękuję , uściski M.
Malgosiu, ja – musze przyznac… – sporo sie od pewnego czasu interesuje wplywem jedzenia na nasze zdrowie, szczegolnie w kontekscie nowotworowym i musze przyznac, ze wyniki niektorych badan / eksperymentow sa dosyc alarmujace… Ciekawy jest np. fakt, iz podajac chorym na raka leki przeciw cukrzycy (obnizajace poziom glukozy we krwi) choroba przestaje postepowac. Mysle wiec, ze zamiast czekac czy sie kiedys zachoruje czy nie, warto zrobic to co mozemy, by to ryzyko zmniejszyc…
Pozdrawiam serdecznie!
Beo bardzo to przekonywujące, co piszesz o raku. Książkę już zamówiłam i jestem ciekawa tej lektury :) Mam nadzieję, że uda mi się wprowadzić zmiany w diecie. O syropie ryżowym nie słyszałam, co do innych składników o których piszesz to mam nadzieję , że w sklepach się zmieni. Jeszcze niedawno o nasionach chia w sklepie z tzw. zdrową żywnością nikt nie słyszał. Teraz jest w wielu miejscach do kupienia. Pozdrawiam
Ja również jestem posiadaczką tej książki, przeczytałam ją od deski do deski. Niestety nic więcej z tego nie wynika… Tak jak piszesz- przepisy są dosyć trudne i mam problemy ze składnikami. Niby dla chcącego nic trudnego, ale jakoś te przepisy mnie nie przekonują. W ogóle jestem chyba na etapie uzależnienia narkotykowego- cukrowego :(
Kasiu, a z jakimi skladnikami i przepisami masz najwieksze problemy? Moze moge jakos pomoc i temu zaradzic?
Najgorzej jest chyba znaleźć niesłodzone płatki kokosowe, a w wielu przepisach one występują. W ogóle fajnie by było, żeby można było kupić wszystkie rzeczy w jednym sklepie internetowym. Ja i tak wiele rzeczy nabyłam, np. qinoa, karob, chia czy amarantus. Ale koper włoski czy wiele rodzajów mąki nie mogę znaleźć. Może troszkę też jest tak, że człowiek boi się tych zmian, smaków, dlatego szuka usprawiedliwienia, że czegoś nie ma i nie można znaleźć. Ja od tej książki oczekiwałam chyba czegoś innego, prostszego. Do takich zmian trzeba dojrzeć, to jest pewne :)
Od lat nie słodzę napojów, ciasta piekę bardzo rzadko, jem gorzką czekoladę. Gotuję czasem kompoty i robię dżemy. Nie jestem zwolenniczką diet eliminacyjnych stosowanych przez osoby zdrowe. Piekę sama chleb pełnoziarnisty i uważam, że zrównoważone żywienie jest korzystne. Tyle razy słyszeliśmy dementowane potem informacje o szkodliwości masła, jajek, glutenu, nabiału, kawy, herbaty ….. Nie bawią mnie już te nowinki.
Malgosiu, i ja nie jestem za dietami mocno eliminacyjnymi (stad np. nie po drodze mi do paleo…), ale problematyka cukru jest dla mnie akurat odmienna – wszak nie jest to (mowiac o cukrze z torebki) zaden naturalny produkt; dlatego wlasnie uwazam, ze ten zawarty w owocach nie jest chyba jednak tak ‚grozny’ jak ten, dodawany masowo do wszystkiego… A co do ‚nowinek’, to np. ta o zaleznosci miedzy cukrem a rakiem zlosliwym ma juz ponad 80 lat, wiec…
Ja, od kiedy nie spozywam nabialu, przestalam chorowac na przewlekle i bardzo nieprzyjemne zapalenia zatok, a od kiedy ograniczam cukier dodatkowo bardzo rzadko cokolwiek ‚lapie’ (ja, ktora chorowalam zawsze kilka razy w roku…), ale to oczywiscie tylko moje prywatne obserwacje :)
Pozdrawiam
W kontekście niejedzenia owoców polecam poczytać tego bloga http://www.pepsieliot.com/ Autorka mówi stanowcze NIE.
To co zaobserwował Otto Warburg jest to efekt Warburga, wedle którego komórki nowotworowe preferują, nawet w obecności dostatecznie dużych ilości tlenu, oddychanie beztlenowe, wykorzystując jako pokarm tylko heksozy (głównie glukozę). Brak tlenu jest czynnikiem, który zapoczątkowuje beztlenowe spalanie cukru. Nawet jeżeli dojdzie do dostarczenia tlenu do komórek nowotworowych efekt ten ciągle się utrzymuje. Powstają mechanizmy dostarczające dużą ilość glukozy do glikolizy czyli miejscowo występuje nadmiar cukru, co może prowadzić do zamieszania, żę to cukier powoduje raka, czyli mylenie przyczyny ze skutkiem
(Zwierzętom domowym nie dajemy cukru, a też chorują na raka)
Cukier nie powoduje, że rak rośnie szybciej, ani pozbawienie komórek nowotworowych glukozy, nie spowoduje że rak nie będzie się rozwijał.
Natomiast istnieją pewne dowody, że spożywanie dużych ilości cukru jest związana ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia określonych nowotworów, w tym nowotworów przełyku. Oraz spożywanie dużej ilości cukrów, czy ogólnie złe odżywianie prowadzi do nadwagi, która to może prowadzić do rozwoju nowotworów.
Najlepiej po prostu jeść zdrowo, ćwiczyć, nie palić, ograniczyć picie alkoholu (co i tak nie daje 100% gwarancji, że nie zachorujemy na raka) i nie dawać się zwariować coraz to nowszym ( starszym?) histeriom o odżywianiu.
A propos M. Gersona
http://blogdebart.pl/2010/10/24/czlowiek-ktory-pil-kawe-druga-strona/
Zwykłego cukru używam bardzo mało i rzadko. Właśnie po lekturze tej książki. Zastąpiłam go erytrytolem, który uważam za najlepszy wybór dla siebie i swojej rodziny. Jedno, z czego naprawdę trudno mi zrezygnować, to owoce. Uwielbiam je w ilościach ponad przeciętnych, szczególnie teraz, gdy jest na nie sezon.
Rzucić cukier…. ambitnie, ale…. i zdrowie z pewnością na tym skorzysta, bardzo dobra inicjatywa!
Moje życie bez cukru byłoby straszliwie smutne… A bez owoców to już w ogóle tylko się pokroić… I o ile doskonale zdaję sobie sprawę, że cukier jest niezdrowy, to teoria o owocach zdecydowanie do mnie nie przemawia.
Gin, do mnie tez nie… Jestem za obcinaniem cukru, owszem, ale za pozostawieniem innych jego zamiennikow, a przede wszystkim owocow! Nie wyobrazam sobie bez nich zycia…
Pozdrawiam
Przyznaję, że zostałam wierną czytelniczką twojego bloga właśnie ze względu na niską zawartość cukru w przetworach :-) Ze słodzenia herbaty zrezygnowałam już w liceum. Najpierw słodziłam miodem, teraz już pije gorzkie herbaty. W przepisach, tam, gdzie to możliwe używam stewię, przy czym kupiłam własną w doniczce i suszę listki, bo taka bardziej mi smakuje od tej sklepowej. Nie zrezygnuję z przetworów, więc też nie do końca z cukru, ale potwierdzam im mniej go na co dzień, tym lepiej :-)
Cukier faktycznie przyczynia się do wzrostu komórek rakowych (widziałam to pod mikroskopem elektronowym – jak rozrastają się po najedzeniu glukozą). Staram się bardzo ograniczać cukier w swojej i rodziny diecie. W zapomnienie poszły przepisy kilo cukru na kilo owoców (i to także dzięki Tobie). Teraz wystarczy mi 1 szklanka na kilogram owoców. Niestety przetwory ze stewią nie pasują mi smakowo. Ale właściwie jest to jedyny cukier jaki dodatkowo spożywamy (oprócz oczywiście owoców) no i oczywiście dżemów i konfitur nie jadamy każdego dnia . Chętnie zaopatrzę się w tą interesującą książkę, na pewno przyda się nowe spojrzenie na ilość owoców w diecie
Pingback: Ciasto bananowe (w wersji bardziej i mniej klasycznej) | Bea w Kuchni
Jeżeli chodzi o cukier i owoce, należy tutaj rozgraniczyć dwie sytuacje. Jeśli organizm jest zdrowy (bez alergii, zmęczenia, chorób tarczycy, migren i innych cywilizacyjnych zaburzeń) ciało nie ma problemu z fruktozą w odpowiednich ilościach. Natomiast jeśli chcemy się wyleczyć np z Hashimoto, przerost Candidy, rak itd. należy bezwzględnie wyrzucić cukier z diety w pierwszej fazie leczenia (od kilku miesięcy do kilku lat, niekiedy nawet całe życie). Później, jak organizm zdrowieje można powoli wprowadzać owoce i warzywa typu marchew czy burak.
Bardzo fajna recenzja, niedługo jadę do Polski i książkę na pewno zakupię od lat nie słodzę napoi a bez warzyw i owoców nie wyobrażam sobie życia jak również bez jogurtów czy maślanki naturalnych. A co do miodu to mam pewne wątpliwości rodzice mają pasiekę w Polsce i w okresie jesienno zimowym dzieci piją miód zalany wodą na czczo i dzięki temu praktycznie nie chorują. Lekarza odwiedzamy jedynie na obowiązkowe szczepionki dzieci mają po 8 i 10 lat. I tak szczerze mówiąc jest od lat więc ciężko by było mi zrezygnować z miodu. Pozdrawiam
Witam serdecznie,
niestety ale media i obecna kultura wykreowała cukier na pierwszoligowego zabójcę faktem jest, że jego nadmierne spożycie przyczynia się do rozwoju wielu jednostek chorobowych ale pamiętajmy, że glukoza (produkt przemiany węglowodanów prostych i złożonych) to najważniejsze i jedyne paliwo dla komórek mózgowych, które swobodnie przechodzi barierę krew-mózg. Bez glukozy, komórki mózgowe nie są w stanie przeprowadzać procesów biochemicznych a tym samym sam mózg nie pracuje czego konsekwencji wyjaśniać nie muszę.
Przypomnijmy sobie nasze babcie czy dziadków, którzy w większości żywili się cukrem białym, owocami również tymi suszonymi, chlebem, śmietaną, smalcem, ziemniakami, miodem i innymi wysoko-węglowodanowymi, wysoko-tłuszczowymi produktami. Różnica jest w tym, że dnie spędzali aktywnie a produkty nie były przetworzone ani sztucznie „napędzane”. Zachowajmy zdrowy rozsądek i odpowiednią aktywność fizyczną a węglowodany szczególnie te proste nie przyczynią się do przybierania na wadze.
Życzę aby nie sugerować się, każdą nową teorią na temat cukru białego, żywienia i bezglutenowych diet. Umiar jest lekarstwem na wszystko. Pozdrawiam!
Karolino, nikt nie zaprzecza, iz glukoza jest absolutnie niezbedna dla naszego organizmu!! Tyle tylko, ze nie potrzebujemy jej w postaci wszedzie obecnego cukru – organizm sam ja produkuje z dostarczanego mu pozywienia (kasze, makarony, warzywa straczkowe czy np. pieczywo). Teoria o ktorej pisze autorka ksiazki (i ja w powyzszym wpisie) dotyczy nie tylko cukru jako takiego, ale przede wszystkim fruktozy (z czym ja akurat nie do konca sie zgadzam…). I nie chodzi tu o to, ze tylko bialy cukier jest ‚be’ a wszystkie inne zalecane – do tego samego worka bowiem wrzuca sie tutaj (i wyrzuca ;)) rowniez cukier trzcinowy, syrop z agawy czy miod.
Co do diety naszych babc i dziadkow, nie do konca sie z Toba zgadzam; czy zywili sie oni codziennie cukrem tak jak my??? Z tego co wiem z opowiesci babci o jej dziecinstwie np. – absolutnie nie! Ciasta pojawialy sie na stole dosyc rzadko, cukier zreszta wogole byl traktowany jako rarytas i jeden jego kilogram musial wystarczac na bardzo dlugo. Nie jedzono codziennie ciast, ciasteczek, czekoladek, cukierkow, batonikow, itd. itp. Ile dzis jest osob, ktore zjadaja kawalek ciasta raz w miesiacu? Raczej niewiele…
Oczywiscie problematyka wspolczesnego zywienia jest niezwykle zlozona i zgadzam sie z tym, ze jednym z glownych dzisiejszych problemow jest rowniez fakt, iz zdecydowanie zbyt malo sie ruszamy, ale tez jesli jednoczesnie bedziemy dostarczac naszemu organizmowi zbyt wiele tego, co mu nie sluzy, to cudow nie ma – nawet ruch tutaj nie pomoze. Gdyby nasi dziadkowie od dziecinstwa zywili sie fast foodowo, wypijali litry slodkich napojow, codziennie pochlaniali ciasta, ciastka i slodkie jak ulepek batoniki, to prawdopodobnie tez by im to nie posluzylo… Choc oczywiscie tego zweryfikowac juz sie nie da ;)
Wspominasz o glutenie – dawniej nie byl on problemem, gdyz zboza nie byly genetycznie modyfikowane; te dzisiejsze maja coraz mniej wspolnego z ‚oryginalnymi’ (z tego co mowia specjalisci – dawne odmiany zboz mialy 14 chromosomow, dzisiejsze zas maja ich az do 42!), wiec i organizm zaczyna sie buntowac…
Zwierzetom hodowlanym podaje sie antybiotyki na okraglo, by nie zachorowaly; faszeruje sie je hormonami i karmi maczka zwierzeca (pewnie dlatego niektorzy twierdza, iz panga ma smak podobny do kurczaka ;)), by produkowac duzo i szybko nie szczedzi sie ziemi sztucznych nawozow, a ‚ulepszacze’ dosypuje absolutnie do wszystkiego – nasi dziadkowie tego akurat nie znali, i nie musieli nawet sie nad tym zastanawiac. I pod tym wzgledem zdecydowanie im zazdroszcze (pod innymi juz nieco mniej ;)).
Pozdrawiam!
Współczesna pszenica zawiera trzy genomy. Około 10000 tys lat temu uprawiano przodka współczesnej pszenicy, Triticum monococcum, który był diploidalny (2n =14). Nasi przodkowi (prehistoryczni pracownicy Monsanto) wybierali nasiona, które posiadały cechy dla nich bardziej korzystniejsze m.in. z nierozpadającą się osłonką na ziarnach. Dzięki tym zabiegom stworzyli pszenice samopsze, Triticum monococcum. Następnie ta pszenica została skrzyżowana z Triticum longissima, tworząc sterylną hybrydę. Możliwość rozmnażania została przywrócona przez podwojenie chromosomów (2n=28), w wyniku czego powstała pszenica płaskurka oraz pszenica durum (T. turgidum i T. turgidum var. Durum).
Dla przypomnienia rzecz dzieje się ciągle w czasach starożytnych, a to „przeklęte” Monsanto już wtedy wysyłało swoich naukowców żeby zaczęli truć ludzi, doprowadzać ludzi do bankructwa itp.
Następnie pszenica płaskurka (tetraploid: 2n=28) została skrzyżowana z Aegilops squarrosa, (diploid ), co zaowocowało powstaniem obecnej pszenicy (T. aestivum, heksaploid: 2n = 42).
„dawniej nie byl on problemem, gdyz zboza nie byly genetycznie modyfikowane” – teraz, tylko czekam na odkrycia archeologiczne o „epidemiach glutenowych”.
a tutaj jeszcze do czego prowadzi „terapia Gersona”
http://www.dailymail.co.uk/news/article-3022642/Wellness-blogger-Jessica-Ainscough-s-fiance-writes-tribute-reveals-radiation-treatment.html
A co z ksylitolem ?