Miesięczne archiwum: Maj 2009

Szybkie ciasto z rabarbarem

Sezon na rabarbar w pełni. Co środę na targu, w drodze do pracy, kupuję ‘pęczek’ tych kwaskowych łodyg. Nie mam niestety związanych z nim takich wspomnień jak niektórzy z Was : rabarbar wyrywany z grządki i maczany w cukrze ;) Ja zajadałam sam, a każdy kwaskowaty kęs ‘wykrzywiał’ twarz ;)
Teraz rabarbar najbardziej smakuje mi / nam we wszelakich ciastach i deserach. Trochę mniej pociąga mnie w wytrawnej wersji (no może za wyjątkiem chutney). Dlatego gdy mam jego nadmiar do szybkiego wykorzystania, wybór najczęściej pada na jakieś szybkie ciasto.
Tym razem zauroczyło mnie zdjęcie na blogu ‘Delimoon’ i postanowiłam upiec rabarbarowe ciasto tego właśnie przepisu. Oczywiście – jak zwykle – dokonałam nieznacznych modfikacji ;) Jest takie jak lubię : delikatne, aromatyczne, lekko wilgotne.

I na dodatek łatwe, szybkie i ‘jednomiskowe’. Same zalety! :)

Zapraszam więc na ciasto do popołudniowej (i nie tylko…) kawy.

gateaumoelleuxrhub2

Delikatne ciasto z rabarbarem

forma o średnicy 22 cm lub 4 małe foremki

350 g rabarbaru (można dać więcej)
100 g miękkiego masła
160 g cukru (u mnie jasny trzcinowy)
3 jajka
otarta skórka z ½ cytryny
otarta skórka z ½ pomarańczy
1 łyżeczka zmielonego kardamonu
1 łyżeczka proszku do pieczenia
200 g mąki

Rabarbar umyć i drobno pokroić.
Masło utrzeć z cukrem na puszystą masę. Dodawać pojedynczo jajka, ciągle mieszając. Następnie dodać otarte skórki, kardamon oraz przesianą mąkę wymieszaną z proszkiem. Składniki starannie wymieszać (jednak nie za długo), dodać rabarbar, wymieszać i przelać masę do natłuszczonej foremki (ja wierzch posypałam jeszcze odrobiną ciemnego muscovado).

Piec ok. 45-50 min w nagrzanym do 180° piekarniku (mniejsze foremki pieczemy krócej).
Przestudzić przed wyciągnięciem z formy. Przed podaniem posypać cukrem pudrem.

Ciasto to jest lekko wilgotne i aromatyczne. Na drugi dzień smakuje równie dobrze. Albo i lepiej ;) Jak smakuje na trzeci dzień niestety nie wiem, nie wytrzymało bowiem tak długo :)

********************************************************

Jako, że te dwa najbliższe tygodnie będą dla mnie dosyć ‘gorące’ (sprawdzanie egzaminów…), nie sądzę niestety, że uda mi się zaproponować Wam coś nowego z rabarbarem w roli głównej. Dlatego na koniec przypomnę Wam jeszcze moje zeszłoroczne rabarbarowe propozycje :

- wiosenny crumble z rabarbarem :

oraz czekoladowo-rabarbarowe małe co nieco :

Dla zainteresowanych, również przetwory z rabarbaru :

- hiram skandynawski :

- chutney z rabarbaru :

- oraz dżem rabarbarowo-truskawkowy :

Pozdrawiam serdecznie! I życzę wszystkim udanego tygodnia :)

EDYCJA

Właśnie wróciłam z pracy z nowym numerem jednego z moich ulubionych czasopism, gdzie baaardzo spodobał mi się jeden truskawkowo-rabarbarowy przepis; bardzo więc możliwe, że jeszcze w tym tygodniu uda mi się to małe słodkie co nieco przetestować ;)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Boćwina i wino

Dziś krótka przerwa w kulinarnej podróży po Szwajcarii ;) Ale tylko częściowa przerwa. Już przechodzę do szczegółów…Gdy tydzień temu ‘spacerowałam’ po targu zastanawiając się, co też szwajcarskiego mogłybym Wam jeszcze pokazać ;) trafiłam na przepiękne ‘pęczki’ boćwiny. I choć pierwotnym zamysłem była bardzo popularna tutaj zupa z porów na białym winie, to mój wybór od razu padł jednak na te dorodne zielone liście, które postanowiłam przyrządzić w bardzo podobny sposób. A że boćwina jest tu dość często używanym warzywem, to nadal będzie trochę po szwajcarsku ;) I na dodatek, użyte przeze mnie wino rzecz jasna również było tutejsze ;)

Oprócz wina, do warzyw dodałam też nieco kuminu i lubczyku i całość – jak zwykle ;) – zmiksowałam. I tak powstała wiosenna, aromatyczna zupa ze specjalną dedykacją dla odwiedzających Moją Kuchnię :)

Pod warunkiem, że lubicie winne smaki rzecz jasna!

soupeblettespdet

Zupa z boćwiną i białym winem

2-3 łyżki oliwy z oliwek
3 małe młode cebulki
2 ząbki czosnku
500 g boćwiny
500 g ziemniaków
150 ml białego wytrawnego wina
ok. 1 litr bulionu
sól, pieprz
1 łyżeczka kuminu
kilka gałązek lubczyku
(ewentualnie śmietana)

Boćwinę umyć i osuszyć. Pokroić osobno jej białe i zielone części liści. Ziemniaki obrać i pokroić w drobną kostkę. Czosnek obrać i lekko zmiażdżyć nożem, cebulki poszatkować i poddusić z czosnkiem na oliwie. Dodać kumin i jeszcze chwilę dusić. Następnie dodać wino i białe części łodyg i gotować 2-3 minuty. Dodać ziemniaki, zalać bulionem i gotować ok. 20 minut, po czym dodać zielone części liści i gotować jeszcze 5-10 minut. Na koniec dodać oberwane listki lubczyku i całość zmiksować. Doprawić do smaku (ewentualnie dodać nieco śmietany).

***********************

Na koniec wspomnę jeszcze, że w czerwcowym numerze wydania czasopisma ‘Twój Styl’ ukazała się kulinarna foto-sesja z kilkoma ciekawymi przepisami z blogosfery ;) I jak już pewnie dziś widzieliście na innych blogach (bo informuję jako ostatnia ;) ), pokazane zostały przepisy AgusiH, Dany, Kasi, Komarki, Małgosi, Trufli oraz moje ;) Dwa z prezentowanych moich przepisów są już na blogu (oryginalna wersja tutaj ;) ), a ten trzeci już niebawem pojawi się dla Was również w Mojej Kuchni.

Pozdrawiam serdecznie i już teraz życzę Wam miłego weekendu :)

foodelek: przepisy tygodnia

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Szwajcarska kuchnia, tradycje i… ‚cholera’ :)

Dania tradycyjnej kuchni szwajcarskiej nie należą niestety do zbytnio dietetycznych ;) Ale nie można się temu dziwić : rolniczo-pasterski tryb życia przez długie lata dyktował taki a nie inny sposób odżywiania się. Siłą rzeczy wykorzystywano naturalne dary natury : mleko, sery, mięso hodowanych zwierząt, łowione w rzekach i jeziorach ryby, sezonowe uprawiane warzywa i owoce. Przygotowywane potrawy miały zapewnić pracującym na roli siłę i energię na cały dzień, musiały więc zawierać odpowiednią dawkę kalorii ;)

Dlatego też te tradycyjne dania najczęściej przygotowuję jesienią i zimą; są treściwe i mile rozgrzewające i to właśnie wtedy najlepiej mi / nam smakują ;) Przede wszystkim oczywiście raclette i fondue, których jakość całkowicie zależy od dobrego (najlepszego!) jakściowo sera. Bardzo cenię sobie znającą się na rzeczy obsługę sklepów z serami, gdyż to oni właśnie najlepiej pomogą dobrać odpowiedni do każdego dania produkt.
Oprócz tego, znanym i lubianym daniem jest oczywiście rösti. Niektórzy twierdzą, że powinno ono być przygotowane tylko i wyłącznie z surowych ziemniaków, inni – że z gotowanych, jeszcze inni przygotowują je pół na pół ;) A każda pani domu ma chyba swój sekret i ulubione dodatki ;)
Wiele jest dań z ziemniakami w roli głównej; w Gryzonii np. jada się maluns – są to ugotowane, starte ziemniaki wymieszane z mąką (jak kruszonka) a następnie smażone w maśle.
Sporo jest też dań, gdzie ziemniaki łączone są z innymi warzywami, często z porami. W kantonie Vaud np. bardzo słynny jest papet vaudois (por, ziemniaki, białe wino, śmietana i do tego specjalna, tradycyjna kiełbasa). Z porem przygotowuje się wszelakie tarty, warzywne ‘kotleciki’ i zupy. Zupy te często są zakrapiane winem, ale to pewnie dlatego, że zimą miały one funkcje rozgrzewające ;) Po długim dniu w górach, na śniegu, nie ma przecież nic lepszego niż dobra, rozgrzewająca zupa :)
W ‘mastach’ jadało się więcej potraw mięsnych; w rzekach i jeziorach łowiło się (i nadal łowi) przede wszystkim okonie, pstrągi, sielawę i palię alpejską (po raz pierwszy zobaczyłam dziś tę nazwę po polsku…).
Wertując moje książki ze szwajcarskimi przysmakami ;) zastanawiałam się, co Wam pokazać, co może Was zainteresować. Mój wybór padł na przepis, który sam w sobie nie jest może ani zbytnio oryginalny, ani wykwintny. Jest to tradycyjne ‘górskie’ danie z regionu Wallis o nader frapującącej nazwie : ‘cholera’ :)) Co ciekawsze, nikt do tej pory nie umiał wyjaśnić mi genezy tej nazwy; i choć dyskutując o niej w pracy mieliśmy kilka ciekawych teorii, to nie sądzę, że któraś z nich jest w 100% prawdziwa ;) Nie mniej jednak trzeba przyznać jedno – ta szwajcarska cholera jest naprawdę smaczna! Choć o jej smaku i charakterze zadecyduje użyty do jej przygotowania ser. Najlepiej, by był to ser typu raclette i najlepiej, by był to oryginalny ser z Wallis ;) Ja użyłam sera ‘bagnes’, domyślam się jednak, że poza granicami Szwajcarii trzeba będzie użyć jakiegoś erzatzu ;)cholera2

‘Cholera’

na formę o średnicy 28 cm

Ciasto :
250 g mąki
½ łyżeczki soli
125 g zimnego masła w kawałkach
kilka łyżek bardzo zimnej wody (ok. 3-4)
(jeśli chcemy tartę ‘przykryć’ – przygotować podwójną ilość ciasta)

Mąkę wymieszać z solą, dodać masło i szybko wyrobić aż utworzą się ‘okruszki’, wtedy dodać tyle wody, by ciasto się połączyło w jednolitą masę (wyrabiać jak najkrócej). Zostawić je w chłodnym miejscu na minimum 30 minut.
(ciasto możemy przygotować nawet 2-3 dni wcześniej; możemy też je zamrozić i przechowywać do kilku miesięcy)


Farsz :
400 g ugotowanych wcześniej ziemniaków
(u mnie w mundurkach)
400 g pora
300 g jabłek
200 g startego, dobrze topiącego się sera (typu raclette)
2 łyżki oliwy z oliwek
sól, pieprz

Por umyć, osuszyć, przekroić na długość, drobno poszatkować i lekko poddusić na oliwie; następnie dodać obrane i drobno pokrojone ziemniaki oraz jabłka i dusić ok. 15 minut, mieszając co kilka minut. Posolić i doprawić pieprzem, przestudzić (jeśli jabłka puściły dużo soku – odcisnąć).

Ciasto rozwałkować i wyłożyć nim formę, ponakłuwać widelcem.

Do przestudzonego farszu dodać starty ser, wymieszać i nałożyć na ciasto. Możemy tartę przykryć płatem ciasta czy udekorować jego kawałkami (przed pieczeniem posmarować roztrzepanym jajkiem), możemy też ‘przykryć’ ją plasterkami ziemniaków i jabłek.

Piec ok. 40 minut w 200°.

Smacznego!

Bon appétit! Guten Apetit! En Guete! Buon appetito! Bun Appetit! :)

*   *   *

(pierwsze zdjęcie pochodzi z tej strony)

 

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email