Archiwa kategorii: książki

‚Kocham Toskanię’

giulia_S_kocham_toskanie
Nie jest chyba dla nikogo tajemnicą fakt, iż kocham Toskanię :) I to dlatego między innymi już od kilku lat podczytuję blog mieszkającej tam Giulii – ‘Jul’s Kitchen’.
Lubię nie tylko jej przepisy (na blogu prezentowałam Wam już pyszną schiacciatę – klik oraz pomidorowy ‘sugo finto), ale również jej opowieści okołokulinarne oraz zdjęcia – niezwykle apetyczne i piękne w swej prostocie, jest bowiem na nich tylko to, co podczas lub po przygotowaniu potrawy znajduje się na stole. Każdy wpis ma w sobie coś szczególnego, to prawdziwa gratka dla miłośników Toskanii i jej kuchni, nie bez kozery więc blog Gulii został okrzyknięty najlepszym włoskim blogiem 2013 roku.

Nieco ponad półtora roku temu autorka wydała swoje rodzinne, ulubione toskańskie przepisy w formie książki (dostępnej po włosku i angielsku), która w sierpniu tego roku, dzięki wydawnictwu Jedność znalazła się również na polskim rynku.


giulia_toscana1
Charakter książki najlepiej oddają słowa wstępu samej autorki :

‘‘W książce tej zawarta jest cała moja miłość do Toskanii i jej produktów. Są tu różne przepisy rodzinne, na przykład dania mojej babci, na których się wychowałam i które czekały na mnie, gdy wracałam ze szkoły. Są też przepisy, których w niedzielne piżamowe poranki uczyła mnie mama, krok po kroku, oraz receptury mojej prababki, ciotki Teresy, ciotki Silvany, Gelsomina i wielu innych krewnych i przyjaciół, którzy chętnie opowiedzieli mi o swoim życiu poprzez alchemię składników różnych dań i wszelkie tajniki kuchni. W tej książce zawarta jest moja ziemia, z którą jestem związana i która jest moim przeznaczeniem, na której miałam szczęście wzrastać i którą przez lata na nowo odkrywałam, pisząc blog i prowadząc kursy gotowania. Toskania – szczodra, ale i skromna – to nie tylko pappa al pomodoro i fiorentina. To bogaty zbiór przepisów, przeróżnych krain i osobliwości, aromatycznych ziół, poszanowania dla sezonowości produktów i kult czerstwego chleba, ponieważ tutaj niczego się nie wyrzuca. Mamy w tej książce producentów, którzy uczciwie i z pasją opisują taką właśnie Toskanię, opowiadając o oliwie, winach, serach, mięsach czy truflach. Znajdziemy w niej krajobrazy, restauracje, zajazdy, piwnice, gospodarstwa agroturystyczne, prawdziwych ludzi i historie, które warto poznać. To Toskania, którą kocham, i mam nadzieję, że dzięki tym przepisom i opowieściom również i Wy będziecie mogli choć trochę się w niej zakochać.’’

Oprócz samej miłości do toskańskiej kuchni, bliska jest mi również filozofia Guilii – sezonowość, szacunek dla ziemi i jej darów oraz dla tych, dzięki którym możemy cieszyć się nimi na naszym stole; ważne są też dla niej produkty ekologiczne (lub te oznaczone znakiem chronionego oznaczenia geograficznego czy chronionej nazwy pochodzenia – IGP i DOP), nie ze względu na modę, ale ich jakość i etyczne aspekty ich produkcji.

giulia_toscana2
Książka podzielona jest na osiem rozdziałów (przekąski, pierwsze dania, zupy, drugie dania, jaja i warzywa, pieczywo i kanapki, słodkości, przetwory), jednak oprócz samych przepisów znajdziemy tutaj również opisy miejsc i osób, które są Gulii bliskie (w tym np. producentów lokalnych, świetnej jakości produktów czy właścicieli ekologicznych gospodarstw agroturystycznych). Autorka opowiada o wyjątkowej rodzinie truflarzy, zabiera nas na piątkowy targ w Colle Val d’Elsa, do pewnej cukierni z Lukki na ich słynne buccellato czy na spacer w oliwnym gaju, którego właściciel rozmawia z oliwkami (na końcu książki znajdziecie adresy wszystkich polecanych w książce miejsc). Jeśli więc tak jak ja kochacie Toskanię, ta książka jest właśnie dla Was (a jeśli jeszcze nie jesteście do końca o tym przekonani, to Giulia z całą pewnością pomoże rozwiać wszelakie wątpliwości :))

Jedyny niewielki minus dotyczy wg mnie tłumaczenia niektórych terminów kulinarnych; we wszystkich przepisach proszek do pieczenia został tu przetłumaczony jako drożdże, co może wprowadzić w błąd wielu testujących przepisy. Poza tym toskańskie cavolo nero przetłumaczone zostało jako jarmuż (owszem, to ta sama rodzina, ale wizualnie jest przecież między nimi spora różnica…), a cantuccini – jako herbatniki (jeśli już trzeba jakoś je nazwać po polsku, pozostawiłabym chyba najzwyczajniej nazwę ‘ciasteczka’, ale to tylko moja osobista dygresja…). Na szczęście tym razem farro przetłumaczono już poprawnie, czyli jako płaskurkę, a nie jako orkisz (piszę ‘tym razem’, gdyż niestety podobne problemy dotyczyły wcześniejszej książki ‘Smaki kuchni włoskiej’, co przy tak pięknym, albumowym wydaniu było dla mnie sporym mankamentem…).

giulia_toscana4

Giulia Scarpaleggia – ‘Kocham Toskanię. Kolory, smaki i zapachy’     
Wydawnictwo Jedność
Oprawa twarda, 192 strony
(sierpień 2014)
Tłumaczenie: Ewa Firewicz
Książka na stronie wydawcy – klik (aktualnie w promocyjnej cenie)
(więcej zdjęć oraz między innymi wywiad z autorką również tutajklik)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Książkowo – ‘Fotografia kulinarna dla blogerów’

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Helion, dziś słów kilka o książce ‘Fotografia kulinarna dla blogerów’ autorstwa Matta Armendariza (prowadzącego bloga ‘Matt Bites’). To kolejna już pozycja dla zaczynających przygodę z fotografią kulinarną i blogowaniem (o wcześniejszych – ‘Ujęcia ze smakiem’ Hélène Dujardin oraz ‘Fotografia kulinarna’ Nicole S. Young – pisałam tutaj – klik).

fotografia_kulinarna_matt_AKsiążka napisana jest prostym, przystępnym językiem i zdecydowanie bardziej przyda się początkującym, niż zaawansowanym fotografom. Podzielona jest na cztery części (Elementarz – Kreatywność – Stylizacja – Kruczki i sztuczki, czyli praktyka), w których omawiane są kolejno tematy nieco bardziej techniczne (jak np. głębia ostrości, oświetlenie, balans bieli czy sprzęt fotograficzny), jak i kwestie praktyczne – kompozycja zdjęcia, perspektywa czy stylizacja.
Osobny rozdział poświęcony jest tzw. trudnym do fotografowania potrawom, jak np. zupy, makarony czy lody i napoje, gdzie Matt dzieli się z czytelnikami swoimi sztuczkami i poradami.

Co ważne – wszystko ilustrowane jest odpowiednimi zdjęciami, dzięki czemu nawet początkujący w tej dziedzinie mogą od razu dostrzec różnice między takim a nie innym oświetleniem, kątem padania światła czy różnymi aranżacjami danego kadru. Podoba mi się również fakt, iż Matt przekonuje, że nie trzeba inwestować w drogi sprzęt (typu blendy, namioty bezcieniowe i profesjonalne lampy), a wszystko to pokazuje na osobnych zdjęciach (sama żałuję, że nie miałam do nich dostępu 7 lat temu, gdy zaczynałam przygodę z blogowaniem… ;)).

Książka ta jest wg mnie swego rodzaju ‘elementarzem’, wprowadzeniem początkującego fotografa w specyficzny świat fotografii kulinarnej; nie znajdziecie tutaj np. zbyt wielu porad dotyczących tzw. postprodukcji, czyli późniejszej obróbki zdjęć w odpowiednich programach graficznych, myślę jednak, że nie jest to wielkim mankamentem, łatwo bowiem tego typu informacje znaleźć dziś nawet w sieci.

Matt Armendariz – ‘Fotografia kulinarna dla blogerów’
Wydawnictwo Helion
Okładka miękka, str. 195

(więcej o książce również na stronie wydawnictwa – klik)

*   *   *

I na koniec niespodzianka – jeśli chcecie otrzymać jeden z 3 egzemplarzy książki, napiszcie proszę czy i dlaczego Was ona zainteresowała i w czym może być Wam przydatna; pod koniec tygodnia ogłoszę na blogu wyniki losowania (uwaga : adresy do wysyłki tylko na terenie RP).
EDYCJA – dziękuję za wszystkie komentarze (proszę o nie dopisywanie kolejnych); szczegóły ogłoszę najpóźniej w niedzielę wieczorem.

*   *   *

Moi Drodzy,
Książki trafiają do czterech osób (oddaję Wam również mój egzemplarz recenzyjny) – do dwóch pierwszych komentujących : Kamila + Alina, oraz do dwóch ostatnich : Ewelosa + Vesper (Doroto, przykro mi, wydawnictwo wysyła książki tylko na terenie RP…); dwie nagrody pocieszenia trafią zaś do Krystyny i Peli :)

Pozdrawiam serdecznie i czekam na Wasze dane teleadresowe (mój adres mailowy w prawym górnym rogu bloga).

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Wyjątkowy sos z orzeszków piniowych i sałatka na poniedziałek

salade_avocat2
Do wypróbowania dzisiejszego przepisu zachęciła mnie Wiktoria. Tak przekonująco o nim opowiadała, że nie sposób było się oprzeć ;). Choć przyznaję, iż na początku pochodziłam do tej receptury nieco jak pies do jeża… Dlaczego? Głównie dlatego, iż z pewnym sceptycyzmem podchodzę do receptur łączących składniki rzadko ze sobą sąsiadujące (jak więc nietrudno zgadnąć, nie jestem wielką fanką tzw. kuchni ‘fusion’, ale ponoć tylko krowa nie zmienia poglądów ;)). Orzeszki piniowe, woda kokosowa i miso?! No w sumie – dlaczego nie! :)

Przepis pochodzi z książki autorstwa Kimberley Snyder* Beauty Detox Foods, w której (oprócz opisu i szczegółów diety) znajdziemy receptury na dania mające pomóc nam w utrzymaniu dobrego zdrowia i samopoczucia, i jednocześnie będące sprzymierzeńcami dla naszego ciała, skóry i jej kondycji / wyglądu (może znacie już również stronę internetową Kimberley – klik).
Ja od siebie dodałam tutaj trochę soku z cytryny, by nieco zaostrzyć smak sosu, użyłam też mniej czosnku i mniej płatków drożdżowych (pomijamy je, jeśli cierpimy na zespół jelita wrażliwego). Sos ma aksamitną, kremową konsystencję (podobną do tahini), jest niezwykle zdrowy oraz sycący (ponownie m. in. woda kokosowa, tak jak w przypadku tego koktajlu – klik), idealnie pasuje do sałaty (nawet bez dodatku płatków drożdżowych jest pyszny). Eksperyment więc jak najbardziej udany i godny polecenia, Wiktorii raz jeszcze dziękuję więc za rekomendację (a przy okazji – radzę Wam od razu przygotować sos z podwójnej porcji ;)).

PS. Pod przepisem kilka uwag dotyczących ewentualnych modyfikacji sosu…

*Poprzednia jej książka – ‘Beauty Detox Solution’ – to przepisy dotyczące oczyszczania naszego organizmu z wszelakich toksyn oraz – jak i w wyżej wspomnianej książce – ogólne zasady diety z akcentem na detox właśnie. Większość promowanych przez Kimberley Snyder zasad jest od dawna znana tym, którzy choć trochę interesują się zdrowym odżywianiem, znajdziemy tu bowiem elementy nawiązujące do tak ważnej dla naszego organizmu równowagi zasadowo-kwasowej, diety rozłącznej / rozdzielnej czy Kuchni Pięciu Przemian; niebawem postaram się napisać kilka słów więcej na ten temat…

salade_avocat1
Sałatka z awokado i sos z orzeszków piniowych (Raw Vegan Cesar Salad)

na dwie porcje

1 główka sałaty rzymskiej (w oryginale 2 )
1 średnie awokado, pokrojone w kostkę
u mnie – duża garść rukoli (w oryginale algi dulce)
moje dodatki – garść orzeszków piniowych, do posypania; pieprz czerwony, do ozdoby

sos (na pół szklanki) :

szklanka = 250 ml

½ szklanki orzeszków piniowych
1 łyżka pasty miso (lub sosu sojowego fermentowanego / tamari), do smaku
1 – 2 łyżki płatków drożdżowych
1 ząbek czosnku (w oryginale 2 )
¼ – ½ szklanki wody kokosowej
dodatkowo – sok z limonki / cytryny, do smaku
(w oryginale dodatkowo kilka kropli płynnej stewii – pomijam)

Sałatę i rukolę umyć i dokładnie osuszyć; liście sałaty porwać na mniejsze kawałki, rukolę pozbawić ewentualnych twardszych łodyżek.
Wszystkie składniki sosu zmiksować do otrzymania odpowiadającej nam konsystencji (możemy dodać nieco więcej płynu, szczególnie wtedy gdy nasz blender kaprysi podczas miksowania ;)), a następnie wymieszać* z przygotowanymi składnikami sałatki. Można ewentualnie posypać odrobiną orzeszków piniowych oraz ‘ozdobić’ czerwonym pieprzem z młynka. Podawać natychmiast.

*do zdjęcia sałatka tylko polana sosem, wymieszana z nim bowiem wygląda nieco mniej fotogenicznie ;)

salade_avocat_sauce
Uwagi :

- jeśli nie lubicie smaku miso, możecie użyć fermentowanego sosu sojowego / tamari (sprawdźmy, by kupowane przez nas produkty sojowe były wolne od GMO)

- zamiast orzeszków piniowych (wszak do najtańszych nie należą…) możemy też ewentualnie użyć np. orzechów nerkowca, choć wiadomo – smak nie będzie już dokładnie ten sam (a wg autorki – nie powinno się ich spożywać zbyt często)


Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego tygodnia!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email