Toskańskie reminiscencje (2013, cz. 3)

montalcino22

Dokładnie rok temu o tej porze spędzałam przemiły tydzień w mojej ukochanej Toskanii. I przeglądając wpisy blogowe stwierdzam, iż zeszłoroczna relacja niestety nie doczekała się ciągu dalszego :/ Dziś więc (niejako z okazji rocznicy ;)) kilka dodatkowych zdjęć i toskańskich wspomnień…

W ostatnim wakacyjnym wpisie zatrzymałam się na Montalcino

Następnego dnia zawitaliśmy również do Montepulciano (kilka wcześniejszych zdjęć również tutaj – klik) :

montepulciano2
 (studnia Gryfów i Lwów na Piazza Grande)

montepulciano1
Całkiem przypadkowo trafiamy do Cafe Poliziano (Via Voltaia del Corso 27/29), którego historia sięga XIX wieku; zresztą sala wciąż wygląada tak, jakby czas się tam na chwilę zatrzymał…

montepulciano_illy1
(na piętrze niżej mieści się również restauracja)

montepulciano_illy2

Z maleńkich tarasów rozpościera się wspaniały widok na całą okolicę :

montepulciano_illy3
Sami chyba przyznacie, iż miło sączy się espresso (moje ulubione Illy) w takiej scenerii ;)

montepulciano_illy4
Wyjeżdżając z Montepulciano zatrzymujemy się przy przepięknym kościele San Biagio, który niestety jest akurat w trakcie renowacji (to pewnie znak, że trzeba tu wrócić, by móc zwiedzić jego wnętrze…).

Jedziemy więc dalej, do kolejnego punktu naszej wyprawy – Monticchiello (13 km od Pienzy, miasteczko liczy sobie niewiele ponad 200 mieszkańców…), do którego nie udało mi się dotrzeć poprzednim razem
Jeśli przez przypadek śledzicie australijską wersję Masterchefa (nota bene dla mnie to zdecydowanie najlepsza wersja tego programu jaka istnieje…), to może pamiętacie, iż dwa lata temu, podczas ich włoskiej wyprawy, to właśnie w Monticchiello rozegrano jeden z odcinków (nagminnie pisząc wszędzie Monticello ;)). Kandydaci mieli najpierw przygotować tamtejszy typowy makaron pici, a następnie cały posiłek dla mieszkańców miasteczka. Nie mogłam więc odmówić sobie przyjemności i nie zawitać do tego maleńkiego, lecz wielce urokliwego miasteczka (regularnie przybywają tam nowożeńcy, a w dniu naszego pobytu w Monticchiello był tam akurat ślub polskiej pary – świat jest mały :)).

monticchiello_la_porta
Clou naszej wyizyty w Monticchiello była Osteria La Porta (tuż przy wejściu do miasteczka, przy głównej bramie średniowiecznych murów – skąd jej nazwa; zamknięte w czwartki), w której bez wątpienia należy się zatrzymać.

monticchiello_bruschette1

monticchiello_bruschette2
Kawę czy małe przekąski (obowiązkowe bruschette / crostini - serwowane od 15.00) można konsumować również na tarasie, kontemplując widoki na dolinę Val d’Orcia.

monticchiello_pluie01
Niestety pogoda zaczyna dosyć szybko się zmieniać i pod koniec posiłku dociera do Monticchiello nie tyle burza, co oberwanie chmury w akompaniamencie olbrzymich kulek gradu.

monticchiello_pluie3
Powrót na parking w dole miasteczka jest absolutnie niemożliwy, ulice zamieniają się praktycznie w potok, postanawiamy więc przeczekać ulewę we wnętrzu osterii (przyznaję, iż w takim wnętrzu zupełnie mi to nie przeszkadza ;))

monticchiello_vins
Sącząc kolejne espresso przeglądamy książki na półkach obok i trafiamy na dedykowane właścicielce egzemplarze szkiców literackich Marka Zagańczyka (po raz kolejny stwierdzam, że świat jest jednak mały… :))
(oprócz osterii La Porta polecić można również znajdującą się całkiem niedaleko restaurację La Cantina, która prowadzona jest przez córkę właścicielki La Porta; zamknięte w środy)

Do Monticchiello wracamy jeszcze następnego dnia, by tym razem napawać się widokiem skąpanych słońcem uliczek :

monticchiello_place

monticchiello_maison_à_vendre
monticchiello_roses
monticchiello_maison02
monticchiello_boite
monticchiello
*   *   *

Przy wejściu / wyjściu z miasteczka warto też zatrzymać się na tarasie baru La Guardiola (Wine Bar / Lounge), choć ceny przekąsek są tam niestety dosyć wygórowane (4 malutkie kawałki pecorino do degustacji kosztują tutaj 10 euro, a w Montalcino np. za praktycznie potrójną - poczwórną porcję płacimy 13 euro…). Na szczęście kawa i wino w całkiem ‘normalnej’ ;) cenie, a do tego miła obsługa i absolutnie niesamowite widoki na dolinę…


Cdn.

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

25 odpowiedzi nt. „Toskańskie reminiscencje (2013, cz. 3)

    1. Bea Autor wpisu

      Kaba, masz racje. Choc zaluje oczywiscie, ze aktualnie tylko zdjeciami tam powracam… Codziennie czytam sobie moj toskanski dzienniczek podrozy z tamtego tygodnia i wysylma mezowi z pracy smsy : ’10.00 – jestesmy na kawie w Montalcino!’ ;))

      Odpowiedz
  1. Anna Maria

    Cudowne miejsca. A co do australijskiego Masterchefa – choć to format, jak większość najbardziej udanych formatów telewizyjnych, wymyślony u nas:-), to wielu fanów podziela Twoje zdanie. Nie wiem, może już Ci wspominałam, ale czytałam, że któryś finał Masterchefa był najbardziej oglądanym programem w historii australijskiej telewizji:-)

    Odpowiedz
    1. Bea Autor wpisu

      Anno Mario, oczywiscie brytyjska wersja to niepodwazalny oryginal, ktory zawsze bardzo chetnie ogladam! ;) Jeden ta australijska wersja jest naprawde wyjatkowa : ciekawi, mili i serdeczni ludzie, pelni humoru i pozytywnych emocji; no i sam ‚show’ na bardzo wysokim poziomie, ciekawe zadania, swietna atmosfera. Wersja amerykanska to dla mnie jakas porazka – nie rozumiem tych negatywnych emocji, ponizania, zlego traktowania ludzi… Choc rozumiem, ze to pewnie bardziej dla utrzymania ogladalnosci niz dla samej idei. Wersje francuska lubie, choc i tak z australijska nie wygra ;) Za to o polskiej (widzialam tylko pierwszy sezon) wole sie nawet nie wypowiadac… ;)
      (nie wiedzialam, ze tamten final byl najbardziej oglądanym programem w historii australijskiej telewizji :))

      Odpowiedz
    1. Beata, Magazyn Kuchenny

      Pamiętam świetnie tamten odcinek australijskiego masterchefa – oglądam tę edycję pasjami :-) To było dobrze wymyślone zadanie! Ale ja chybabym zemdlała z przerażenia, gdybym miała Włochom gotować ich własną kuchnię.

      Odpowiedz
      1. Bea Autor wpisu

        Widzie, ze nie tylko ja mam bzika na punkcie tek edycji ;) To byla wogola bardzo swietna ekipa wtedy, prawda? Choc i ci nastepni i ci aktualni tez bardzo sympatyczni :)
        Z ciagu dalszego beda chyba jeszcze dwa odcinki (choc moze zloze wszystko w jeden…).
        Mam nadzieje, ze to czytelnikow nie znuzy ;)
        Pozdrawiam!

        Odpowiedz
  2. Małgosia z akacjowego

    Beo- miło popatrzeć na malowniczą Toskanię widzianą Twoim okiem. Cieszę się , że wróciłaś do wspomnień :) Pokazujesz pięknie klimat tamtejszych miejsc. Co do australijskiego Masterchefa…absolutnie podzielam to co piszesz o programie. Czasem zastanawiamy się, czy po prostu żyje się tam inaczej, bo zachowanie ludzi jest tam budujące…

    Odpowiedz
    1. Bea Autor wpisu

      Malgosiu, wydaje mi sie, ze to wlasnie roznice kulturowe… Patrzac na wersje amerykanska jestem z lekka przerazona :/ Teraz chce jeszcze porownac z wersja wloska ;)

      Odpowiedz
    1. Bea Autor wpisu

      Przyznaje, ze bylo to dosyc niesamowite przezycie… Ulewe przeczekiwala z nami para Anglikow na emeryturze; pani byla tak przerazona tym, co podczas ulewy na drodze przezyli, ze reperowala nerwy koniaczkiem ;)

      Odpowiedz
    1. Bea Autor wpisu

      Dzemdzus, ja wciaz nie wiem, na jaki dom bym sie zdecydowala… Uwielbiam tego typu architekture, jednak ciezko mi zyc w pomieszczeniach z malutkimi oknami – kocham takie praktycznie szklane sciany ;) No ale wszystkiego miec nie mozna. Niestety ;)

      Odpowiedz
  3. Marta Potoczek

    O matko Bea- my się musiałyśmy mijać, bo byłam w tych samych miejscach dokładnie rok temu. Kto wie, może piłyśmy kawę siedząc niedaleko :) Ja oczywiście mam taki refleks, że zdjęcia wrzuciłam na rocznicę ;)

    Odpowiedz
  4. Jo

    Może masz w zanadrzu jeszcze coś? Ni trzymaj do kolejnej rocznicy włoskie wpisy zawsze są mile widziane i zawsze wiążą się z jedzeniem ;)

    Odpowiedz
    1. Bea Autor wpisu

      Jo, mam jeszcze kilka zdjec i najpozniej za tydzien lub dwa postaram sie je zamiescic… Choc to tych jedzeniowych jest / bedzie zdecydowanie mniej ;)

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>