Pasztet sojowo-warzywny

pasztetwarzywa
*
Pasztety warzywno-sojowe czy soczewicowe piekę dosyć często. Są one bogate w białko i pożywne – mogą stanowić dodatek do obiadu lub być osobnym, samodzielnym daniem czy też kanapkowym ‘smarowidłem’. Plusem takich domowych pasztetów jest przede wszystkim fakt, iż wiemy co się w nich kryje ;) Poza tym za każdym razem – modyfikując dodatki i przyprawy – możemy upiec coś zupełnie innego. Oczywiście taki domowy pasztet to dodatkowy czas i energia potrzebne na jego zrobienie. Jego smak jednak z całą pewnością to wszystko zrekompensuje ;)
*

pasztetsojowy11
*
To Margot ‘zaraziła’ mnie jakiś czas temu tego typu pysznościami :) Podany przez nią przepis na sojowo-soczewicowy pasztet z pieczarkami (o którym wspominałam tutaj – klik) piekę naprawdę często. To świetna baza do dalszych ‘wariacji na temat’ ;)
Jedną z takich wariacji jest właśnie dzisiejsza propozycja. Zamiast ziemniaków (z myślą o tych, którzy są na ewentualnej diecie ;) ) dodałam upieczone warzywa, a dodatkowo – korzystając ze świetnego pomysłu Truskawkowej Ani :) – również pieczony czosnek. Pasztet upiekłam w kąpieli wodnej, dzięki temu jest idealnie wilgotny.

*
pasztetsojowy3

Pasztet sojowo-warzywny

proporcje na formę ok. 11 x 24 cm

oliwa z oliwek
200 g soi
ok. 350 g warzyw (u mnie : korzeń pietruszki, marchewka i pasternak)
ok. 300 g pieczarek
2-3 łyżki posiekanej natki pietruszki
1 cebula
1 główka czosnku + 1 ząbek
2 duże lub 3 małe jajka
ok. 1,5 łyżki sosu sojowego
1,5 łyżki majeranku
1 łyżka zmielonego kuminu
sól, pieprz
spora szczypta papryczki z Espelette
+ do smaku : odrobina zmielonej gałki muszkatołowej, kolendry oraz goździków

Soję wypłukać pod bieżącą wodą, następnie zalać ją zimną wodą i pozostawić na noc do namoczenia. Następnego dnia soję wypłukać i ugotować w świeżej wodzie (ok. 1,5 – 2 godziny). Następnie soję odcedzić (ja dodatkowo ponownie ją płuczę) i jeszcze ciepłą zmielić.

Piekarnik rozgrzać do 200°C.

Warzywa obrać, pokroić na równej wielkości kawałki, ułożyć je na wyłożonej papierem blasze, lekko posmarować oliwą i oprószyć solą. Ściąć górę główki czosnku (tak, by widać było odkryte ‘wierzchołki’ ząbków), umieścić ją w kokilce / ramekinie, posmarować łyżką oliwy i upiec wraz z warzywami do miękkości (ok. 25 – 30 minut). Gdy główka czosnku lekko przestygnie – naciskamy mocno na jej spód, by wydobyć upieczone ząbki (same bardzo ładnie wtedy ‘wyskakują’ z osłonek).

Cebulę oraz jeden ząbek czosnku zeszklić w 2-3 łyżkach oliwy. Dodać oczyszczone i pokrojone pieczarki i dusić do miękkości; na koniec dodać natkę pietruszki i wymieszać.

Następnie zmielić jeszcze ciepłe warzywa, pieczarki, cebulę oraz czosnek i wymieszać z soją.

Dodać jajka, sos sojowy, przyprawy i dokładnie wymieszać – w razie potrzeby dosolić lub doprawić. Przełożyć masę do natłuszczonej keksówki i piec w 180°C około 1-1,5 godziny (w zależności od wielkości / głębokości użytej formy).

*
pasztetsojowy21*

Uwagi :
Jeśli chcemy, by pasztet był wilgotny, polecam upieczenie go w kąpieli wodnej : formę z masą wstawiamy do większej foremki / brytfanny i delikatnie wypełniamy ją gorącą wodą, mniej więcej do 1/3 wysokości foremki z masą (jeśli forma jest niska – nalewamy wody do maks. połowy wysokości).

*

*  *  *

*
I na koniec, na prośbę czytelniczki Agaty :) przypominam Wam o domowych pisankach ‘z listkiem’, które pokazywałam dwa lata temu i które niektórym z Was bardzo przypadły do gustu :
*

ppisanki1
*
Po szczegóły odsyłam Was tutaj – klik, klik (zdjęcia i opis znajdują się pod koniec wpisu).

*

Pozdrawiam serdecznie!

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

57 odpowiedzi nt. „Pasztet sojowo-warzywny

  1. katasz

    Beo, a jakie warzywa są na tym pięknym zdjęciu? Rozpoznaję pasternak i chyba seler, ale czy to czerwone to czerwona marchewka? Przy okazji – oglądałam wczoraj reportaż o stanie żywienia we francuskich stołówkach, w którym tutejsza kulinarna celebrity, Cyril Lignac, odpytywał dzieci ze znajomości warzyw. Nie znały nawet cykorii, a karczochy i szparagi myliły z porami. Wszystkie za to rozpoznały pizzę :)

    Odpowiedz
  2. Grazyna

    Ja też lubię robić i jeść pasztety warzywne. Mój popisowy to ten z fasoli, będzie dla córki na Wielkanoc, jak co roku ! Twój bardzo mi się podoba i skorzystam z pomysłu :)
    Pisanki urocze !

    Odpowiedz
  3. komarka

    Dzięki, że przypomniałaś o tych cudnych roślinnych pisankach. W takim razie idę do ogrodu w poszukiwaniu ładnych listków :) A pasztetem mam nadzieję, że sama się zarażę ;D Tzn. ja bardzo lubię takie, tylko mam nadzieję, że w końcu zacznę piec je sama :) Pozdrawiam wiosennie!

    Odpowiedz
  4. Kasia

    Cudowny ten pasztet. Muszę koniecznie go zdziałać. Wstyd przyznać,a le od lat nie robiłam pisanek, teraz mam motywacje, bo chcę, żeby Hania od małego znała sympatyczne zwyczaje..:) Postaram się pomysł na listkowe jajka wykorzystać. :)

    Odpowiedz
  5. zaytoon

    Ależ te pasztety kuszą… Póki co chyba jednak muszę się powstrzymać. (Nie)stety wciąż uzależniona jestem od rodziny, która nie zawsze dopuszcza mnie do kuchni, a i czasu często brak.

    Ale kiedyś koniecznie muszę spróbować

    Pozdrawiam!

    Odpowiedz
  6. Sini

    Bea, wspaniały ten pasztet. Wskakuję na listę „do zrobienia”, tylko zmniejszę znacznie ilość czosnku i zamiast soi będą jakieś inne fasolki (alergia).

    Odpowiedz
  7. amarantka

    Kusicie Kobiety niesamowicie tymi pasztetami… oj kusicie!
    to ja sobie też jakiś wkrótce zrobię :)
    Pisanki piękne i świetny pomysł!
    choć od dawien dawna pisanek nie robię, to może się skuszę w tym roku…?

    Odpowiedz
  8. Bea Autor wpisu

    Oj nie Margot, nie sądzę, że takiego mistrza (czy raczej Mistrzynię ;)) można przerosnąć :)

    Gosiu, spróbuj – może akurat im posmakuje ? ;)

    Krokodylu, dodatek pieczonego czosnku chyba na stałe już teraz i u mnie zagości ;)

    Katasz, obok pieczarek jest korzeń pietruszki, to w plastrach to kawałek pasternaku-olbrzyma ;) a w środku – ‘fioletowa’ marchewka, już obrana.
    A co do reportażu – masz rację, mnie również zdumiewa czasami, że tak wielu warzyw dzieci nie są w stanie rozpoznać :/ Za to z colą i pizzą problemu faktycznie nie mają ;)

    Grazyno, i ja bardzo lubię smak fasolowego pasztetu, jednak mój system trawienny woli te bez jej dodatku niestety ;)

    Patrycjo, witaj w klubie ;)

    Komarko, gdyby nie Agata to pewnie i ja bym o nich zapomniała… ;)
    PS. Życzę Ci więc ‘zarażenia’ się pasztetami ;))

    Kasiu, to świetny pomysł by pokazywać takie miłe tradycje Hani; wiesz, ja pisanek też co roku niestety nie robię… :/

    Zay, niestety rozumiem ten ‘problem’… Ale wiesz – kiedyś sobie to jeszcze ‘odbijesz’ ;)

    Witaj Sini :) Wiesz, co do czosnku, to ten pieczony ma niesamowicie łagodny smak, nie obawiaj się więc tej całej główki (ja też się na początku obawiałam ;)). No chyba, że czosnku naprawdę nie lubisz. Ale spróbuj koniecznie tego pieczonego ! A zamiast soi oczywiście możesz dodać jakieś inne strączkowe, też będzie pysznie :)

    Amarantko, zrób sobie koniecznie ! ;))

    Dziwnograju, telepatia znaczy :)

    *

    Pozdrawiam serdecznie!

    Odpowiedz
  9. Marchewka Dracoolina

    Bea, wracam z niebytu i podziwiam Twoje ostatnie kulinarne dokonania! Same pyszności, no i te Twoje zdjęcia!… Dziękuję za wizytę u mnie i za troskę. Zginęłam ostatnio z pola widzenia, bo tyle się u mnie dzieje – spodziewam się dziecka! Obwieszczam to blogowo po raz pierwszy w Twojej kuchni – bo gdzie takie nowiny, jak nie w kuchni :) Zaglądam tu do Ciebie, żeby zrobić sobie apetyt na to i owo, bo w związku z mdłościami po raz pierwszy w życiu jestem niejadkiem, hehe! Taki apetyczny i pożywny ten pasztecik, tak go powinnam sobie zrobić, a ja nic tylko pączki bym ostatnio jadła, jeśli cokolwiek :) Pozdrawiam Ciebie bardzo serdecznie! M.

    Odpowiedz
  10. vespertinee/ania

    Beo, strasznie się cieszę, ze spodobał Ci się mój pomysł na dodatek czosnku :))) Twój pasztet wygląda bosko… Ja będę na Wielkanoc piec soczewicowyy z czosnkiem, bo b. mi przypadł do gustu.

    POzdrowienia cieplutkie!

    Odpowiedz
  11. Bea Autor wpisu

    Marchewko, gratulacje!!! To wspaniala nowina :) Trzymam kciuki, by nastepne miesiace byly juz jedzeniowo troche bardziej laskawe, bo takie nudnosci to przeciez nic przyjemnego; choc ja akurat chetnie bym sie teraz na kilka paczkow zamienila ;))
    I masz racje – takie wiesci to tylko w kuchni! Przy dobrej kawie, czy co tam kto woli ;) Ja wlasnie moja dopijam, chetnie wiec poczestuje i odwiedzajacych ;))
    Ciesze sie, ze juz ‚jestes’ i ze mialas czas tu zerknac; przesylam moc cieplych mysli i pozytywnej, wiosennej energii :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    Odpowiedz
  12. Mirabelka

    Bardzo smakowicie wygląda. Nigdy nie jadłam takiego wegetariańskiego pasztetu. :) śliczne te pisanki zrobiłaś. Kiedyś próbowałam zrobić taką techniką, gotując je z łupinami cebuli ale chyba niedostatecznie mocno związałam pończochę, bo efekt końcowy nie bardzo przypominał liścia ;)

    Odpowiedz
  13. Małgoś.dz

    Beatko, gdybym była mniej zmęczona – to zapewne udałoby mi się bardziej elokwentnie wypowiedzieć. Ale ponieważ głowa odmawia współpracy, więc tylko powiem, że całość wygląda niezwykle apetycznie. I choć akurat pasztety warzywne nie leżą w mojej pierwszej lidze (tutaj niestety bardziej wolę ich mięsne odmiany) – to naprawdę – nie odmówiłabym kawałka, by spróbować.
    Ps. Cudne naczynie!

    Odpowiedz
  14. karoLina

    Ponieważ przed chwilą u Ani pisałam o pasztecie (skądinąd ten Twój pięknie się prezentuje), to u Ciebie napiszę o pisankach, bo bardzo mi się spodobały, właśnie dlatego, że nie wymagają żadnych zdolności manualnych (w związku z tym nie da się na tej podstawie ocenić Twoich, za to fantazji na pewno Ci nie brakuje ;) i na pewno się udadzą, więc zamierzam wypróbować. Pozdrawiam!

    Odpowiedz
  15. Majana

    Beatko, jak ja bym chciała spróbować tego paszteciku! Wygląda cudownie, musi być pyszny :) Nigdy nie jadłam warzywnego pasztetu.
    Pozdrawiam Cię wiosennie i słonecznie!
    Majana

    Odpowiedz
  16. ANNA-MARIA

    Fantastycznie się prezentuje! Zdjęcia równie doskonałe! Też przymierzam się do takiego pasztetu – robiłam podobny kilka lat temu, wówczas bardziej na oko, pamiętam, że bardzo nam smakował! Pozdrawiam wiosennie!

    Odpowiedz
  17. viridianka

    warzywne pasztety robią furrorę, moja Mama właśnie robi mięsny, ale ja go bardzo lubię, mimo to na ten Alciowy z soczewicy mam wielką chętkę, jak Margotki się uda to i Twój kiedyś z pewnością zrobię.
    pozdrawiam!

    Odpowiedz
  18. Bea Autor wpisu

    Mirabelko, może faktycznie pończocha była zbat luźno związana ? Następne z pewnością się udadzą :)

    Isadoro, ja również :)

    Kasiu, miło mi będzie, jeśli uda mi się Cię zmotywować ;)

    Małgoś, też kiedyś myślałam, że wolę mięsne ;) Ale teraz już wiem, że lubię i jedne i drugie ;) Szkoda, że nie mogę Ci kawałka przesłać na spróbowanie…
    PS. Dziękuję w imieniu naczynia ;))

    KaroLino, mimo wszystko potrzeba do nich trochę cierpliwości, żeby listki ładnie na skorupce ‘przykleić’ i żeby się przy nakładaniu pończochy nie przemieszczały zbytnio; na szczęście mi się to jako-tako udało ;)

    Majano, spróbuj kiedyś ! Gdy pierwszy raz robiłam ten sojowy z przepisu Margot, mąż kosztując go nie wierzył, że tam naprawdę nie ma mięsa :))

    Agatko, dziękuję ślicznie :) Ta forma to firma Revol, nie wiem czy można kupić ich produkty w PL… Tutaj np. różne inne ich terriny :

    http://www.amazon.fr/s/ref=nb_sb_noss?__mk_fr_FR=%C5M%C5Z%D5%D1&url=search-alias%3Dkitchen&field-keywords=revol+terrine&x=0&y=0

    Witaj Anno-Mario ! Dziękuję za miłe słowa :) Ja też bardzo lubię eksperymentować z takimi pasztetami właśnie; z czasem ‘czuje się’ czy masa jest za sucha, czy za wilgotna, czy też taka jak powinna. A reszta to już kwestia gustu i wyobraźni, prawda ? ;)

    Viri, trzymam więc kciuki za pasztetowe wypieki :)

    *

    Pozdrawiam serdezcnie !

    Odpowiedz
  19. zawszepolka

    Przepadłam dla tego pasztetu. A pomysł z kąpielą wodną to świetny pomysł nie omieszkam zmałpować :)
    Obiecałam sobie, że pisanki zrobię dopiero wtedy, gdy będę na swoim. W PL :)

    Odpowiedz
  20. atina

    Pasztet wygląda pysznie:) No Margot to umie zarażać ;))) Musze pomyśleć o takim pasztecie:)
    A Twoje pisanki są cudowne!
    A mam pytanko – czy ten zielony barwnik, to też naturalny? A jeśli tak to z czego robiłaś?

    Odpowiedz
  21. Lu

    Bea, piękny ten pasztet. Mieszkałam kiedyś z koleżanką, która była wegetarianką od zawsze. Jej mama piekła sojowy pasztet, którego smak pamiętam do dziś. Twój go bardzo przypomina.
    Wiosennie pozdrawiam.

    Odpowiedz
  22. cudawianki

    bardzo chcialabym sprobowac Twojego pasztetu, bardzo mi sie podoba! jedyne co mnie powstrzymuje to fakt, ze sama musialabym go zjesc :-( zatem popatrze sobie, ok? pozdrawiam! :-)

    Odpowiedz
  23. An z Chatki

    Jaja ufarbowane zawodowo, pięknościowe :) lubię różne pasztety mięsne czy rybne, ale za warzywnymi nie przepadam. Jadłam warzywne dwa razy i nie zyskały aplauzu mojego podniebienia :) Ten prezentuję się smakowicie i pewnikiem jest przepyszny, ale nie dla mnie :)

    Miłych i spokojnych świąt życzę !!!
    An

    Odpowiedz
  24. Monika.L

    Pięknie wygląda, zresztą nie tylko pasztecik ale i cała reszta Beatko.
    Lubię do Ciebie zaglądać – wszystko dopracowane, lekkie, proste ale nie oczywiste.

    cieplutko pozdrawiam
    M.

    Odpowiedz
  25. Magoldie

    Sama nie wiem co mi sie podoba najbardziej …
    Czarujace zdjecia , przepis na pasztet cudowny bo ja to przepadam za wszystkim co jest warzywne :)
    Pisanki powalaja na kolana…
    Bea jestes niesamowita :)
    Pozdrawiam!

    Odpowiedz
  26. Ola

    Beo, przepis spadl mi po prostu z nieba:) przymierzalam sie juz do zrobienia tego pasztetu z zeszlego roku, z pieczarkami, ale ta wersja pasuje mi chyba jeszcze bardziej:) wyglada wspaniale. Ja bardzo lubie wegetarianskie pasztety, bardziej niz te z miesem nawet.

    pozdrawiam cieplo i wiosennie:)

    Odpowiedz
  27. Bea Autor wpisu

    Dziękuję za wszystkie komentarze moi drodzy !
    Wybaczcie, że odpisuję dopiero dziś, ale w pracy lekki kołowrotek… Na szczęście od dziś już długi weekend, postaram się więc nadrobić blogowe zaległości ;)

    * * * * *

    Poleczko, małpuj do woli ;)

    Basiu, te nakrapiane są akurat kupione ;) Ale żona teżcia robi właśnie tak pędzelkiem, choć mnie nigdy takie piękne jak jej nie wychodzą niestety ;)

    Tili, mam nadzieję, że Ci posmakuje !

    Atino, masz całkowitą rację : Margot umie bardzo skutecznie zarażać :))
    A co do zielonej pisanki, to tak jak pisałam w komentarzach pod tamtym wpisem – ta zielona jest też kupna niestety (wydmuszka), moje własnoręczne są tylko te na zdjęciach z ‘fotoreportażu’ ;)) Przyznaję, że jajka do konsumpcji farbuję tylko w naturalnych substancjach, nie lubię tych sztucznych barwników…

    Lu, a ja widzisz sojowe pasztety poznałam w wieku ‘dorosłym’ praktycznie ;) Pierwsza moja szwajcarska koleżanka była wegetarianką właśnie (wtedy bywałam tu tylko podczas wakacji) i to u niej próbowałam pierwszych ‘dziwnych’ wtedy dla mnie produktów ;))

    Cudawianko, zawsze można upiec z połowy porcji lub nadmiar zamrozić :)

    Oczko, dziękuję w imieniu naczynia :) Też bardzo je lubię ;))

    An, ten pierwszy sojowy który podlinkowałam w tekście smakuje bardzo jak nie-warzywny ;) Ale może komuś, kto bardzo lubi mięso faktycznie by nie posmakował ? Nie mam pojęcia…
    I ja życze Ci radosnych i pogodnych świąt !

    Magdo, mój widzisz na szczęście upiera się na warzywne ;)

    Moniko, Magoldie, serdecznie dziękuję za tak ciepłe słowa ! :*

    Olu, mam nadzieję, że i Twoim / Waszym kubkom smakowym pasztet przypadnie do gustu :)

    Gosiu, cieszę się niezmiernie ! Fajną masz Mamę :)

    Dziękuję Beato ! Tobie również wspaniałych, radosnych świąt życzę !

    Pozdrawiam wszystkich serdecznie !

    Odpowiedz
  28. Cremebrule

    jej, jak do Ciebie zagladam to strasznie zaluje ze wiosna nie mam wiecej czasu na blogowanie wlasne i czytanie blogow – pasztet wyglada pieknie, na pewno sprobuje, pisanki super – chcialam cos stworzyc w tym roku ale nawet nie mialam kiedy poszukac jakichs fajnych sposobow, gdzies kiedys spotkalam sie z takimi listkami ale nie pamietalam o co chodzi a u mnie w domu robilo sie pisanki metoda wosku i gotowania w cebulowych skorkach ktora tez w tym roku nie wchodzila u mnie w rachube :(
    no nic, nie bede sie uzalac – wszystkiego najlepszego na ta reszte swiat i w ogole!

    Odpowiedz
  29. Bea

    Witaj Crembrulee :) Niestety i ja cierpie na brak wolnego czasu i tez juz nie udaje mi sie ‚ogarnac’ tego wszystkiego, co bym chciala :( Niestety… Ale tak to juz jest, zawsze trzeba dokonywac jakiegos wyboru ;)
    Co do pisanek, to w tym roku akurat nie robilam; ale przypomnialas mi o tych woskowych z dziecinstwa i moze w przyszlym roku znow sie nimi ‚pobawie’ ;)
    Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie i zycze duzo slonca, usmiechu i radosci na te nadchodzace dni :*

    Odpowiedz
  30. Denia

    Właśnie ja też nie mogę za bardzo konsumować tłustego mięsa i szukam dobrego przepisu na taki pasztet bo do tej pory moje wszystkie były suche, ale teraz zastosuję polecaną kąpiel wodną

    Odpowiedz
    1. Bea Autor wpisu

      Deniu, kapiel wodna jest idealnym rozwiazaniem jesli chcemy, by pasztety byly wilgotne.
      Mam nadzieje, ze i Tobie ta wersja bezmiesna posmakuje :)

      Pozdrawiam!

      Odpowiedz
  31. Denia

    Pasztet rewelacja, oczywiście zrobiony bez kolendry bo mi to totalnie z głowy wyleciało. Polecam pasztet z niewielką ilością powideł ze śliwek:-)))

    Odpowiedz
  32. Pingback: Wegański pasztet orzechowy (‘nut roast’) « Bea w Kuchni

  33. Pingback: Wielkanocny ‘przypominacz’ | Bea w Kuchni

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>