Toskańskie reminiscencje (2013, cz. 4, ostatnia)

bagno_vignoni_cyprysy
Koniec wakacji to chyba ostatni dzwonek, by dokończyć wreszcie obiecany ostatni toskański wpis

A skoro o końcu wakacji mowa, to tutejsze dzieci niestety już w minony poniedziałek wróciły do szkoły, po 7 tygodniach wakacji; w większości kantonów wakacje są jeszcze krótsze i trwają średnio od 5 do 6 tygodni, choć w niektórych kantonach niemieckiej części Szwajcarii trwają one tylko 4 tygodnie (w tym roku od 19 lipca do 10 sierpnia), za to w Ticino – od 18 czerwca aż do 1-go września (jak widać graniczenie z Włochami pozytywnie wpływa na wakacyjny aspekt tamtejszego życia ;)).

Wróćmy jednak do zeszłorocznej Toskanii.
W ostatnim wpisie pisałam Wam o Montepulciano oraz uroczym Monticchiello, a w poprzednim – o Montalcino, Sant’Antimo i San Quirico d’Orcia (pierwszy ‘odcinek’ – Levanto – Lukka – Pienza – tutaj).

Niestety dosyć kapryśna pogoda (niesamowicie mocne burze…) pokrzyżowały nam nieznacznie plany. I tak np. nie udało nam sie dotrzeć na Monte Amiata, gdyż oberwanie chmury, które nas wtedy zastało (kolejne…) zmusiło nas do zawrócenia z drogi, która z minuty na minutę przeistaczała się w rwący potok :/

mapa_bagno2
Początek dnia spędziliśmy wtedy w skąpanym w słońcu Bagno Vignoni. To niewielkie miasteczko słynne jest ze swoich bogatych w siarkę wód uzdrowiskowych, znanych już w czasach Etrusków.

bagno_vignoni2
Jego centrum zajmuje duży, prostokątny basen z wodą termalną (w jego w środkowej części wciąż bulgoczą wody najstarszego źródła); aktualnie kąpiele są tu już zabronione, jednak zwolenników tego typu wypoczynku z pewnością usatysfakcjonują znajdujące się nieopodal Termy i tamtejsze SPA (oraz restauracja serwująca dania oparte na sezonowych, lokalnych, ekologicznych produktach).

Jadąc z Bagno Vignoni w stronę Monte Amiata warto również zatrzymać się w urokliwym Castiglione d’Orcia (niestety ze względów pogodowych zdjęć osobistych brak…).

san_filipo02
Nieco dalej traficie też na inne termy – Bagni San Philipo, zdecydowanie mniejsze od Bagno Vignoni; warto jednak zatrzymać się tutaj nie w budynku termów, ale dużo wcześniej, na wjeździe do miasteczka i po zaparkowaniu ruszyć w stronę znajdującego się w lesie Fosso Bianco (nie przegapcie małej tabliczki / strzałki).
Spacerując leśnymi ścieżkami podziwiać tu można spektakularne formacje wapienne, a przy okazji – w naturalnych, wyżłobionych przez wodę basenach – zażyć kąpieli w ciepłych, leczniczych wodach źródła (jako iż nie lubię zbytnio fotografować kąpiących się, którzy być może sobie tego nie życzą – a było ich wtedy sporo… ;) – zachęcam do zobaczenia zdjęć np. tutajklik).

Tydzień w Toskanii minął zdecydowanie za szybko… Wracając do Szwajcarii (przed sobą mieliśmy jeszcze tydzień w naszej ukochanej Engadynie) tym razem jechaliśmy kierując się nieco bardziej na północny wschód, w stronę jeziora Como i na ostatni nocleg zatrzymaliśmy w malutkim miasteczku na północnym krańcu jeziora – Sorico. Po drodze z przygodami trwającej 9 godzin zamiast planowych 5 (niech żyją prace drogowe i tymczasowe oznakowania dróg podczas nich… ;)) wybór padł na dosyć przypadkowy hotelik nad brzegiem jeziora – Hotel Europa.

mapa_sorico2
Jest to mały, rodzinny hotel, prowadzony przez przesympatycznych ludzi. W kuchni króluje Angela, gdzie pomaga jej dorastająca córka; ojciec zajmuje się gośćmi głównie w hotelowej restauracji, a syn sprawuje pieczę nad recepcją hotelu.
Dotarliśmy tam bardzo późnym wieczorem, już po zamknięciu kuchni. Gdy opowiedzieliśmy im o naszych ‘drogowych’ perypetiach, ich pierwszą reakcją było : ‘Przecież Wy musicie coś zjeść! Jesteście z pewnością wykończeni!’. Angela natychmiast pobiegła więc do kuchni i zaczęła przygotowywać nam szybki posiłek (i nawet dla mnie udało jej się coś przygotować, o co w restauracjach nie zawsze jest łatwo…). Bez problemu też zaopiekowano się naszymi zapasami pecorino, wolałam bowiem, by po dniu w upale ser przenocował w lodówce (tym bardziej, że miałam go kilka kilogramów ;)).

sorico_lac
Następnego dnia postanowiliśmy odpocząć nieco dłużej w Sorico i wyruszyć w dalszą drogę dopiero po obiedzie (tym bardziej, że Angela robiła domowy makaron, tak więc szykował się posiłek idealny dla mojego makaronożernego męża ;)). Tak jak i poprzedniego wieczoru, obserwowałam jej kuchenne poczynania, a ona zadawała mi setki pytań testując moją łamaną włoszczyznę ;) Odjeżdżając miałam wrażenie, że znamy się od zawsze…

angela_pates1
Ale wracając do makaronu : Angela z tego samego ciasta przygotowywała i tagliatelle i tortellini (ucieszyłam się widząc w jej kuchni takiego samego KitchenAida jak mój, jedynie maszynkę do makaronu miała bardziej pokaźnych rozmiarów :)). Sklejanie tortellini szło jej tak sprawnie, że nawet gdy zwalniała nieco tempo, by mi to dokładniej pokazać, i tak trudno mi było nadążyć… W ciągu zaledwie kilkunastu minut nafaszerowała i posklejała dosyć niewyobrażalną jak dla mnie ilość pierożków (tym razem były ze szpinakiem i mascarpone).

angela_tortellini2
Według męża były to zdecydowanie jedne z lepszych tortellini jakie kiedykolwiek jadł. Polane pysznym, szałwiowym masłem, z odrobiną gałki muszkatołowej, podobno ;) rozpływały się w ustach. Pozostaje mi wierzyć mu na słowo… :)

angela_tortellini
Jeśli więc kiedyś przypadkiem znajdziecie się w tej części jeziora Como, to wstąpcie tu koniecznie by spróbować któregoś ze specjałów Angeli, szczególnie jeśli cenicie sobie dobre, domowe jedzenie (komentarze innych gości również świadczą o tym, że warto – klik). Hotel Europa jest dosyć skromny, ale za to czysty i przytulny, a dzięki ich właścicielom poczujecie tam domowe ciepło. Na dodatek to świetna baza wypadowa dla lubiących czynny wypoczynek (zerknijcie np. tutaj – klik). Polecam!


Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam udanego tygodnia! A tym, którym właśnie skończyły się wakacje – miłego powrotu do rzeczywistości ;)


  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

12 odpowiedzi nt. „Toskańskie reminiscencje (2013, cz. 4, ostatnia)

    1. Bea Autor wpisu

      Jo, nam bardzo sie tam podobalo i koniecznie chcemy wrocic na dluzej. Choc ja bym pewnie wolala gdzies blizej Como wlasnie, a maz niestety jak najbardziej w ‚dziczy’ ;)

      Odpowiedz
  1. Małgosia z akacjowegobloga

    Beo-mimo przygód taka kolacja u Angeli musiała być miłym wydarzeniem. Jeśli kiedyś pojadę w te okolice to chętnie tam wstąpię. Mam prawie takie samo zdjęcie u góry :) pozdrawiam serdecznie

    Odpowiedz
    1. Bea Autor wpisu

      Malgosiu – jesli kiedys bedzie w tamtejszych rejonach, to polecam serdecznie! Wspaniali, serdeczni ludzie i pyszne jedzenie – czego chciec wiecej? :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Odpowiedz
  2. Krystyna9

    Raczej nie ma się na to, że kiedyś zwiedzę Toskanię. Dobrze, że mogę sobie podróżować z Wami :)
    I chętnie bym zgarnęła tortellini Twojemu mężowi z talerza. To moja ukochana wersja tortellini. Te chrupiące listki szałwii na pierożkach …….. ach, zgłodniałam . Nigdy tylko jeszcze nie dawałam gałki więc następnym razem wypróbuję z jej dodatkiem.

    Odpowiedz
  3. jadwiga

    wracam do życia po długiej przerwie, pierożki wyglądały zachęcająco tak samo jak makaron, ale pewnie skończy się na kaszy jaglanej z sosem pomidorowym i bakłażanem, pozdrawiam Beo
    j

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>