Miesięczne archiwum: Lipiec 2013

Z czarną porzeczką w tle

cassis2013
Z lipcowch wizyt na targu wracam teraz zawsze z pudełeczkiem czarnych porzeczek. Już za niedługo będą one dodatkiem np. do dżemu brzoskwiniowego, może po raz kolejny nastawię też nalewkę… Marzy mi się też migdałowo-brzoskwiniowe ciasto z czarną porzeczką, jednak ze względu na obecność w nim jajek skończy się jednak na bananowcu ;)
Do tego ostatniego dodałam właśnie czarną porzeczkę oraz migdały (pierwsza wersja powstała rok temu, niestety nie doczekała się nigdy wpisu…); i choć migdałowe, jajeczne ciasta wciąż plasują się na najwyższym miejscu wypiekowej listy, to bananowiec z dodatkiem porzeczki jest całkiem udanym erzacem.

(ciasto na podstawie tego wcześniejszego przepisu – klik, z niewielkimi tylko zmianami)

cake_banane_cassis2
Ciasto bananowo-migdałowe z czarną porzeczką

keksówka ok. 11 x 30 cm

ok. 230 g czarnej porzeczki
1,5 łyżki skrobi kukurydzianej (maizeny)
350 g mocno dojrzałych bananów (~3 szt.), waga po obraniu
ok. ½ łyżki soku z cytryny
otarta skórka z małej pomarańczy
ok.150 g jasnego cukru trzcinowego, zmielonego
60 ml mleka migdałowego
2 łyżki likieru pomarańczowego (np. Cointreau)
nasiona z 1 laski wanilii lub 1 małe starte nasiono tonki (lub ½ łyżeczki mocnego ekstraktu waniliowego / z tonki)
100 g razowej mąki orkiszowej (lub pszennej)
100 g jasnej mąki orkiszowej (lub pszennej)
1 ½ łyżeczki proszku do pieczenia
spora szczypta soli
¾  łyżeczki cynamonu
70 g b. drobno zmielonych migdałów
50 g płatków migdałowych
opcjonalnie : płatki migdałowe do posypania + garść czarnej porzeczki

Piekarnik rozgrzać do 180 stopni.
Porzeczkę opłukać, osuszyć, oddzielić od łodyżek (ewentualnie odłożyć garść do dekoracji), wymieszać ze skrobią, odstawić.
Banany pokroić na kawałki i rozgnieść widelcem z dodatkiem soku z cytryny na dosyć gładką masę (pozostawiam widoczne małe kawałki), wymieszać z cukrem, dodać mleko, alkohol i otartą skórkę  oraz wanilię lub ekstrakt, dobrze wymieszać.
Wymieszać wszystkie suche składniki a następnie połączyć je z masą bananową (mieszamy tylko do połączenia się składników, niezbyt długo); następnie dodać porzeczkę, ponownie wymieszać i przełożyć masę do wyłożonej papierem (lub natłuszczonej i wysypanej mąką) keksówki i ewentualnie posypać płatkami migdałowymi i / lub udekorować czarną porzeczką. Piec do godziny, przykrywając ciasto pod koniec pieczenia, jeśli zbyt mocno brązowieje.
Po upieczeniu pozostawić jeszcze na kilka minut w foremce, a następnie wystudzić na kratce.

cake_banane_cassis3
Ciasto następnego dnia jest równie dobre (a może nawet i lepsze niż w dzień pieczenia…). Bez problemu można przechowywać je do kilku dni (w lodówce). Czarna porzeczka nadaje kontrastu i charakteru mało wyrazistym bananom, a migdały dopełniają całości.
Jeśli lubicie połączenie czarnej porzeczki i brzoskwini, to polecam również migdałowo-brzoskwiniowy crumble z czarną porzeczkąklik oraz wspomniane wyżej migdałowo-brzoskwiniowo-porzeczkowe ciastoklik; a dla wielbicieli domowych dżemów – np. taki oto brzoskwinowo-porzeczkowy dżemklik :

brzoskw_czarnaporz2
Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Insalata di farro, czyli sałatka na poniedziałek z płaskurką

farro
Ci, którzy choć trochę interesują się kuchnią włoską (a szczególnie toskańską), z pewnością słyszeli już o farro. Jest to bardzo dawna, rustykalna odmiana zboża, spokrewniona z pszenicą samopszą oraz z orkiszem. Wszystkie trzy gatunki należą do rodziny Triticum, jednak orkisz to Triticum spelta (wł. – spelta / farro grande / farro spelta, fr. – épeautre, ang. – Spelt, niem. – Dinkel), samposza to Triticum monococcum, nazywana też po włosku piccolo farro, a po francusku – analogicznie – petit épeautre  (czyli ‘mały orkisz’) lub engrain,  po angielsku i niemiecku – Einkorn; farro zaś – czyli tytułowa płaskurka - to Triticum dicoccum (fr. – amidonnier, ang. / niem. – Emmer). To gwoli uściślenia nazewnictwa, może przyda się Wam ono podczas wojaży lub zakupów poza granicami RP ;) A skoro o nazewnictwie mowa, to w odnalezieniu polskiej nazwy farro z pomocą przyszła mi Maya i jej Włoszczyzna, na codzień bowiem obcuję tylko z francuskimi tudzież niemieckimi / włoskimi nazwami (to jest jeden z plusów mieszkania w Szwajcarii – trzyjęzyczne napisy na opakowaniach ;)).

farro_garfagnanaTak jak i orkisz – rustykalna płaskurka jest odporna na choroby, szkodniki i niedogodności klimatyczne, w związku z czym nie wymaga stosowania pestycydów, nawozów czy chemicznych środków ochrony roślin, jest więc idealnym produktem dla upraw ekologicznych. Poza tym ziarno otacza twarda łuska, która skutecznie chroni je przed wszelakimi zanieczyszczeniami, co jest dodatkową naturalną ochroną dla ziaren. Bogate w minerały, witaminy oraz błonnik, zboże tj jest niezwykle cennym dla naszego zdrowia pokarmem (choć aktualnie orkisz jest chyba mimo wszystko nieco bardziej znany niż płaskurka…). Podobno leczy wiele schorzeń, wzmacnia organizm oraz pomaga w walce z nowotworami (dla zainteresowanych – ciekawe artykuły np. tutaj – klik oraz tutaj – klik).
Do tej pory najczęściej kupowałam orkisz (naście lat temu ‘zaraził’ mnie nim mąż oraz tutejsi znajmomi) oraz petit épeautre (orkiszu używam częściej w postaci mąki, a pszenicy samopszy – jako dodatek do dań, w zastępstwie ryżu np.), jednak od pewnego czasu i ziarna płaskurki mogę już nabywać regularnie, bez wcześniejszego ich zamawiania. Tak więc nic nie stoi już teraz na przeszkodzie w przygotowywaniu toskańskich specjałów z farro (choć moja ‚sklepowa’ płaskurka jest rodzima, nie włoska; ta na zdjęciu obok jest jeszcze z tegorocznych zakupów w Toskanii :))

Jeśli nie macie dostępu ani do ziaren płaskurki, ani do orkiszu, możecie oczywiście w zamian użyć pszenicy zwyczajnej, choć smak nie będzie jednak do końca ten sam, orkisz i płaskurka mają bowiem bardzo charakterystyczny, lekko orzechowy posmak.
Przygotowując tego typu zboża nie musimy ich wcześniej namaczać, choć jeśli chodzi o aspekty typowo zdrowotne, to uprzednie namaczanie ziaren jest mocno wskazane, gdyż ułatwia ich późniejsze trawienie i przyswajanie zawartych w nich substancji odżywczych. Tak jak w przypadku większości zbóż czy kasz – najpierw płuczemy ziarna w zimnej wodzie (pozbywamy się tych, które pływają na powierzchni), zalewamy czystą, zimną wodą i albo odstawiamy na kilka-kilkanaście godzin do namoczenia (np. na noc), albo gotujemy od razu, w dużej ilości wody (na 1 szklankę zboża wlewam ok. 2,5-3 szklanki wody) i gotujemy ok. 30 – 40 minut od momentu zagotowania się wody (krócej lub dłużej, w zależności od tego, jaką konsystencję i stopień ugotowania preferujemy oraz w zależności od tego, do jakiego dania będziemy ziaren potrzebować). A później zużywamy np. do takiej oto najprostszej sałatki, którą teraz latem przygotowuję wyjątkowo często…

insalata_farro2

Sałatka z płaskurką i warzywami

na 4 porcje

200 g ziaren płaskurki lub orkiszu / pszenicy (1 szklanka – 250 ml)
250 g pomidorków koktajlowych
1 średniej wielkości bakłażan
1 średniej wielkości cukinia (lub 2 mniejsze)
1-2 ząbki czosnku
1 cebula dymka
oliwa, ocet balsamiczny
sól, pieprz do smaku
pęczek natki pietruszki, bazylia
opcjonalnie : orzeszki pinowe / płatki migdałów lub ulubione orzechy

Płaskurkę (lub orkisz) wypłukać, zalać zimną wodą i ugotować do miękkości (można uprzednio namoczyć), lekko posolić.
Warzywa umyć i osuszyć.
Pomidorki przekroić na pół, dodać pokrojoną w cienkie piórka cebulę oraz pokrojoną zieloną część dymki, dodać 1-2 łyżki oliwy, nieco octu balsamicznego, doprawić do smaku, wymieszać, odstawić.
Bakłażana pokroić w kostkę i usmażyć na rozgrzanej oliwie do miękkości, dodając 1 rozgnieciony ząbek czosnku. Doprawić do smaku, ostawić.
Cukinię pokroić w plastry i usmażyć / upiec / zgrillować (lubię, gdy cukinia jest jeszcze lekko chrupka). Doprawić do smaku, odstawić.
Orzechy zrumienić na suchej patelni.
Natkę pietruszki drobno poszatkować (ja dodaję również kilka-kilkanaście listków bazylii).
Ugotowaną i ostudzoną płaskurkę / orkisz wymieszać z natką pietruszki oraz z przygotowanymi warzywami, doprawić do smaku (ewentualnie dodać również nieco oliwy lub octu balsamicznego),  posypać orzechami i udekorować kilkoma listkami bazylii.

insalata_farro03
Uwagi :
- lubię tego typu sałatki, gdyż można przygotować je dużo wcześniej bez uszczerbku dla ich smaku (wręcz przeciwnie) lub też wykorzystać je na drugi dzień jako lunch do pracy (co regularnie czynię w poniedziałki właśnie :))

- warzywa przygotowuję osobno, gdyż mogę wtedy w ostatniej chwili dodać ich mniej lub więcej, zużywając ewentualnie resztę do innego posiłku (przygotowuję ich zawsze więcej z myślą o ‘pracowym’ lunchu…)

- często dodaję tu również odrobinę otartej skórki z cytryny – nadaje ona sałatce dodatkowej świeżości

- bakłażany przygotowuję również często w formie tej oto wcześniej pokazywanej Wam sałatki – klik (która pojawiła się na blogu dzięki Miss_coco)

insalata_farro_ingred01

Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrego tygodnia! :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Toskania 2013 – cz.2

montalcino22

Jednym z celów tegorocznych wojaży po Toskanii było Montalcino – kolebka jednego z bardziej znanych i osławionych włoskich win – Brunello di Montalcino. Podczas ostatniej podróży nie udało mi się niestety tam dotrzeć, tym razem więc był to jeden z głównych punktów mojego programu. I tak jak wspominałam w poprzednim wpisie – o dziwo, to właśnie tutaj zrobiłam najmniej zdjęć…

montalcino2
Otoczone winnicami i gajami oliwnymi, to urokliwe miasteczko o etruskim rodowodzie unosi się na jednym z okolicznych wzgórz (jego pierwotna nazwa – Mons Ilcinus – pochodzi najprawdopodobniej od łacinskiej nazwy dębów – ilex – które królują w tamtejszych lasach). Za opłatą (4 euro) można również wejść na mury średniowiecznej fortecy z XIV wieku – roztaczające się stamtąd widoki są zdecydowanie tego warte (wejście i zakup biletów w Enotece w obrębie murów, w której można się przy okazji również posilić podczas winnej degustacji ;)).

montalcino3
W Montalcino wypiliśmy najdroższe toskańskie espresso (3 euro, macchiato 3.50), ale nie zdziwiło mnie to zbytnio, gdyż wybrane przez nas miejsce jest typowo turystyczne, polecane przez większość przewodników – ‘Fiaschetteria Italiana – Antica Cantina del Brunello’ na placu głównym (Piazza del Popolo), tuż na wprost XIV wiecznego Ratusza, z widokiem na jego wieżę oraz część arkadów pobliskiej Loggii. Siedząc na zalanym słońcem tarasie, w otoczeniu wyjątkowych, średniowiecznych budowli (przy akompaniamencie kilku gatunków pecorino i lampki Brunello oczywiście… ;) ) ma się ochotę zostać tu na dłużej, najchętniej na zawsze; nie miałabym nic przeciwko temu, by móc codziennie pić moją poranną kawę w takiej scenerii jak ta… :)

(jeśli będziecie w ‘Fiaschetteria Italiana’, zerknijcie również do środka – zobaczycie niesamowity, mocno leciwy ekspres do kawy, a w drugiej sali, w głębi – uginające się od wina i regionalnej oliwy półki, wypełnione aż po sufit… :))

brunello
Jak wspominałam na początku – Montalcino oczywiście kojarzy się z osławionym, ikonicznym wręcz Brunello. Mieszanka tamtejszego klimatu, optymalnego nasłonecznienia oraz skład okolicznej gleby są idealną strawą dla winogron sangiovese (w regionie wytwarza się nie tylko Brunello, ale również np. Rosso di Montalcino, o krótszym okresie dojrzewania). Jedne z najlepszych roczników Brunello, to przede wszystkim 1997, 2004, 2006 oraz 2007 (cytuję informacje z degustacji…)., a te naprawdę wyjątkowe winogrona zostają wyselekcjonowane do produkcji dłużej dojrzewających roczników, oznaczonych później mianem ‘riserva’ (o cenę np. takiego Brunello Grand Riserva 1997 lepiej jednak nie pytać… o te starsze tym bardziej ;)).

montalcino_brunello001
Brunello pojawia się w sprzedaży 5 lat od daty zbioru (Riserva po 6 latach), a Rosso – już po 2 latach (aktualnie więc najmłodsze Rosso na rynku to rocznik 2011, a Brunello – 2008). Niektóre rosso są naprawdę pyszne, choć oczywiście nie mają tak bogatego i złożonego bukietu jak długo dojrzewające wina, są jednak bardzo przyjemnym dodatkiem do ‘codziennej’ kolacji (a ich cena jest przy okazji o wiele bardziej przyjazna). Jeśli więc szukacie przyjemnego, ‘łatwego’ ;) i lekkiego wina – śmiało możecie wybrać Rosso (rocznik 2010 jest np. wyjątkowo dobry).

montalcino_brunello2
A skoro o winach mowa, to warto oczywiście odwiedzić któregoś z lokalnych producentów; my zawitaliśmy do Fattoria dei Barbi (zdjęcia Brunello właśnie stamtąd), gdzie – po zwiedzeniu piwnic i degustacji – nie obyło się oczywiście bez zakupu kilku butelek tego szlachetnego trunku (poleca się m.in. ich Brunello Riserva 2007, które miało / ma bardzo dobre opinie na międzynarodowym rynku wina). Nieco dalej zwiedzić można również muzeum Brunello oraz posilić się w restauracji, tuż obok Fattorii.

montalcino_brunello3
*   *   *

Opuszczając Montalcino koniecznie należy zjechać nieco dalej na południe, w stronę Castelnuovo dell’Abate i zwiedzić benedyktyńskie opactwo Sant’Antimo, które – nie bez kozery – nazywa się jednym z piękniejszych romańskich kościołów nie tylko Toskanii, ale i Włoszech.

sant_antimo

Opactwo założone zostało podobno przez samego Karola Wielkiego w 780 roku, choć aktualny, trzynawowy kościół pochodzi z XII wieku. To typowy przykład surowości i prostoty cysterskiego stylu, dzięki czemu wnętrze sprzyja skupieniu, refleksji, medytacji…

colonne_santantimo
Abbazia Sant’Antimo - otwarte dla zwiedzających od 10.15 do 12.30 i od 15.00 do 18.30

*   *   *

san_quirico
Na drodze Montalcino – Pienza polecam też choć na chwilę zatrzymać się w San Quirico d’Orcia – kolejnym miasteczku o etruskim rodowodzie, gdzie zachwyca przede wszystkim Collegiata San Quirico e Giulitta z XIII wieku (o San Quirico wspominałam również we wpisie z poprzedniej podróży, szczegóły tutaj – klik).

carte01


W kolejnym odcinku – krótka przerwa w zwiedzaniu i przepis; toskański ma się rozumieć! :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email