Uff – jak gorrrąco!!! Czy u Was również? Tutaj temperatury ostatnich dni (a przede wszystkim dzisiejsze) na myśl przywodzą tylko jedno – ‘Lokomotywę’ Jana Brzechwy ;)
I mimo iż wycieczka na farmę była dziś prawdziwym wyzwaniem, to uzależnienie od świeżych, przepełnionych słońcem warzyw oczywiście wygrało z ochotą na dolce far niente ;) Poza tym zmuszeni byliśmy zatrzymać się również w sklepie ogordniczym, by zamówić… larwy biedronek :) Kto zgadnie, dlaczego? ;) Tak, tak, w moich ziołach jak co roku zagościły mszyce, postanowiłam więc tym razem zawalczyć z nimi w sposób jak najbardziej ekokologiczny. Oczywiście dorosłe osobniki też żywią się mszycami, jednak to larwy zjadają ich najwięcej (w połowie przyszłego tygodnia powinny już być u nas). Będę ich ‘używać’ ;) po raz pierwszy i choć nie przepadam za tego typu stworzonkami, to muszę przyznać, że bardzo jestem ich ciekawa :) Nie jestem jednak pewna, czy na forum kulinarnym powinnam wstawiać ich zdjęcia ;)
A wracając do kulinarnych tematów – na farmie czekała dziś na mnie kolejna niespodzianka : białe bakłażany!
*
Zazwyczaj jest ich dosyć mało, od razu więc do koszyka powędrowały dwa z trzech dostępnych dziś egzemplarzy. Niestety nie wiem jeszcze, w jakiej formie zakończą swój żywot, ale z całą pewnością coś dla nich wymyślę ;)
Oprócz warzyw, w mojej kuchni królują ostatnio przede wszystkim owoce :
*
Jutro rano wybieram się na targ po kolejną ich porcję, przede wszystkim po jagody, maliny, morele i wiśnie, na które też zaczął się już sezon. A do wiśni chyba od razu dokupię drylownicę, co roku bowiem powtarzam sobie, że dosyć już ręcznego drylowania! Przetwory czereśniowe sprzed dwóch lat głęboko zapadły mi w pamięci z tego właśnie powodu ;)
*
A teraz już pora na obiecane w poprzednim wpisie ciasto, upieczone w ramach moich testów alergicznych ;) To najprostsze z możliwych ucierane ciasto, wzbogacone o nutę rumu i mleka kokosowego. We wczorajszej wersji 1/4 mąki zastąpiłam mąką kokosową, co nadało ciastu dodatkowego kokosowego posmaku (możemy też użyć wiórków kokosowych, jak robiłam w przypadku malinowo-kokosowego ‘ufo’ ;) ). Ciasto jest delikatne, lekko słodkie i wspaniale komponuje się z aromatycznymi, sezonowymi owocami. Zapraszam! :)
*
Szybkie ciasto z owocami
proporcje na foremkę o średnicy 18-20 cm
owoce sezonowe (u mnie maliny i jagody)
130 g mąki*
szczypta soli
3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
70 g miękkiego masła (lub nieutwardzanej margaryny bio)
150 g cukru pudru (u mnie zmielony jasny trzcinowy)
2 jajka
otarta skórka z 1 cytryny
2 łyżki rumu
3-4 łyżki mleka kokosowego (lub śmietanki kokosowej)
*1/4 mąki możemy zastąpić mąką kokosową lub wiórkami kokosowymi
Piekarnik nagrzać do 180°.
Owoce umyć i osuszyć. Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia i solą. Masło / margarynę utrzeć z cukrem, następnie wbijać po jednym jajku dalej ubijając. Dodać skórkę cytrynową, rum i mleko kokosowe, wymieszać a następnie dodać mąkę i ponownie dobrze lecz dosyć szybko wymieszać. Masę wlać do natłuszczonej foremki i ułożyć na niej owoce. Piec ok. 35-40 minut (lub do suchego patyczka).
*
*
By nie kusić zbytnio losu, dla nas zostawiłam po jednym kawałku ciasta, reszta natomiast powędrowała do szkoły, ku zadowoleniu wszystkich degustujących ;)
Poza tym dziś, na zakończenie kursu, każdy z uczniów przyniósł małe co nieco na nasz wspólny, tradycyjny ‘składkowy’ posiłek (czyli tzw. ‘potluck dinner’, po francusku zaś nazywany ‘bufetem kanadyjskim’). I dziś miałam wyjątkowe szczęście, na naszym stole bowiem znałazły się dania, które uwielbiam i które mogłabym jeść praktycznie na okrągło. A były to : pierożki samosa (jedne z farszem szpinakowo-porowym, drugie z soczewicowym, obydwa rodzaje przepyszne!), faszerowane liście winogron (dolma / dolmades), turecka ‘pizza’ (lahmacun), ‘krokiety’ z dorsza (bolinhos de bacalhau), kurczak w sosie z orzeszków ziemnych z ryżem oraz coś, co uwielbiam : niezwykle popularna w Etiopii, Somalii, Kenii, Erytrei i Sudanie indżera (injera) – coś jak skrzyżowanie podpłomyka z naleśnikiem, serwowane z sosami warzywnymi i / lub mięsnymi. Dziewczyna, która je dla nas przygotowała (pochodząca z Erytrei), była przeszczęśliwa widząc, że jej indżera tak bardzo mi smakuje i stwierdziła, że w takim razie po wakacjach dostarczy mi ich kolejną porcję :))
Na naszym stole znalazł się dziś również chlebek kukurydziany oraz biały ser prosto z Bośni, a na deser mieliśmy portugalskie pasteis de nata oraz baklawę; tym razem – ze względu na alergię – musiałam niestety z nich zrezygnować (mleko, masło śmietana…), tym bardziej, że ‘zgrzeszyłam’ nieco kosztując bolinhos de bacalhau i chlebka kukurydzianego, które niestety zawierały mleko – co natychmiast można było zauważyć na mojej twarzy :/
Posiłek ten jedliśmy przed południem i nie wiem, czy mi uwierzycie, ale aktualnie (czyli o godzinie 20.00) nadal praktycznie nie jestem głodna! Ale po tak niesamowitej uczcie to przecież nic dziwnego ;)
*
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i życzę wspaniałego, słonecznego weekendu! :)
*