Archiwa kategorii: Boże Narodzenie

Zimowy dżem, chutney i kulinarnych podarków cd.

przetwory_bn11Kulinarne podarki planuję praktycznie przez cały rok. Często są to wszelakie dżemy czy syropy, które powstają wraz z przemijającymi porami roku. Sezon zaczynam wiosną od przetworów z rabarbaru, później zaś pojawiają się truskawki i kwiaty czarnego bzu, czereśnie, morele, jeżyny, brzoskwinie, czarna porzeczka, śliwki, figi i gruszki. Dla tych, którzy wolą bardziej wytrawne smaki powstają słoiczki np. z karmelizowaną cebulą i wszelakie chutney’e. A dla tych, którzy wolą coś bardziej płynnego ;) – syropy, nalewki i aromatyczne mieszanki rumowe. Czasami są to również aromatyzowane oliwy lub octy, mieszanki przypraw (np. do jakiegoś konkretnego dania) lub przeróżne sole smakowe. Wszystko zależy od czasu, jaki mam do dyspozycji i od kulinarnej weny ;)

Dzisiejsze propozycje to z całą pewnością jedne z ostatnich tegorocznych kulinarnych podarków. Zamknięte w słoiczkach smaki zimy, które z pewnością umilą nie tylko styczniowe śniadania czy podwieczorki. Suszone owoce, korzenne przyprawy i aromat pomarańczy. Na słodko, w formie zimowego dżemu z dodatkiem jabłek lub bardziej wytrawnie, jako pyszny, świąteczno-noworoczny chutney. A dla tych, którzy mają mniej czasu, coś wyjątkowo szybkiego, a effektownego  – delikatnie prażone orzechy z żurawiną i miodem (szczegóły na końcu dzisiejszego wpisu).

Na początek mam dla Was przepis na zimowy dżem z jabłkami i suszonymi owocami, o korzenno-pomarańczowym aromacie (przepis własny, przygotowywany od kilku lat, choć nie zawsze w dokładnie takim samym wydaniu). A jeśli wolicie pyszny, zimowy chutney, to polecam wypróbowany niedawno przepis Hairy Bikers - dwóch szalonych brodaczy na motocyklach ;), idealny np. jako dodatek do sera (chutney rzecz jasna, nie motocyklista ;)). Jeśli więc w przedświątecznej krzątaninie znajdziecie  jeszcze kilka minut wolnego czasu, to koniecznie przygotujcie którąś z tych zimowych propozycji, są tego naprawdę warte :)

przetwory_bn_confit001

Zimowy dżem z suszonymi owocami

(receptura własna)

ok. 4 x 250 ml

200 g suszonych moreli
100 g suszonej żurawiny
200 ml soku z pomarańczy (sok z 2 dużych pomarańczy, ewentualnie rozcieńczony odrobiną wody)
otarta skórka z 1 dużej pomarańczy
150 g daktyli (pokrojonych)
100 g suszonych (miękkich) fig (pokrojonych w ćwiartki lub ósemki)
ok. 450 g jabłek (waga po obraniu)
ok. 30-50 g jasnego cukru trzcinowego
ok. 30-50 g miodu
+ ok. 100-150 ml wody / soku pomarańczowego lub jabłkowego
2 laski cynamonu
spora szczypta zmielonych goździków
zmielone ziarna z 3 kapsułek kardamonu (ok ¼ łyżeczki, można pominąć)
opcjonalnie – chlust Cointreau, Grand Marnier lub rumu

Morele pokroić w paski i razem z żurawiną zalać podgrzanym sokiem z pomarańczy, zostawić na min. godzinę.
Obrane jabłka oczyścić z gniazd nasiennych i pokroić w średniej wielkości kostkę (lub zetrzeć na tarce) i przełożyć je do garnka o grubym dnie (używam garnka żeliwnego), dodać cukier + ok. 100 ml wody i dusić przez ok. 10 min., aż jabłka dobrze zmiękną. Następnie dodać suszone owoce wraz z sokiem, w którym się moczyły, daktyle, otartą skórkę pomarańczową,  miód oraz przyprawy, dokładnie wymieszać i smażyć na wolnym ogniu przez ok. 20-30 minut, od czasu do czasu mieszając. Jeśli dżem będzie zbyt gęsty, możemy dodać nieco więcej płynu (wody, soku z pomarańczy lub soku jabłkowego). Pod koniec smażenia dodać chlust likieru, dokładnie wymieszać i po kilku minutach gotowy dżem (po wyciągnięciu lasek cynamonu) przełożyć do czystych, suchych i gorących słoików (najlepiej jest wyprażyć je w piekarniku) i szczelnie zamknąć.

Uwagi :
- są to orientacyjne proporcje, które można oczywiście modyfikować, dodając mniej / więcej ulubionego składnika

- w zależności od stopnia wilgotności użytych suszonych owoców, trzeba będzie dodać więcej / mniej płynu podczas smażenia dżemu

- używam jabłek ‘do gotowania’, łatwo rozpadających się podczas obróbki cieplnej

- przypraw możemy dodać więcej, ja jednak lubię, gdy pozostają one dyskretnym tłem dla suszonych owoców

- cukru / miodu dodaję nieco mniej na początku, weryfikując smak dżemu podczas smażenia (w zależności od tego, jak słodkie są użyte suszone owoce, dodatek cukru / miodu można zredukować do minimum lub całkowicie pominąć)

- tak jak do poniższego przepisu na chutney – i tutaj można dodać imbiru (często używam tego z syropu), tym razem jednak nie chciałam, by i dżem i chutney miały zbyt podobny smak

*     *     *

przetwory_bn_chutney

‚Last minute Christmas chutney’ (wg ‚Hairy Bikers’)

na ok. 700 ml

1 łyżka delikatnej oliwy / oleju
2 czerwone cebule (ok. 200 g)
2 ząbki czosnku
2 łyżeczki startego świeżego korzenia imbiru (lub drobno posiekanego imbiru z syropu)
200 g suszonych (miękkich) moreli
150 g suszonych (miękkich) fig
100 g rodzynek
ok. 80 g jasnego cukru trzcinowego (w oryginale 150 g cukru, bez dodatku miodu)
50 g miodu
150 ml octu (używam jabłkowego lub cydrowego)
¼ startej gałki muszkatołowej
1 laska cynamonu
spora szczypta soli + świeżo zmielony pieprz

Cebule pokroić na cienkie plasterki (używam ‘mandoliny’), czosnek zmiażdżyć i drobno posiekać (lub przecisnąć przez praskę).
Morele pokroić w paski, figi na mniejsze kawałki (ćwiartki lub ósemki).
Oliwę / olej rozgrzać w rondlu / garnku o grubym dnie (używam garnka żeliwnego) i zeszklić cebulę na wolnym ogniu (ok. 10 min.) uważając, by nie zbrązowiała. Dodać czosnek i imbir i dusić jeszcze ok. 2-3 minuty, a następnie zwiększyć ogień i stale mieszając smażyć cebulę przez ok. 4-5 minut, aż lekko zbrązowieje. Wtedy dodać suszone owoce i smażyć przez 2-3 minuty, a następnie dodać cukier, ocet i przyprawy (pieprzu dodajemy do smaku, u mnie 3-4 obroty młynkiem), wymieszać i gotować na wolnym ogniu przez ok. 30 minut, mieszając od czasu do czasu (ja dodałam również ok. 100-150 ml wody, gdyż konsystencja podczas późniejszego smażenia była niestety dosyć sucha).
Gotowy chutney (po wyciągnięciu lasek cynamonu) natychmiast przełożyć do czystych, suchych i gorących słoików (najlepiej jest wyprażyć je w piekarniku) i szczelnie zamknąć.

*     *     *

noix_au_miel

I na koniec coś, co wymaga od nas zaledwie kilku (no może kilkunastu ;)) minut przygotowania : nasze ulubione orzechy i żurawina, zatopione w miodzie. Pomysł podpatrzyłam kilka lat temu u Marthy Stewart (oryginał tutaj) i świetnie sprawdza się on jako podarek dla tych, którzy używają miodu jako np. dodatek do śniadaniowych płatków, owsianki czy pancake’ów ;) Proporcje są właściwie dowolne; u Marthy to ½ szklanki orzechów włoskich + ¼ szklanki suszonej żurawiny i ¼ szklanki suszonych moreli, a u mnie w tym roku po 1/3 migdałów, pistacji i orzechów laskowych + żurawina. Orzechy i migdały delikatnie rumienię na suchej patelni (migdały były już obrane, orzechy laskowe po uprażeniu obrałam ze skórki) i po wystudzeniu na dno słoika wlewam kilka łyżek płynnego miodu, wsypuję kilka łyżek orzechów wymieszanych z żurawiną, ponownie kilka łyżek miodu i tak na przemian, kończąc warstwą miodu. Szczelnie zamykamy słoik i przechowujemy w ciemnym miejscu.

A co do innych, bardzo prostych ‚słoikowych’ pomysłów, to można np. przygotować mieszankę do ulubionej granoli czy też ciasteczek, oczywiście z dołączonym sposobem wykonania. Dobrze jest wybrać przepis np. z dodatkiem cukru trzcinowego czy kakao, by poszczególne warstwy lepiej się odznaczały. Do tego jeszcze zawieszka w postaci ładnej foremki i prezent gotowy :)

(poniżej prezent który właśnie niedawno dostałam :))

A jeśli szukacie pomysłów na kulinarne podarki, to prezentowa akcja Cudawianki z pewnością Wam w tym pomoże :)

bocal_bn

*     *     *

Mam nadzieję, że któreś z blogowych propozycji przydały się również Wam w kompletowaniu tegorocznych prezentów (i może nie były to tylko ciasteczka? ;)). Chętnie poczytam i o Waszych pomysłach na kulinarne podarki, którymi obdarowujecie swoich bliskich :)

Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Korzenny syrop z czarnej porzeczki i skandynawski gløgg

scandinavian_christmasRegularni czytelnicy bloga wiedzą już zapewne, iż szczególnym sentymentem darzę Danię i Duńczyków (a w szczególności Kopenhagę i pewną przemiłą Piątkę wraz z dwoma psami ;)). Lubię skandynawską prostotę i ciepło bijące od duńskich rodzin oraz ichniejszą kuchnię (no dobrze, może poza śledziami na słodko ;)), która doskonale odzwierciedla charakter tubylców. Sami więc rozumiecie, iż nie mogłam nie kupić ostatniej książki autorstwa Trine Hahnemann (szef kuchni i autorka książek kulinarnych) o przyciągającym jak magnes tytule ‘Scandinavian Christmas’ :)
Znalazły się tutaj przepisy nie tylko na popularne skandynawskie wypieki (jak chlebek Pulla czy bułeczki św. Łucji), ale i na większe i mniejsze dania wytrawne,  zakąski, przetwory, napoje. Niektóre z nich to tradycyjne rodzinne receptury, inne zaś są nieco zmodernizowaną wersją tego, co spotkać można najczęściej w okresie Świąt na skandynawskim stole. Książka podzielona jest na siedem rozdziałów, a w każdym z nich oprócz przepisów znajdują się również piękne, nastrojowe zdjęcia skandynawskiej zimy, ośnieżonych drzew i pól oraz drewnianych domów pokrytych białym puchem (czyli wszystko to, co w okresie Świąt Tygryski lubią najbardziej ;)).

Przepisów do wypróbowania w pierwszej kolejności zaznaczyłam już kilkanaście, dziś jednak coś, co może się przydać na świąteczny prezent, a mianowicie korzenny syrop z czarnej porzeczki do skandynawskiego grzańca (zwanego ‘gløgg’). Syrop został już przetestowany organoleptycznie ;) i jest naprawdę wart polecenia (chociaż za drugim razem dokonałam kilku nieznacznych zmian, ale o tym napiszę pod przepisem). Wystarczy dołączyć do niego karteczkę z ‚instrukcją użycia’ oraz butelkę wina i obdarowani będą mogli bezzwłocznie syrop przetestować :)

sirop_cassis1

Korzenny syrop z czarnej porzeczki

2 x 250 ml (na dwie porcje grzanego wina)

200 ml soku z czarnej porzeczki
300 ml wody
75 ml soku z cytryny (pomijam…)
20 goździków (lub nieco mniej)
10 kapsułek kardamonu, lekko zmiażdżonych
2 laski cynamonu (ok. 5-6 cm każda)
200 g cukru (używam jasnego trzcinowego)

Wszystkie składniki umieścić w rondelku i zagotować mieszając od czasu do czasu, by cukier szybciej się rozpuścił, a następnie gotować przez ok. 30 minut na wolnym ogniu. Przecedzić syrop i przelać do wyparzonych, suchych butelek (możemy wyprażyć je w piekarniku). Zamknąć szczelnie butelki z gorącym syropem i przechowywać w ciemnym, chłodnym miejscu (do kilku miesięcy).

Uwagi :
- użyłam ekologicznego soku z czarnej porzeczki, bardzo esencjonalnego; wymieszałam go pół na pół z wodą (2 x 250 ml), by zachować intensywny smak porzeczki

- jako iż sok z czarnej porzeczki jest już naturalnie nieco kwaskowy, dodatek soku z cytryny niestety zaostrza jeszcze ten smak, dlatego przy drugiej wersji całkowicie go pominęłam; oczywiście sok z cytryny pomaga również w konserwacji i szybszym gęstnieniu gotowanych przetworów (tak jak w przypadku dżemów), mam jednak wrażenie, że tego typu syrop nie będzie zbyt długo czekał na użycie ;) dlatego jeśli gorący syrop wlejemy do gorącej butelki i będziemy przechowywać go w chłodnym miejscu, z pewnością mu to nie zaszkodzi

- przy drugim podejściu część cukru (niecałą połowę) zastąpiłam miodem tymiankowym, co wyjątkowo dobrze wpłynęło na smak syropu (dodałam też mniej goźdików, ok. 13)

vin_chaud_cassis2

Gløgg

(z korzennym syropem z czarnej porzeczki)

750 ml czerwonego, wytrawnego wina
250 ml syropu z czarnej porzeczki (jak wyżej)
150 g zblanszowanych migdałów, posiekanych
150 g rodzynek

Wymieszać wszystkie składniki w rondlu i podgrzewać przez ok. 10 minut na bardzo wolnym ogniu, nie doprowadzając do zagotowania.
Serwować natychmiast, z dodatkiem migdałów i rodzynek.

*   *   *

A jeśli lubicie grzane wino, to przypominam również moją zeszłoroczną wersję grzańca – przepis tutaj.

vin_chaud2

Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim udanego tygodnia!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Springerle, anyż i drewniane foremki

foremki_spring1
Jeśli tak jak ja lubicie ‘bawić się’ ;) ładnymi foremkami i jeśli lubicie anyżowe smaki, to dzisiejszy wpis jest z dedykacją dla Was :) Zapraszam Was na aromatyczne, anyżowe Springerle, które co roku pojawiają się u nas na Święta.

Springerle to anyżowe ciasteczka (spokrewnione z popularnymi w Belgii i Holandii Speculoos / Speculaas), szczególnie popularne w Bawarii i Alzacji, którym kształt (a raczej wzór…) nadaje się dzięki specjalnym, rzeźbionym drewnianym foremkom. Pierwsze wzmianki o nich pochodzą z XIII-XIV wieku, popularność zaś zyskały między XVI a XVII wiekiem. W drewnie m.in. gruszy lub dzikiej wiśni rzeźbiono ‘negatyw’ motywu, który później odciskano na cieście (choć są dwie szkoły wyrobu Springerle i według tej drugiej ciastem wylepia się bezpośerednio foremkę, mnie jednak łatwiej jest odciskać motyw foremki na rozwałkowanym cieście, choć czasami mimo wszystko mam wrażenie, że to przez tego typu ciasteczka nabawię się siwych włosów ;)).

foremki_spring2

walek_springForemki te były dosyć rzadkie i – ze względu na misterność ich rzeźbień – kosztowne, były więc traktowane jak swego rodzaju precjoza i służyły nie tylko do wyrobu ciasteczek, ale również do dekoracji (do dziś można spotkać tego typu piękne foremki zdobiące wnętrza np. tradycyjnych, alzackich domów).

Analizując motywy foremek dochodzi się do wniosku, iż tego typu ciasteczka nie były wypiekane tylko w czasie Adwentu, ale również na wszelakie inne uroczystości, nie tylko te religijne (serca, fauna i flora, profesje, sceny z życia codziennego czy też te biblijne i liturgiczne). Początkowo okrągłe, kwadratowe lub prostokątne, później foremki pojawiły się również np. w formie wałka – jak na zdjęciu obok (źródło).
(niestety takowego jeszcze nie posiadam…)

springerle_pate1
To właśnie anyżowe słodkości były pierwszymi ówczesnymi ciasteczkami, które można było stosunkowo długo przechowywać, bez uszczerbku tak dla ciasteczek jak i dla jedzących (choć nieostrożni mogli z całą pewnością stracić kawałek zęba przy ich konsumpcji ‘na sucho’;)).
Wypiekane z ciasta bez dodatku tłuszczu, tylko na bazie jajek, cukru i mąki, Springerle (dawniej zwane ‘chlebem anyżowym’) przypominają nieco włoskie cantuccini, które pierwotnie również wypiekane były właśnie w wersji anyżowej, bez tłuszczu (dopiero znacznie później zaczęto dodawać do nich migdały, a dziś – przygotowywać w wielu różnych wersjach smakowych, o czym wspominałam tutaj – klik).

springerle03
Dzięki uprzedniemu ‘suszeniu’ ciasteczka nie deformowały się podczas pieczenia i można je też było długo przechowywać, podobno niektóre z nich również malowano (oczywiście wtedy już nie nadawały się do konsumpcji, a służyły tylko do ozdoby). Taki słodki prezent był niezwykle cenny, gdyż miód (a później cukier) właściwie aż do końca XVIII wieku był produktem dostępnym tylko dla wybrańców, dzieci były więc wyjątkowo szczęśliwe, gdy oprócz jabłek, pomarańczy czy orzechów dostawały również tego typu słodkości (nie wiem, czy chciałabym zobaczyć reakcję dzieci, które aktualnie pod choinką znalazły by tylko ciasteczka i pomarańcze ;)).

springerle4

Przygotowując ciasto na Springerle pamiętajmy o trzech zasadach : przede wszystkim jajka z cukrem ubijamy długo (często nawet 20 minut), gdyż to dzięki temu ciasteczka będą mogły rosnąć podczas pieczenia (tradycyjnie nie dodaje się tutaj proszku, choć dziś w niektórych przepisach uwzględnia się dodatek proszku lub amoniaku, by ciasto było ‚lżejsze’); dawne, tradycyjne przepisy zalecają też zasadę 2x24, czyli najpierw ciasto ‘odpoczywa’ przez 24 godziny tuż po wyrobieniu, a następnie przygotowane ciasteczka pozostawiamy do wyschnięcia przez kolejne 24 godziny (a minimum 12). Proces ‘suszenia’ ciasteczek przed pieczeniem jest bardzo ważny, gdyż to dzięki temu wzór nie będzie się odkształcał podczas pieczenia.
springerle1

Anyżowe Sprigerle

źródło przepisu – klik

4-5 jajek (220 – 230 g)
500 g cukru pudru
500 g mąki
1-2 łyżki nasion anyżu
opcjonalnie – otarta skórka z jednej cytryny

Nasiona anyżu lekko zrumienić na suchej patelni i ewentualnie zmielić / rozetrzeć w moździerzu (ja pozostawiam całe).
Jajka ubić z cukrem na białą, puszystą masę (najlepiej przez 15-20 minut). Dodać anyż i mąkę, wymieszać i odstawić na kilkanaście minut (lub nawet na 12-24 godziny).
Ciasto rozwałkować na grubość ok. 8-10 mm (w zależności od głębokości naszych foremek). Foremkę lub wierzch ciasta delikatnie oprószyć mąką lub cukrem pudrem (foremki ‘pędzluję’) i mocno przycisnąć ją do ciasta (pomagamy sobie wałkiem, by równomiernie naciskać na wszystkie boki foremki). Następnie bardzo delikatnie odkleić ciasto uważając, by nie zniekształcić wzoru, a następnie okroić ciasteczka nożem lub metalową foremką (uwaga : ciasto niestety dosyć szybko wysycha, należy więc w miarę szybko formować ciasteczka i ewentualnie lekko zwilżyć ręce, jeśli ciasto zbyt mocno wyschnie) . Gotowe Springerle układać na wyłożonej papierem blasze i pozostawić do wyschnięcia na 12-24 godziny (jak pisałam wyżej – to dzięki temu wzór nie będzie się odkształcał podczas pieczenia).
By Springerle pozostały idealnie białe, należy piec je na dole piekarnika w dosyć niskiej temperaturze (ok. 140 – 150 stopni) przez ok. 15-18 minut, w zależności od grubości i wielkości ciasteczek, przy lekko uchylonych drzwiczkach piekarnika (wkładamy np. drewnianą łyżkę). Niestety nie należy podczas pieczenia oddalać się nadmiernie od piekarnika, ciasteczka bowiem dosyć szybko zmieniają kolor, co niestety widać na poniższym zdjęciu ;)

springerle2
Upieczone ciasteczka studzimy na kratce, a następnie przechowujemy w hermetycznej puszce; jeśli chcemy, by były miękkie, możemy – tak jak w przypadku pierniczków – włożyć do puszki ćwiartki jabłka (wymieniając je co jakiś czas). A później delektować się anyżowym aromatem w towarzystwie popłudniowej herbaty lub kawy :)
A tym, którzy nie mają odpowiednich foremek (lub cierpliwości do ich używania ;)) polecam wersję zdecydowanie prostszą i szybszą, która co roku gości na moim stole, czyli anyżkowe ‘kogucie grzebyki’ (Chräbeli), o których wspominałam tutajklik.

(a dzisiejszy przepis dodaję również do tegorocznego pierniczkowego szaleństwa u Majany ;))

Jeśli zawitacie kiedyś do Alzacji, odwiedźcie koniecznie muzeum Sprigerle w La Petite Pierre – klik .
A dla francuskojęzycznych czytelników bloga – tekst po francusku, który pomógł mi w usystematyzowaniu informacji tutaj – klik .
Foremki zaś można zakupić np. tutaj – klik lub tutaj – klik.


Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam miłego weekendu!
A w niedziele zapraszam na kilka dodatkowych pomysłów na szybkie, kulinarne podarki :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email