Archiwa kategorii: zupy i chłodniki

Zupa z dyni w tajskim wydaniu

soupe_courge_thai_bols3
Znów wróciliśmy do czasowej normalności. I znów potrzeba mi będzie kilku dni, by organizm do tych zmian przywykł… Nie tylko organizm zresztą, również moje fotograficzne przyzwyczajenia, w domu ponownie bowiem będzie mniej dobrego, dziennego światła (a po powrocie z pracy będzie go już naprawdę niewiele…). Na szczęście pozostają weekendy i to wtedy staram się przygotować coś również z myślą o Was :)
Dzisiejsza zupa miała pojawić się na blogu już w ramach zeszłorocznego Festiwalu Dyni, ostatecznie jednak nie zmieściła się ona w napiętym harmonogramie ;). Ale może to i dobrze – doczekała się nowej oprawy graficznej oraz drugiej, zdecydowanie ulepszonej wersji, na którą dziś Was zapraszam.

soupe_courge_thai2
Wiem, że niektórzy z Was szerokim łukiem omijają przepisy, w których lista składników jest niebezbiecznie długa; i choć doskonale to rozumiem, to w tym przypadku zachęcam Was do zrobienia wyjątku, gdyż smak i aromat zupy przy pominięciu któregoś ze składników zdecydowanie nie będzie już tak ciekawy. Kiedyś nie sądziłam, że dodatek trawy cytrynowej czy liści limonki kaffir może coś zmienić, uwierzcie mi jednak, że danie z ich dodatkiem to zupełnie nie to samo! Tak jak użycie świeżego korzenia imbiru czy tego w proszku – to naprawdę dwa różne smaki.
Tym razem zupa została wzbogacona o aromatyczny dodatek, przygotowany wg receptury Annabel Langbein; fistaszki, kokos, kolendra, czosnek i chili są już teraz nieodłącznym elementem dania, choć można podać zupę tylko z dodatkiem posiekanej kolendry (ja lubię też ‚zagęszczacz’ w postaci zrumienionych wiórków kokosowych, często również zmielonych).

(inspiracja : ‘Cook, Eat, Smile’, ‘ThaiFood’, Annabel Langbein)

soupe_courge_thai001

Zupa z dyni w tajskim wydaniu

2-3 łyżki oleju / oliwy
750 g dynithai
2-3 szalotki
2-3 ząbki czosnku
1 pęczek kolendry (najlepiej tajskiej, z korzeniami)
1 łyżka startego świeżego korzenia galangalu (lub imbiru)
1,5 – 2 łyżki b. drobno posiekanej trawy cytrynowej (ok. 3 łodyżki)
2-3 liście limonki kaffir (lub otarta skórka z 1 limonki)
1 papryczka chili (lub ok. ¼ – ½ łyżeczki suszonych płatków)
1 łyżeczka mielonego kuminu
ok. ¾ łyżeczki mielonej kolendry
½ łyżeczki kurkumy
kilka łyżek sosu sojowego, do smaku (w oryginale sos rybny)
ok. 2 łyżki soku z limonki (do smaku)
ok. 650 – 750 ml lekkiego bulionu / wody
ok. 150 – 200 ml mleka kokosowego
na posypkę :
2 ząbki czosnku
duża garść świeżej kolendry
pół szklanki (125 ml) orzechów arachidowych
otarta skórka z ½ limonki (lub więcej)
1 papryczka chili (lub ¼ – ½ łyżeczki suszonych płatków)
4-5 łyżek wiórków kokosowych

Dynię obrać, oczyścić i pokroić w średniej wielkości kostkę.
Szalotki obrać i bardzo drobno poszatkować. Ząbki czosnku zmiażdżyć, obrać (najczęściej pozbawiam je też znajdującego się w środku kiełka) i drobno poszatkować (lub rozetrzeć w moździerzu / przecisnąć przez praskę); korzenie kolendry (jeśli używamy) dokładnie umyć, osuszyć i zmiażdżyć / bardzo drobno poszatkować lub rozetrzeć.Trawę cytrynową zmiażdżyć (wydobędziemy z niej wtedy więcej aromatu), pozbawić wierzchnich, twardych osłonek i bardzo drobno poszatkować. Papryczkę chili drobno poszatkować (jeśli nie chcemy, by zupa była zbyt mocna – pozbawiamy papryczkę nasion).
Na rozgrzanym tłuszczu podsmażyć szalotki aż dobrze zmiękną, nie dopuszczając do zbrązowienia (ok. 5-7 minut); następnie dodać czosnek, imbir, chili, kumin, kolendrę, trawę cytrynową i listki kaffir, zamieszać i jeszcze chwilę smażyć (ok. 1 – 1,5 minuty). Dodać dynię i kurkumę, wlać bulion i zagotować. Gdy dynia zaczyna być miękka, dodać mleko kokosowe, sos sojowy / rybny oraz sok z limonki i gotować jeszcze kilka minut. Doprawić do smaku (więcej sosu sojowego / soku z limonki / chili) i ewentualnie zmiksować (przed zmiksowaniem wyławiam listki kaffir). Podawać z dodatkiem posiekanej świeżej kolendry lub z kolendrowo-kokosową posypką.
Przygotowanie posypki :
Orzechy arachidowe i wiórki kokosowe lekko zrumienić (osobno!) na suchej patelni. Wszystkie składniki posypki (oprócz wiórków kokosowych) zmiksować, a następnie wymieszać z wiórkami, ewentualnie lekko posolić.

soupe_courge_thai03

Uwagi :

- jeśli macie dostęp do kolendry z korzeniami, to polecam dodanie ich do tego typu zup czy wszelakich tajskich curry, nadają one bowiem dodatkowego, bardzo specyficznego aromatu; do gotowania możemy też dodać łodygi kolendry, których nie używamy do późniejszego posypania zupy (lekko je uprzednio rozgniatam, by były bardziej aromatyczne i wyławiam je przed podaniem zupy), choć oczywiście można je też zamrozić i zużytkować przy innej okazji

- zamiast korzenia galangalu możemy użyć imbiru (ja osobiście preferuję wersję ze startym imbirem właśnie…)

- oczywiście z przypraw można też wcześniej przygotować pastę curry, miksując uprzednio składniki (szczególnie wtedy, gdy często przygotowujecie tego typu dania, zrobienie większej porcji pasty jednorazowo ma sens)

- w tego typu tajskich daniach dodaje się sosu rybnego, ja jednak mam niestety do niego lekką awersję i w zamian używam sosu sojowego

- zamiast listków limonki kaffir można ewentualnie dodać otartą skórkę z limonki; wiadomo – to nie dokładnie to samo, ale na bezrybiu… ;)

- zupę można przed podaniem zmiksować lub nie; można częściowo tylko lekko ją rozdrobnić, w zależności od tego, jaką konsystencję preferujemy (dodając wtedy mniej lub więcej bulionu); poniżej zeszłoroczna wersja, bez rozdrabniania i bez posypki – tylko z dodatkiem poszatkowanej natki kolendry

soupe_courge_thai004


Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego tygodnia! I raz jeszcze dziękuję Wam za przemiłe słowa do poprzedniego wpisu – nie wiecie nawet, jak wiele dla mnie znaczą… :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Zupa dyniowa z kasztanami, urodzinowo ;)

courge_cuilleres
Pora (najwyższa już! :)) na pierwszą dyniową zupę tego sezonu (pierwszą tej jesieni na blogu, na stole bowiem było ich już kilka… :)). To jedna z moich ulubionych wersji, choć do tej pory nie gościła jeszcze na blogu. Prawdziwie jesienna, pachnąca lasem i ziemią. Smak dyni wzbogacony jest tu kasztanami, które idalnie się z nią komponują – szczególnie, jeśli wybierzecie którąś z odmian o kasztanowo-orzechowym aromacie. Do tego por i tymianek, których w pachnącej jesienią zupie zabraknąć nie może. Czasami również mała szczypta papryczki chili lub pieprzu kajeńskiego, jeśli ma być wersja mocniej rozgrzewająca.
Jest w niej coś kojącego, ciepłego, to mój dyniowy comfort food. Bez wahania więc wybieram dziś miseczkę takiej zupy, zamiast blogowo-urodzinowej świeczki ;)
Właśnie kończy się szósty rok mojej blogowej pisaniny, która z czasem rozrosła się bardziej niż śmiałam na początku przypuszczać… Po raz kolejny więc dziękuję wszystkim zaglądającym tutaj Czytelnikom (również tym anonimowym! :)), gdyż bez Was pisanie to nie miało by najmniejszego sensu… Dziękuję Wam za kolejny rok, za przemiłe maile i ciepłe słowa. I zapraszam na miseczkę urodzinowej zupy dyniowej :)

soupe_courge_chataignes01

Zupa dyniowa z kasztanami

ok. 120-150 g białej części pora
1-2 ząbki czosnku
2-3 łyżki oliwy
kilka gałązek tymianku (+ do dekoracji)
ok.650 – 700 g dyni
ok. 200 – 250 g ugotowanych kasztanów jadalnych
ok. 750 – 850 ml delikatnego bulionu (lub wody)
sól, pieprz
(opcjonalnie – mała szczypta płatków chili lub pieprzu kajeńskiego)

Białą część pora umyć, osuszyć i poszatkować.
Ząbki czosnku zmiażdżyć, obrać (najczęściej pozbawiam je też znajdującego się w środku kiełka) i drobno poszatkować.
Dynię obrać i pokroić w niezbyt dużą kostkę.
Na rozgrzanej oliwie podsmażyć przez kilka minut plastry pora (tak, by zmiękły, lecz nie zbrązowiały), następnie dodać czosnek i tymianek i smażyć jeszcze ok. 1 minutę; dodać dynię i bulion / wodę, posolić i gotować na wolnym ogniu przez ok. 15 minut.
Część kasztanów pozostawić do dekoracji, pozostałe pokroić na mniejsze kawałki i dodać do zupy pod koniec gotowania. Po ok. 10 minutach zupę zmiksować (jeśli dodajemy całe łodyżki tymianku – wyławiamy je uprzednio z zupy) i ewentualnie doprawić do smaku (jeśli zupa jest zbyt gęsta – dodać nieco bulionu).
Serwować z dodatkiem poszatkowanych kilku kasztanów, posypać listkami tymianku (dodatek śmietany dla nie uczulonych na nią osób również będzie mile widziany ;)).

soupe_courge_chataignes2
Wariacje na temat :

- tymianek można zastąpić również szałwią (można też dodać usmażone na maśle listki szałwii do dekoracji zupy, podobnie jak przy tym risotto – klik)

- zupę można też przed podaniem skropić kilkoma kroplami oleju orzechowego (najbardziej lubię ten z orzechów laskowych) lub odrobiną oliwy truflowej (jak np. w przypadku tej zupy – klik)

- kasztany (te do posypania gotowej zupy) można też uprzednio lekko skarmelizować na patelni z dodatkiem masła i miodu (dodaję go niewiele); może to być też np. miód kasztanowy, który dodatkowo podkreśli jesienny aromat zupy, choć jest on dosyć intensywny w smaku (edycja : jeśli kasztany kupujecie już ugotowane, polecam takie ze słokia, by unikać plastiku gdy to możliwe…)


Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam miłego (rzecz jasna dyniowego ;)) weekendu!

I zapraszam w niedzielę na… kolejną dyniową zupę :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Pappa al pomodoro, czyli włoska ‘pomidorówka’ z toskańskim rodowodem

tomates2013
Gdyby zapytano mnie, z czego najtrudniej było by mi w kuchni zrezygnować, bez wahania odpowiem, że (pomijając dynię rzecz jasna! ;)) były by to pomidory. Uwielbiam najprostszą sałatkę pomidorową z dodatkiem posiekanej cebuli / szalotki i szczypiorku (choć w moim rodzinnym domu była to sałatka z dodatkiem śmietany…) czy – jeszcze prościej – te same składniki w wersji ‘kanapkowej’, czyli kromka dobrego chleba na zakwasie suto obłożona plastrami pomidora i posypana poszatkowaną cebulą i szczypiorkiem (a do tego oczywiście spora szczypta świeżo zmielonego pieprzu oraz soli, a najlepiej lekko ‘chrupiącej’ pod zębami fleur de sel).
Jak dziecko byłam w stanie żywić się na okrągło pomidorami i żółtym serem (i jeszcze żurkiem, ale o tym wspomnę w następnym wpisie… ;)) i miłość do tych dwóch składników pozostała do dziś. Ulubionym obiadem była zupa pomidorowa z ryżem oraz gołąbki, z tym że w gołąbkach najbardziej lubiłam… sos pomidorowy właśnie :D

pappa_al_pomodoro0011
Ktoś, kto kocha pomidory oraz chleb, nie może nie pokochać toskańskiej wersji ‘pomidorówki’, zwanej ‘pappa al pomodoro’ (co – przyznacie sami – brzmi o wiele lepiej w oryginale niż w tłumaczeniu, ‘pappa’ bowiem oznacza ‘papkę’ ;)). To kolejne danie wywodzące się z tzw. biednej kuchni (cucina povera), które powstało nie tylko po to, by zużyć nadmiar łatwo dostępnych wszystkim pomidorów, ale przede wszystkim po to, by móc zutylizować resztki czerstwego chleba, który jest jednym ze składników zupy (wszak biedne rodziny dbały o to, by niczego nie wyrzucać i by jak najlepiej zagospodarować to, co było do dyspozycji).

Pierwszą ‘pappa al pomodoro’ ugotowałam kiedyś z jednego z ‘książkowych’, tradycyjnych przepisów. Później skorzystałam z porady pewnej mojej byłej włoskiej uczennicy i część pomidorów upiekłam (z dodatkiem odrobiny oregano), co świetnie wpłynęło na smak zupy. Ostatnio zaś, ze względu na nadmiar pomidorków olivetti (nie mogłam ich nie kupić – były idealnie dojrzałe i słodkie, naprawdę rzadko jadłam tak dobre pomidory…) dodałam również ich część już po ugotowaniu zupy, na surowo, by zachować ich niepowtarzalny smak, a przy okazji by wzbogacić teksturę zupy. Ta ‘trójwymiarowa’ wersja okazała się najlepszą z dotychczasowych, również z dodatkiem grzanek z podsmażonego wcześniej na odrobinie oliwy chleba, by było bardziej chrupiąco, a mniej ‘papkowo’ ;)
A co do chleba jeszcze, to jeśli akurat nie posiadacie czerstwego pieczywa, wystarczy lekko podpiec je w piekarniku czy na mocno rozgrzanej patelni, co przy okazji doda smaku i samemu chlebowi, i zupie.

pappa_al_pomodoro02
Pappa al pomodoro, czyli toskańska pomidorowa z chlebem

(proporcje dosyć orientacyjne…)

ok. 700 g pomidorów
ok. 350 g pomidorków olivetti lub koktajlowych (do upieczenia)
+ ok. 250 g pomidorków olivetti lub koktajlowych (na surowo)
spora szczypta suszonego oregano (opcjonalnie)
4-5 ząbków czosnku
pęczek bazylii
kilka łyżek oliwy do smażenia + do polania
sól, pieprz
opcjonalnie – szczypta płatków chili
kilka kromek czerstwego chleba (najlepiej jeśli podpieczemy go wcześniej lub zrumienimy na patelni)

Piekarnik rozgrzać do 200-220°.
Pomidorki ułożyć w naczyniu do zapiekania lub na blasze, skropić oliwą, posolić, posypać odrobiną oregano (można pominąć) i piec ok. 15 minut, aż pomidorki zaczną lekko pękać.
Pomidory naciąć na krzyż na czubku, sparzyć wrzątkiem (zanurzyć na maks. minutę), a następnie obrać ze skórki. Pokroić na ćwiartki, pozbawić twardych części i pokroić na mniejsze kawałki.
Oberwać listki bazylii, łodygi zachować.
Czosnek zmiażdzyć i bardzo drobno posiekać (lub rozetrzeć), a następnie lekko podsmażyć go na oliwie, na niezbyt mocnym ogniu (nie chodzi bowiem o to, by czosnek jak najmocniej się zrumienił, lecz o to, by nadał aromatu oliwie), dodając również ewentualnie lekko rozgniecione łodygi bazylii (można pominąć i zamrozić łodygi do późniejszego wykorzystania). Po kilku minutach dodać również płatki chili, a następnie pokrojone pomidory, doprawić solą i pieprzem i gotować ok. 10 – 15 minut. Następnie dodać upieczone pomidorki koktajlowe, kawałki chleba, pokrojone lub porwane na kawałki listki bazylii, wymieszać, doprawić do smaku i gotować jeszcze chwilę, aż chleb się ‘rozpadnie’ (jeśli zupa jest zbyt gęsta, możemy dodać nieco wody lub lekkiego bulionu warzywnego).
Przed podaniem wyłowić gałązki bazylii i dodać przekrojone na pół pomidorki koktajlowe, ewentualnie doprawić jeszcze solą i pieprzem, a na talerzu skropić każdą porcję oliwą (zupę można podawać na ciepło lub uprzednio przestudzoną).

pappa_al_pomodoro_double
Pomidorki, które wcześniej podpiekam, suto polewam oliwą, która świetnie sprawdza się później również np. do ‘moczenia’ w niej chleba (przywykłam do tego we Francji i tak już zostało ;)).

Powyższa wersja jest wersją dosyć prostą, ‘podstawową’, choć z upływem czasu receptura zupy uległa pewnym modyfikacjom; niektórzy dodają do niej również cebulę, inni podsmażają wcześniej pora czy też dodają pieczoną paprykę, jeszcze inni przygotowują ją na bazie soffritto (trochę jak w przypadku wspominanego niedawno pomidorowego sosu – ‘sugo finto’), mnie jednak ta minimalistyczna wersja całkowicie wystarcza do szczęścia :)
Jak w większości tego typu dań – im mniej składników, tym ważniejsza jest ich jakość, gdyż tylko wtedy otrzymamy naprawdę dobry efekt końcowy; użyjmy więc jak najmocniej dojrzałych, aromatycznych pomidorów oraz dobrej oliwy. Stawianie na jakość, a nie na ilość zdecydowanie i tutaj popłaca :)


Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej niedzieli!

(a w następnym wpisie – z pewnością już jutro – wrócę jeszcze do Toskanii, pomidorów i toskańskiego chleba… :))

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email