Archiwa kategorii: warzywa

Wiosna na talerzu

marche_avril_double2

*
Lo zapytała mnie niedawno (a propos wpisu ‘rukolowego’), jak miewa się wiosna na ‘naszej farmie ;) Donoszę więc, że wiosna – od kilku tygodni właściwie – rozpieszcza nas niesamowicie. Jest słonecznie i ciepło (ostatnio już nawet kurtka czy sweter nie są potrzebne, mamy bowiem nieco ponad 30 stopni na termometrze, wprawdzie po słonecznej stronie, ale zawsze to 30 sopni! :) ), wszystko wokół kwitnie jak oszalałe (szczególnie magnolie cudnie wyglądają! forsycje za to powoli już przekwitają niestety…), coraz bardziej wszędzie zielono.
W związku z tak sprzyjającą aurą, na farmie również jest bardzo wiosennie. Sporo już nowalijek, których tak bardzo brakowało mi zimą, więc od kiedy się pojawiły – korzystam z nich maksymalnie.
Są już oczywiście rzodkiewki i maleńkie cebulki-dymki, a tydzień temu kupiłam również pierwszy rabarbar! Wprawdzie jest jeszcze naprawdę niewielkich rozmiarów (zaledwie ok. 20 centymetrów), ale na pierwszy, wiosenny deser był idealny! Zrobiłam crumble z jego dodatkiem (podobne do tego – klik) i już nie mogę doczekać się pełnego sezonu i rabarbarowego szaleństwa ;)

*

salades_avril2
*
Kupuję też niesamowite ilości wszelakich sałat. Wprawdzie na te głowiaste jeszcze za wcześnie, za to jest już sałata listkowa (po francusku nazywana sałatą ‘do ścinania’ – salade à tondre), którą uwielbiam za delikatny, ‘wiosenny’ smak; jest już młoda rukola, młode listki szpinaku i buraczków (te odmiany ‘sałatkowe’ właśnie), jest i mniszek lekarski, niezwykle cenny dla naszego organizmu (wspominałam o nim tutaj – klik).
*

salades_dent_de_lion

mniszek lekarski

*

To właśnie teraz, na przełomie marca i kwietnia listki mniszka są najdelikatniejsze i idealnie nadają się do wiosennej sałatki.

*

Wczoraj zakupiłam też sporo  rukwii wodnej. Jest to niezwykle ciekawa roślina, nie tylko ze względu na smak (lekko pikantny), ale również – a może przede wszystkim – ze względu na swoje walory zdrowotne.

*

rukiew_wodna

rukiew wodna – Nasturtium officinale

*

Z tego co mi wiadomo, rukiew wodna (nazywana też rzeżuchą wodną – Nasturtium officinale) nie jest w Polsce zbytnio popularna; a szkoda, gdyż roślina ta – z gatunku kapustowatych – jest niesamowicie cenna dla naszego organizmu (o czym wiedzieli już Starożytni). Rukiew bogata jest między innymi w betakaroten, witaminę A, C, E i K oraz w witaminy z grupy B (między innymi w witaminę B9 / kwas foliowy), a wyciąg z rukwi podawany jest np. w przypadku awitaminozy. Zawiera też bardzo dużo wapnia, żelaza, sporo magnezu i cynku. Poza tym zawarty w rukwi (jak i w brokułach czy kapuście), izotiocyjanian fenyloetylu ma właściwości antyrakowe, szczególnie skuteczne w profilaktyce i walce z rakiem piersi (potwierdzają to między innymi niedawne badania na Uniwersytetu w Southampton; więcej na ten temat przeczytać możecie np. tutaj – klik).*
Warto więc włączyć rukiew do naszego jadłospisu, tym bardziej iż można ją spożywać nie tylko w formie sałatki czy jako ‘ziołowy’ dodatek do wszelakich serków i past, ale również na ciepło, np. w formie zupy.

*Anno Mario, dziękuję, że o tym wspominałaś!

*

tokyo_turnip_radis2
*

Wczoraj na targu zakupiłam też pęczek młodej, białej rzepy (wspominałam Wam o niej a propos ‘pseudo-krupniku’ – klik). Tak młode, wiosenne warzywa nie potrzebują zbyt wielu dodatków, by stworzyć z nich coś dobrego. Dlatego właśnie postanowiłam przygotować je niezwykle prosto, tak jak lubię najbardziej : na parze, z odrobiną dobrej oliwy, soku z cytryny oraz fleur de sel. Sposób ten podpatrzyłam rok temu w programie Marthy Stewart, a sam przepis jest autorstwa Alice Waters (serwowana w ten sposób młoda rzepa w jej słynnej restauracji ‘Chez Panisse’) :

*
tokyo_turnip1
*
Młodą rzepę myjemy, odcinamy większe liście (nie wyrzucamy ich!) i pozostawiamy te najmniejsze, odcinamy również korzonki. Mniejsze rzepy kroimy na pół, większe na ćwiartki i gotujemy na parze kilka minut (mniejsze ok. 5 minut, większe do 8 min.). Ugotowane warzywa serwujemy natychmiast (możemy też wcześniej przełożyć je do naczynia wypełnionego bardzo zimną wodą, by zatrzymać proces gotowania). Podajemy je polane oliwą (wymieszaną np. z odrobiną soku z cytryny), lub z delikatnym ziołowym winegretem (ten, który robiłam do szparagów również świetnie tu pasuje). Do tego odrobina fleur de sel, która przyjemnie ‘chrupie’ podczas degustacji. I mamy wiosnę na talerzu :)

A z odkrojonych liści – tak jak i z liści rzodkiewki – możemy przygotować zupę (wspominałam o niej rok temu, tutaj – klik) : cebulę dusimy na oliwie, dodajemy pokrojone w małą kostkę dwa spore ziemniaki oraz umyte i pokrojone listki dwóch pęczków rzodkiewki lup młodej rzepy, zalewamy bulionem i gotujemy kilkanaście minut; miksujemy, doprawiamy do smaku i konsumujemy :) W ten sposób przygotować można zupę z dodatkiem wszelakich innych ‘listków’ : roszponki, rukoli, młodego szpinaku, itd. (tutaj np. zupa z roszponki – klik).

A już niebawem przygotować będzie można taką np. zupę szparagową z rukolą :

*
soupeaspergesroquette

*
Przyznaję, że na świeże szparagi czekam już niecierpliwie. Kto wie, może przy tak sprzyjających warunkach pogodowych pojawią się nieco wcześniej niż zwykle… A Wy, na jakie wiosenne nowalijki czekacie najbardziej?

*

Pozdrawiam serdecznie ! I życzę wszystkim miłej, wiosennej niedzieli :)

*

(a post dedykuję nie tylko Lo, ale również Małgosi, która wspominała niedawno, iż szuka wiosny… ;)).

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Coś na szybko – zupa brokułowa z niebieskim serem

fromagesbleus1

od góry : Roquefort, Fourme d’Ambert
na dole po lewej – Cashel Blue, po prawej – Bleu d’Auvergne

*
To, że kocham sery, nie jest już chyba dla nikogo tajemnicą ;)

Mam swoje ulubione gatunki, choć tak naprawę lubię je chyba wszystkie bez większych wyjątków. Ogólnie zasada jest jedna : ser, aby urzec moje kubki smakowe, musi być charakterny ;) Wie to również Pani z ‘mojego’ sklepiku z serami i gdy proszę / pytam o jakiś ser, to często odpowiada : ‘Nieee, ten Pani nie posmakuje! Jest zbyt mało wyrazisty. Ale tego niech Pani koniecznie dziś spróbuje!’ I zazwyczaj nie kończy  się tylko na degustacji, ale i na zakupie owego sera rzecz jasna.

Sery pleśniowe, szczególnie te niebieskie, kupuję zazwyczaj z myślą o jakimś konkretnym daniu; czasami są to wytrawne mufinki (jak np. te – klik), serowy sos (uwielbiam sos z Gorgonzoli!), czy np. nasz ulubiony placek ziemniaczano-serowy (prezentowany daaawno, dawno temu, na samym początku bloga – klik), który od nastu lat regularnie pojawia się na naszym stole, co u mnie jest raczej rzadkością ;) ).

*

fromagesbleus2

irlandzki Cashel blue

*

Nie wszyscy lubią niebieskie sery pleśniowe, to fakt; mają one dosyć specyficzny smak i zapach (przede wszystkim zapach ;) ), który nie każdemu odpowiada. Swą nazwę (bleu / blue)  zawdzięczają one zielonkawoniebieskim żyłkom pleśni (penicillium roqueforti), które przerastają kremowe wnętrze sera. W trakcie dojrzewania sery są nakłuwane, dzięki czemu dostające się do wnętrza powietrze umożliwia rozwój pleśni. Większość niebieskich serów produkowana jest z mleka krowiego (jak np. sery typu Gorgonzola, francuskie sery Fourme d’Ambert czy Bleu d’Auvergne, angielski Stilton lub Devon blue czy irlandzki Cashel blue), jest jednak kilka wyjątków. Najbardziej znany jest chyba francuski Roquefort : kremowy, słony, o wyrazistym smaku, wytwarzany z mleka owczego i dojrzewający ok. 3 miesiące w wilgotnych jaskiniach. Jest także niebieski ser z Korsyki (Bleu de Corse), angielski Yorkshire blue i Lanark blue oraz wspaniałe kozie sery pleśniowe rodem z Hiszpanii.  Sery kozie i owcze mają specyficzny, bardziej wyrazisty smak niż te produkowane z mleka krowiego i to właśnie dzięki temu są moimi zdecydowanymi faworytami.

Sery tego typu są również pysznym dodatkiem do zup, którym dodają wyrazistości, jak np. w przypadku dzisiejszej zupy brokułowej. Najczęściej używam tutaj sera Roquefort (owczy, nie wywołuje więc reakcji alergicznych), ale możemy użyć dowolnego sera (warto dodać, że różnią się one nie tylko smakiem, ale i konsystencją : od miękkiej, kremowej gorgonzoli, przez nieco bardziej zwarte sery jak wspomniany już Roquefort czy ich polska wersja – Rokpol (wytwarzany z mleka krowiego),  aż do twardszych, jak np. Stilton (jego irlandzki kuzyn – Cashel blue – ma nieco bardziej miękką konsystencję, jak i owcza jego wersja – Crosier blue).

*
A teraz już czas na wspomnianą zupę. Jest szybka, smaczna i syta. Idealna gdy temperatury wciąż mało wiosenne. I gdy czasu zdecydowanie niewiele. Moja ulubiona :)

*

soupebrocoliroquefort

Kremowa zupa brokułowa z niebieskim serem

2 łyżki oliwy
1 cebula
1-2 ząbki czosnku
500 g różyczek brokuła (teraz, poza sezonem można użyć mrożonych)
1 duży ziemniak (ok. 200g)
ok. 1 – 1,2 litra bulionu
sól, pieprz do smaku
spora garść (ok. 50 g) orzechów włoskich
niebieski ser pleśniowy (ok. 100-150g)
opcjonalnie : grzanki

Cebulę i czosnek obrać; cebulę drobno posiekać, czosnek zmiażdzyć. Ziemniak obrać, pokroić w kostkę, opłukać. Różyczki brokuła (świeże) opłukać.
Cebulę i czosnek udusić na rozgrzanej oliwie (kilka minut), dodać ziemniaki, zalać bulionem, zagotować i po ok. 5-7 minutach dodać brokuły. Gotować jeszcze ok. 8-10 minut (w zależności od wielkości różyczek), do miękkości (mrożone brokuły gotujemy nieco krócej niż świeże). Zupę zmiksować, doprawić do smaku (uwaga : nie solimy zbytnio zupy, ser bowiem nada jej odpowiedniego smaku).
Orzechy zrumienić na suchej patelni.
Każdą porcję zupy udekorować orzechami i kawałkami sera pleśniowego (opcjonalnie – możemy też przygotować w piekarniku grzanki z serem pleśniowym).

Smacznego!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Warzywa strączkowe i rozgrzewająca zupa

straczkowe2*

Jak pokazywałam w zimowo-warzywnym wpisie – zimą na naszym stole wcale nie musi być nudno ! Do wyboru mamy całkiem sporo warzyw, które dodatkowo możemy łączyć z wszelakimi kaszami, zbożami i warzywami strączkowymi. Do dyspozycji mamy na przykład wszelakie fasole – białą, czarną, czerwoną, adzuki, borlotti, ‘czarne oczko’ (lobia) itd., żółty groch oraz suchy zielony groszek (niezwykle bogaty w żelazo, wapń i witaminę C), suszony bób, ciecierzycę, soję czy wszelakie odmiany soczewicy (spośród wszystkich gatunków soczewicy, to ta czerwona zawiera najwięcej białka, jest więc szczególnie ważna w diecie wegetariańskiej; jest też niezwykle praktyczna, nie wymaga bowiem namaczania i bardzo szybko się gotuje – zaledwie kilkanaście minut).

*
soczewica*

Białko roślin strączkowych jest niezwykle wartościowe, co ważne jest szczególnie dla osób nie spożywających mięsa  (białko fasoli np. zawiera prawie wszystkie aminokwasy, co jest rzadkością wśród pokarmów roślinnych). Warzywa strączkowe dostarczają również naszemu organizmowi sporo cennych węglowodanów, dużą ilość błonnika oraz żelazo, wapń, fosfor,  miedź, cynk i jod a także witaminy z grupy B.
Niestety warzywa strączkowe mogą być dosyć kłopotliwe dla naszego systemu trawiennego. Soczewica, fasola adzuki, fasola mung oraz groszek są najłatwiejsze do strawienia, zaś odmiany takie takie jak m.in. : fasola pinto, czarna, nerkowata, ‘czarne oczko’ oraz ciecierzyca są bardziej cieżkostrawne (najtrudniejsza do strawienia jest soja).
*

fasola1

fasola borlotti

Dlatego właśnie warzywa strączkowe należy namoczyć przed gotowaniem (od kilku do kilkunastu godzin), wymieniając wodę 1-2 razy podczas moczenia – o ile to możliwe. Namaczanie powoduje nie tylko iż warzywa strączkowe szybciej się gotują, ale przede wszystkim ułatwia późniejsze ich trawienie (podczas namaczania zaczyna się proces kiełkowania nasion, dzięki któremu zwiększa się dostępność cennych dla naszego organizmu minerałów). Suchy zielony groszek oraz soczewica nie wymagają namaczania (szczególnie ta czerwona bardzo szybko się gotuje), groch możemy moczyć krócej, soję i ciecierzycę zaś – najdłużej. Co ważne – namaczane nasiona przed gotowaniem płuczemy i zalewamy świeżą wodą (nie gotujemy w wodzie z namaczania); nie solimy też strączkowych na początku gotowania, a dopiero w połowie/ pod koniec. Poza tym pierwsze 10 minut gotowania warzyw strączkowych (oprócz soczewicy i łuskanego grochu) powinno się odbywać bez przykrycia, na dość dużym ogniu, by rozbić enzymy zaburzające trawienie (zbieramy też i usuwamy gromadzące się na początku gotowania szumowiny). Warto jest też łączyć warzywa strączkowe z przyprawami takimi jak nasiona kopru włoskiego, z kminkiem czy majerankiem, które ułatwiają trawienie.

Z warzyw strączkowych możemy przygotować wiele wspaniałych potraw : wszelakie wegetariańskie chili i gulasze, zupy, tarty i zapiekanki, pyszne warzywne kotleciki / burgery czy pasztety. Dania takie są sycące, przyjemnie rozgrzewają organizm, a przy okazji – są niezwykle zdrowe. Taka jast również dzisiejsza zupa z soczewicy i zielonego groszku (suchego). U mnie w wersji bezmięsnej, na końcu wpisu znajdziecie jednak dopisek o jej mięsnym wariancie.

*

zupasoczewzielona2

wersja z zieloną soczewicą

*
Zupa z soczewicy i zielonego (suchego) groszku

(wg przepisu Bajaderki, z niewielkimi modyfikacjami)

6 – 8 porcji

2-3 łyżki oliwy
1 cebula
3-4 ząbki czosnku
2 średnie marchewki (ok. 180 g)
1 por (jego biała część, ok. 150 g)
2 średnie ziemniaki (ok. 280 g)
ok. 160 g selera (korzeń)
1/2 szklanki (130 g) soczewicy*
1/2 szklanki (130 g) suchego zielonego groszku (łuskanego / połówki)
ok. 1,5 litra bulionu
1-2 liście laurowe
majeranek, tymianek – świeży lub suszony
sól i pieprz, do smaku
opcjonalnie – sos sojowy**

Warzywa obrać / oczyścić. Cebulę drobno poszatkować. Czosnek zmiażdżyć i poszatkować.
Marchewkę pokroić w plasterki, pora w półplasterki, ziemniaki pokroić w kostkę, a korzeń selera zetrzeć na grubych oczkach.
Cebulę, czosnek i pora poddusić na rozgrzanej oliwie, ok. 5 – 8 minut. Groch i soczewicę wypłukać, dodać do duszącej się cebuli wraz z liściem laurowym i tymiankiem, zalać bulionem i gotować ok. 20 minut. Następnie dodać pozostałe warzywa i gotować jeszcze ok. 15-20 minut. Na koniec dodać majeranek i doprawić do smaku.
(jeśli zupa jest zbyt gęsta – dodać nieco więcej bulionu lub przegotowanej wody)

*

zupasoczewczerw

wersja z czerwoną soczewicą

*


Uwagi :

- *jeśli używamy czerwonej soczewicy, radzę dodać ją dopiero na ok. 15 –20 minut przed końcem gotowania, w przeciwnym bowiem razie zbyt mocno się rozgotuje tworząc ‘papkę’
- **zupy w wersji bezmięsnej często doprawiam sosem sojowym, co nadaje im lekko ‘wędzonego’ aromatu
- zamiast majeranku i tymianku możemy użyć np. kminu rzymskiego + kolendry + kurkumy (czy gotowej mieszanki curry)
- dla zainteresowanych – wersja mięsna (wg Bajaderki) :
3 plasterki chudego boczku + ok. 200 g pokrojonej w kostkę kiełbasy lub szynki -> podsmażamy najpierw boczek z kiełbasą, nadmiar tłuszczu odlewamy, dodajemy poszatkowaną cebulę i postępujemy jak wyżej.

*

*  *   *

*

Zapraszam Was również do przeczytania artykułu / wywiadu, który znajdziecie tutaj klik.

*

Pozdrawiam serdecznie !

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email