Archiwa kategorii: pieczywo

Zakwas i razowy orkiszowiec

zakwas02Gdy dwa tygodnie temu zobaczyłam u Patrycji ten oto chleb orkiszowyklik stwierdziłam, że czas już najwyższy by odświeżyć mój zakwas. Ten ostatni nie przeżył niestety naszej zbyt długiej wakacyjnej nieobecności i od tamtego czasu nie nastawiałam nowego, piekąc tylko niewielkie ilości drożdżowego pieczywa (najczęściej w tej wersji – klik). Zdjęcia Patrycji są jednak tak sugestywne, że okazały się wystarczającym bodźcem do ponowienia zakwasowej przgody :).
Początek mojej zakwasowej przygody (6 lat temu…) zawdzięczam nieocenionej Tatter i Mirabbelce, którym będę dozgonnie wdzięczna za porady i cierpliwość z jaką odpowiadały wtedy na wszystkie moje pytania. Niestety moje pierwsze próby produkcji zakwasu były dosyć mizerne i dopiero dodatek suszonego zakwasu Tatter odpowiednio obudził mój letargiczny zaczyn.
Analizując to z upływu czasu dochodzę do wniosku, że winna temu była być może mąka, która nie była dla zakwasu odpowiednia, reszta parametrów się bowiem zupełnie nie zmieniła – ta sama kuchnia, ta sama woda, te same temperatury. Tylko mąka jest aktualnie inna i wygląda na to, że zakwas bardzo ją polubił (jedyne co zmieniłam, to proporcje wody i mąki, zauważyłam bowiem, że to przy ‘luźniejszej’ konsystencji zakwas lepiej się u mnie sprawuje).

Nastawiłam go dwa tygodnie temu praktycznie od podstaw (mój ostatni zasuszony nie bardzo chciał już współpracować…) i tym razem nie było absolutnie żadnych problemów : w ciągu kilku dni otrzymałam pięknie bąbelkujący i żwawy zakwas, który bardzo często po dokarmieniu ucieka wręcz ze słoika. Poniżej prezentacja mojego żyjątka w fazie fermentacji (wybaczcie lekko ruszający się obraz, jednak filmowanie nie było przewidziane i w ostatniej chwili nie miałam już czasu na przygotowanie statywu…) :

Jeśli ‘boicie’ się zakwasu i nigdy jeszcze go nie nastawialiście, postarajcie się jak najszybciej to zmienić! Wszak nie ma nic lepszego, niż pyszny chleb na zakwasie, którego zapach podczas pieczenia wypełnia cały dom. U Tatter znajdziecie dokładną instrukcję przygotowania zakwasuklik oraz mnóstwo wspaniałych chlebowych receptur. Przyznam, że teraz nie do końca trzymam się już przepisu i po pierwszej dobie wyrzucam mniej więcej połowę mikstury (nieco większą połowę, jednak nie ważę jej…), a następnie dokarmiam 100g mąki z dodatkiem ok. 120g (zamiast 100) letniej, przefiltrowanej wody, gdyż to właśnie w nieco bardziej płynnej wersji zakwas lepiej u mnie fermentuje.

zakwas3
Jeśli zakwas nastawiacie od podstaw, możecie dokarmiać go kilka dni dłużej, każde dokarmianie bowiem dodatkowo go wzmocni. A gdy jest już gotowy, przetrzymujemy go w lodówce (w słoiku, lekko uchylonym / przykrytym gazą) i wyciągamy na minimum 12 godzin przed planowanym pieczeniem; najpierw pozostawiamy go na kuchennym blacie, by nabrał temperatury pokojowej, a później dokarmiamy jak zwykle, czyli 100 g mąki + 100-120 g wody (lub proporcjonalnie więcej, jeśli potrzebujemy więcej zaczynu). Gdy zakwas zabąbelkuje, urośnie i opadnie – jest już praktycznie gotowy do użycia (dajemy mu wtedy jeszcze kilka dodatkowych godzin na ‘trawienie’ ;)). A potem już ważymy, mieszamy i pieczemy :)

chleb_orkisz3
Jak pisałam na początku – zakwas posłużył mi do przygotowania razowego orkiszowca Patrycji, który upiekłam w miniony weekend (wiem wiem, mam spore opóźnienie w publikowaniu przepisów… ;)). Jako, iż zakwasu miałam dosyć dużo, to upiekłam dwa chleby : jeden ściśle wg przepisu, drugi ze znacznie większą ilością zakwasu*, by móc jak najwięcej go zużyć. Niestety moje foremki są nieco większe niż ta z przepisu, dlatego mój chleb jest zdecydowanie niższy u Patrycji; poza tym nieco ‘przerósł’ (nie rozmawiamy przez telefon w ostatniej fazie rośnięcia chleba! ;) ), w związku z czym lekko opadł podczas pieczenia, na szcęście jednak zupełnie nie wpłynęło to na jego walory smakowe.

*Przyznam szczerze, że szkoda jest mi za każdym razem wyrzucać tę połowę zakwasu, często więc odlewam ją do osobngo słoika, co niestety kończy się zakwasową nadprodukcją ;) Ale to żaden problem – wystarczy wtedy przygotować niezawodny ‚Tatterowiec’ – klik :)

Po oryginalny przepis odsyłam Was do Patrycji – klik, a poniżej moja wersja z większą ilością zakwasu :

chleb_orkisz1

Orkiszowiec na zakwasie, z ziarnami
(na podstawie przepisu Patrycji)

Zaczyn:
100 g zakwasu żytniego (mój ma ok. 120% hydracji)
ok. 120 g wody
120 g  jasnej mąki orkiszowej

Wszystkie składniki wymieszać, przykryć szczelnie folią i zostawić w temperaturze pokojowej na ok. 8-10 (gdy w mieszkaniu jest chłodno, pozostawiam zaczyn w uchylonym piekarniku z włączoną żarówką).

Ciasto właściwe:
cały zaczyn
¼ łyżeczki drożdży instant (nieco więcej, jeśli zakwas jest młody)
ok. 250 – 280 g wody
2 łyżeczki (ok. 10 g) szarej, nieoczyszczonej soli morskiej
1 łyżka syropu z agawy lub płynnego miodu (można pominąć)
4 łyżki pestek dyni
4 łyżki pestek słonecznika
4 łyżki płatków owsianych
2 łyżki jasnego sezamu + 2 łyżki nasion chia (u Patrycji czarny sezam)
2 łyżki siemienia lnianego (dodałam zmielone siemię)
300 g mąki orkiszowej pełnoziarnistej
50 g mąki razowej żytniej
50 g mąki orkiszowej jasnej

Posypka:
1,5 – 2 łyżki pestek dyni
1 łyżka pestek słonecznika
1 łyżka kaszy gryczanej
1 łyżka płatków owsianych (pominęłam)
1/2 łyżki jasnego sezamu
1/2 łyżki  maku
1/2 łyżki siemienia lnianego

Zaczyn wymieszać z wodą, drożdżami i miodem (jeśli używamy). Mąki wymieszać z solą i nasionami i dodać je do zaczynu. Wyrabiać mikserem na średnim biegu ok. 2-3 min. Ciasto będzie dosyć lepkie, ale zacznie odchodzić od ścianek misy. Wtedy przełożyć je do lekko natłuszczonej foremki (ok. 23 x 13 x 7cm) wyłożonej pergaminem lub natłuszczonej i wysypanej otrębami. Ciasto posypać nasionami i lekko wgnieść je dłonią w ciasto.
Foremkę włożyć do foliowej torby i odstawić do wyrośnięcia w ciepłe miejsce (jak pisałam wyżej – najczęściej pozostawiam ciasto w uchylonym piekarniku z włączoną żarówką).
Piekarnik rozgrzać do 210-220°
Gdy ciasto wyrośnie do brzegów foremki – spryskać wodą wierzch chleba i piec 15 minut w 210-220°, a następnie zmniejszyć temperaturę do 180-190° i piec ok. 40-45 minut (możemy też przez ostatnie 10 minut dopiec chleb już bez foremki).
Wystudzić na kratce.

chleb_orkisz2
Uwagi :
- jak pisałam wyżej – moja foremka jest nieco większa (30 cm długości), dlatego chleb jest niższy
- jeśli Wasz zakwas jest ‘leciwy’ ;) i mocny, możecie pominąć dodatek drożdży
- polecam ewentualny dodatek zmielonego siemienia lnianego, gdyż w takiej formie jest ono lepiej przyswajane przez nasz organizm
- dodatek kaszy gryczanej i maku to pomysł z jednej z tutejszych gotowych mieszanek (pestki dyni, słonecznik, sezam, gryka, len i mak)
- z powodu dodatku większej ilości dosyć płynnego zakwasu, do ciasta użyłam mniej wody niż w oryginalnym przepisie (ilość wody zależeć też będzie od rodzaju użytej mąki)
- temperaturę pieczenia należy dostosować do naszego piekarnika; u mnie jest to raczej 200-210° w pierwszej fazie pieczenia i później ok. 180°

Część chleba została spałaszowana z domową pastą z łososia (chętnie opublikuję przepis, choć domyślam się, że każdy ma już swoją ulubioną wersję takiej pasty ;) ).

*   *   *

Kilka wcześniejszych chlebów na zakwasie prezentowanych na blogu znajdziecie tutajklik.

Moimi ulubieńcami pozostają bez wątpienia między innymi :

- francuski chleb wiejskiklik (przepis na końcu wpisu)

painfrusrique1
(oraz – w tym samym wpisie – chleb z ziemniakami i orzechami)

- przepyszny chleb z oliwkamiklik (pełny przepis u Aniklik), który piekę teraz z dodatkiem większej ilości mąki razowej

painolives
- czy np. chleb żytni z siemieniem lnianymklik lub 40% żytni chleb z kminkiem (Hamelmana), w którym zakochałam się 5 lat temu…

A jaki jest Wasz ulubiony chleb?
U nas zdecydowanie wszystkie te z dodatkiem mąki razowej (najchętniej żytniej i orkiszowej).

Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego (może chlebowego?) weekendu!
Mam nadzieję, że znajdą się nowi chętni do domowego wypieku chleba? :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Wegańskie drożdżowe bułeczki kokosowo-cytrynowe oraz wielkanocny ‘przypominacz’

buleczki_kokos_cytr1
Dzisiejszy przepis na słodkie bułeczki drożdżowe przyda się przede wszystkim tym, którzy unikają jajek lub mleka krowiego, do ich przygotowania wystarczy bowiem mleko kokosowe oraz oliwa. Pierwsze tego typu bułeczki pokazywałam Wam trzy lata temu, w wersji z rabarbarem – klik (niecierpliwie czekam na początek sezonu rabarbarowego, by móc ponownie je przygotować… :)). Tym razem zmodyfikowałam nieco recepturę tak, by móc zużyć resztki mleka kokosowego, dodałam też nieco wiórków kokosowych oraz otartą skórkę z cytryny, która śwetnie tutaj pasuje. Bułeczki nie są mocno słodkie, dzięki czemu możemy konsumować je również z dodatkiem dżemu (moja ulubiona wersja to ta z dżemem cytrusowym). I choć najlepsze są oczywiście w dniu pieczenia, to na drugi dzień wciąż są przyjemnie wilgotne i naprawdę smaczne. Polecam nie tylko ‚uczuleniowcom’ ;)

Jeśli macie ochotę przygotować własne, domowe mleko kokosowe, odsyłam Was na blog Asi – Sojaturobię, a jeśli chcecie je przygotować z użyciem świeżego orzecha kokosowego – do Pinkcake.

buleczki_kokos_cytr02
Wegańskie bułeczki kokosowo-cytrynowe

300 g mąki (używam jasnej orkiszowej, może być pół na pół razowa)
50 g wiórków kokosowych
100 ml mleka kokosowego + ok. 70 ml gorącej wody
2-3 łyżki oliwy
15 g swieżych drożdży (lub ok. 1,5 łyżeczki suszonych)
1/4 łyżeczki soli
ok. 100 g cukru
otarta skórka z 1 dużej cytrnyny (lub z 2 mniejszych)
opcjonalnie – nasiona z 1 laski wanilii lub starta tonka lub spora szczypta kardamonu lub szczypta kurkumy dla koloru…

Mleko kokosowe wymieszać z gorącą wodą, a następnie – gdy mleko jest letnie, nie gorące – rozpuścić w nim drożdże (czekamy chwilę, aż drożdże lekko się ‘zapienią’; suszonych drożdży ‘instant’ możemy używać od razu, bez uprzedniego rozpuszczania ich w ciepłym płynie).
Mąkę wymieszać z solą, wiórkami kokosowymi i ewentualnymi przyprawami, na środek wsypać cukier, następnie wlać rozpuszczone drożdże, dodać oliwę i zacząć wyrabiać ciasto. Po chwili dodać otartą skórkę z cytryny i dalej wyrabiać (ciasto ma być dosyć miękkie i luźne; starajmy się nie dodawać zbyt dużo mąki, by gotowe bułeczki nie były zbyt twarde). Gdy ciasto jest już elastyczne i błyszczące, umieścić je w naoliwionej misce, przykryć i odstawić do wyrośnięcia na około 1,5 – 2 godziny (ma podwoić objętość).
Następnie podzielić ciasto na 7 równych części, z każdej z nich uformować kulkę i ułożyć je w formie ‘kwiatka’ (niezbyt ściśle) na blasze (lub w natłuszczonej lub wyłożonej papierem tortownicy), przykryć i pozostawić do ponownego wyrośnięcia na ok. 30 – 45 minut.
Piekarnik rozgrzać do 200°C.
Wierzch bułeczek przed pieczeniem można ewentualnie posmarować mlekiem kokosowym, samym lub np. wymieszanym z odrobiną miodu (lub – w wersji niewegańskiej – żółtkiem wymieszanym z 1 łyżką mleka lub śmietanki).
Wyrośnięte bułeczki wkładamy do nagrzanego piekarnika, po ok. 12 minutach zmniejszamy temperaturę do 180°C i pieczemy jeszcze przez ok. 15-18 minut (jeśli bułeczki zbyt mocno się rumienią pod koniec pieczenia, możemy przykryć je papierem).

buleczki_kokos_cytr4

Uwagi :

- ilość mleka / wody zależy od rodzaju użytej mąki (każda inaczej chłonie płyny…);  jeśli dodamy mąki razowej, trzeba będzie również użyć nieco więcej mleka

- mleko rozcieńczam, gdyż wtedy ciasto ma lżejszą, delikatniejszą strukturę / konsystencję

- równie dobrze zamiast wersji kokosowej możemy przygotować migdałową (używając np. domowego mleka migdałowego – klik), możemy też wtedy dodać otartą skórkę z pomarańczy

- temperaturę i czas pieczenia należy oczywiście dostosować do naszego piekarnika (ewentualnie pieczemy je nieco krócej / dłużej)

- bułeczki możemy posmarować również tuż po wyjęciu ich z piekarnika (używam mleka kokosowego wymieszanego z odrobiną miodu), wtedy będą błyszczące (lecz mogą być też lekko ‘klejące’…)

*   *   *

Jako iż dzisiejsze bułeczki są może mało wielkanocnym wypiekiem, przypomnę Wam również te wcześniejsze, bardziej świąteczne, które mogą posłużyć też do dekoracji wielkanocnego stołu (przepis znajdziecie tutaj – klik):

brioszkawielkanoc3

A skoro już o wypiekach mowa, to pozwolę sobie przypomnieć Wam również zeszłoroczną pyszną babkę tiramisuklik :

babka_kawowa3
oraz – tak jak rok temu – kilka wcześniejszych wielkanocnych przepisów, które być może jeszcze Wam się przydadzą :

- babka cytrynowo-kokosowa

- babka z pistacjami i białą czekoladą

- babka ajerkoniakowa

- masa daktylowo-pomarańczowa, która – jak podpowiedziała kiedyś Alicja – może również posłużyć do przełożenia mazurka

- oraz pasztety bezmięsne : sojowo-warzywny oraz sojowo-soczewcowy (choć przyznam, że ten orzechowy również w tym roku u nas zagości, tym bardziej, że aura bardziej zimowa niż wiosenna niestety ;))

oeuf_teintures1
I na koniec, tradycyjnie już przypominam Wam ‘kraszankowe’ wpisy – klik (z użyciem naturalnych barwników) oraz wcześniejszy ‘listkowy’ wpis – tutaj.

ppisanki1
(a więcej wielkanocnych przepisów znajdziecie w zakładce ‘Wielkanoc’ klik)

Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Winogrona i toskańska ‚schiacciata con uva’

schiacciata01


Czytając komentarze pod poprzednim wpisem obawiam się, że niektórych spośród Was dziś rozczaruję… Nie będzie bowiem ani dżemu / galaretki, ani soku czy wina (obawiam się, że mogę zrobić tego lepiej od parających się tym od pokoleń tutejszych znawców…). Będzie za to coś, czego najbliżej była Mar i Caracordata, którym zdjęcie skojarzyło się z włoską focaccią – będzie toskańska schiacciata con uva.

Po raz pierwszy jadłam ją podczas mojej zeszłorocznej toskańskiej wyprawy (Marghe, grazie mille! :)), po raz kolejny stwierdzając, iż to co najprostsze jest czasami najlepsze. Wystarczy tu bowiem kawałek najzwyklejszego ciasta chlebowego, trochę cukru i oliwy oraz jak najlepsze, ciemne, słodkie winogrona (używa się tu typowych odmian do wyrobu wina). Toskańczycy przygotowują tę schiacciatę wyłącznie w okresie winobrania, wykorzystując to, co natura ma wtedy najlepszego do zaoferowania : słodkie, soczyste i pełne słońca winne grona. To kolejny dowód na to, iż cucina povera ma naprawdę wiele do zaoferowania i że warto sięgać po tego typu rustykalne receptury.

Swoją drogą, wspominając włoską schiacciatę i wypieki z ciasta chlebowego, na myśl przychodzi mi od razu ‘nasza’ tutejsza salée au sucre (o której pisałam Wam kilka lat temu – klik), która powstała w bardzo podobny sposób : w czasach, gdy jajka czy masło były rarytasem i gdy rodzin nie było stać na wypieki z ich dodatkiem, na rozpłaszczone ciasto chlebowe wlewano po prostu śmietanę z odrobiną soli i wszystko razem zapiekano; później, do tej śmietankowej, lekko słonej masy zaczęto dodawać również cukier i odrobinę masła (stąd powstała nazwa ‚salée au sucre’ czyli ‘słone z cukrem’). Dziś ciasto stanowiące bazę tej tarty bywa nieco ‘bogatsze’, genezą jej – tak jak i jej włoskiej kuzynki – jest jednak najzwyklejsze ciasto chlebowe i pomysłowość ówcześniejszych piekących :)

raisins3

Gdy na początku października zobaczyłam na targu te piękne, ciemne, słodkie winogrona prosto z winnicy, natychmiast przypomniały mi się zeszłoroczne, toskańskie smakołyki. Bez zastanowienia więc zakupiłam sporą ich ilość (najwięcej i tak zjadam w sezonie na surowo, trzeba się bowiem ich ‘najeść’ na cały rok! ;)) i po powrocie do domu przystąpiłam do dzieła. I choć w otoczeniu toskańskich wzgórz i cyprysów wszystko rzecz jasna smakuje o niebo lepiej, to i tak wypiek był miłym powrotem do zeszłorocznych wspomnień :)

8005854922_b0db76ec7c

Przy okazji, pisząc o wypieku na bazie ciasta chlebowego, przypominam iż już za kilka dni, 16-go października odbędzie się kolejna edycja Światowego Dnia Chleba. Już po raz siódmy Zorra zaprasza wszystkich do wspólnego pieczenia, może więc znajdzie się jeszcze ktoś, kto przyłączy się do grona domowych piekarzy? A mój dzisiejszy wpis jest dowodem na to, iż nawet bez zakwasu i wielu długich etapów wyrastania ciasta, przy minimum nakładu pracy i energii można przygotować coś naprawdę smacznego :)


Poniższa receptura jest ‘wypadkową’ przepisu z zakupionej wtedy we Włoszech książki ‘Toscana a Tavola’ oraz drugiego, zamieszczonego na blogu Gulii – Juls’ Kitchen.

schiacciata3

Schiacciata con uva

400 g mąki pszennej (używam typu 650-750)
ok. 15 g świeżych drożdży
płaska łyżeczka soli
ok. 8 łyżek cukru (używam jasnego trzcinowego)
ok. 230-250 ml letniej wody
ok. 5-6 łyżek oliwy
ok. 800 g winogron

Drożdże pokruszyć i rozrobić w kilku łyżkach letniej wody, odstawić na kilka minut.
Mąkę wymieszać z solą, zrobić zagłębienie, wlać w nie rozrobione drożdże, dodać ewentualnie 2-3 łyżki cukru (można pominąć), wymieszać i wyrobić dodając 3 łyżki oliwy oraz tyle wody, by otrzymać gładkie, elastyczne ciasto (ilość użytej wody zależy od typu użytej mąki oraz jej wilgotności, dlatego radzę dodawać wody stopniowo, by ciasto nie było zbyt rzadkie). Gdy ciasto jest już elastyczne i nie klei się do ręki, przełożyć je do lekko naoliwionej miski, przykryć i odstawić do wyrośnięcia na ok. półtorej godziny, aż ciasto podwoi objętość.
Winogrona umyć, osuszyć i oberwać z łodyżek.
Wyrośnięte ciasto podzielić na dwie równe części i uformować prostokąt, rozwałkowując na ok. 1-1,5 cm grubości (podsypujemy ciasto odrobiną mąki, by się nie kleiło, lub wałkujemy bezpośrednio na papierze do pieczenia). Na pierwszej części ciasta ułożyć 2/3 winogron, pozostawiając kilka centymetrów ciasta od brzegu (by móc je skleić z wierzchnią warstwą) i posypać je 2-3 łyżkami cukru. Przykryć drugą częścią ciasta i dokładnie skleić brzegi. Następnie ułożyć na wierzchu pozostałe winogrona, lekko przycisnąć całość dłońmi, by winogrona dobrze wtopiły się w ciasto, posypać resztą cukru, skropić 1-2 łyżkami oliwy i ponownie pozostawić do wyrośnięcia na ok. 20 minut.
Piekarnik rozgrzać do 200°C.
Piec schiacciatę ok. 30-40 minut (jeśli ciasto zbyt mocno się przypieka, możemy obniżyć temperaturę pod koniec pieczenia).
Przestudzić i konsumować jak najszybciej :)

schiacciata2


Uwagi :

- jak większość tego typu drożdżowych wypieków, schiacciata najlepsza jest tego samego dnia, a nam najlepiej smakowała jeszcze lekko ciepła; zatopione w miękkim, drożdżowym cieście owoce, słodki, wypływający z nich sok oraz lekko chrupiące winogronowe pestki to naprawdę pyszne, jesienne połączenie smaków :)

- autorzy wspomnianej wyżej książki proponują również posypanie wierzchu schiacciaty odrobiną świeżego rozmarynu lub łyżeczką nasion kopru włoskiego oraz polanie jej tuż przed pieczeniem kieliszkiem czerwonego wina (ja jednak ten etap pominęłam)


Pozdrawiam serdecznie!

I przypominam o zbliżającym się wielkimi krokami Festiwalu Dyni! :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email