Archiwa kategorii: zdrowie

Warzywa sezonowe – zima

warzywazima2Już od prawie roku noszę się z zamiarem zapoczątkowania pewnego ‘cyklu’ ;) Nie wiem, czy to dobry pomysł czy nie (liczę więc że napiszecie mi, co o tym sądzicie ;)), chcę jednak w miarę regularnie pisać tu o produktach sezonowych. Choć dziś w supermarketach można kupić praktycznie każdy owoc czy warzywo przez cały rok, to warto choć od czasu do czasu przypomnieć sobie o ich sezonowości i porach roku, w których dany produkt najlepszy jest jakościowo.

Jak pewnie już wiecie, jestem ‘za’ spożywaniem tego, co sezonowe. Zimą nie goszczą w mojej kuchni pomidory, cukinia czy szparagi lub truskawki z drugiego końca świata. Czy przez to zimą zionie kulinarną nudą? Nie! Bowiem dostępne zimą warzywa i owoce dają nam naprawdę spore pole do popisu.

Jak każdy chyba ‘tęsknię’ rzecz jasna za nowalijkami, za warzywami i owocami pełnymi letniego słońca. Nie jest to jednak dla mnie problemem, by uzbroić się w cierpliwość i na nie poczekać ;) Czy choinka cieszyła by nas tak samo, gdyby była przez cały rok? Czy w lipcu mogła by cieszyć tak jak w Boże Narodzenie? Mnie z całą pewnością nie. A czekanie na coś to też przecież swoista przyjemność :)

Poza tym, kupowanie niesezonowych produktów, które przemierzyły pół Europy (lub świata…), nie jest niczym dobrym dla ekologii. Jak pisałam kilka miesięcy temu (klik klik) – pamiętajmy, że transport importowanych produktów nie tylko kosztuje, ale przede wszystkim zanieczyszcza środowisko, dlatego naprawdę – kiedy tylko to możliwe – warto pokusić się o kupowanie tego, co produkowane lokalnie. Co do produktów niesezonowych, to wiemy już, że naszpikowane są duuużą ilością chemii, a smakowo również niewiele mają wspólego z tymi sezonowymi (bardzo ważna notka na ten temat również tutaj – klik klik). Nie jest to więc dobre ani dla naszego zdrowia, ani dla naszego portfela, ani dla naszych kubków smakowych ;)

Jakie więc warzywa mamy do dyspozycji zimą? Co Pani Natura ma nam teraz do zaoferowania? Wbrew pozorom – całkiem sporo :)
*
legumeshiver
*
Na powyższym zdjęciu widnieje tylko część zimowych warzyw (wszak samych kapust mamy kilka rodzajów… ) ale z tego co widać, jest w czym wybierać. Choć wiem oczywiście, że w pewne warzywa nie zawsze łatwo jest się zaopatrzyć, tym bardziej że nie wszyscy niestety mamy własny ogródek (nad czym ja osobiście bardzo ubolewam…;) ).

Przejdźmy  do konkretów.

W naszym zimowym koszyku warzyw znaleźć możemy :

- przede wszystkim ziemniaki! Których z całą pewnością nigdy nie brakuje w naszych kuchniach ;) Ta niezwykle wszechstronna bylina gości na naszych talerzach pod wieloma postaciami : zupy, sałatki, puree, placki, pierogi, zapiekanki, tarty, chleby a nawet ciasta! (tak, tak – zerknijcie proszę do Tatter ;)) są dowodem na niesamowitą wszechstronność ziemniaka. Jak pewnie wiecie, istnieje kilka tysięcy jego odmian (w Peru utworzony został największy na świecie bank genów ziemniaka – szczegóły dla zainteresowanych tutaj – klik).

- marchewka – prócz tradycyjnej pomarańczowej również np. żółta i fioletowa. To warzywo nie potrzebuje chyba dodatkowych rekomendacji. Dodam więc może tylko, że świetnie smakuje np. z dodatkiem sezamu (ziaren lub oleju), także z kuminem lub kardamonem. Czy to w zupie, w surówce, czy w puree (na przykład tutaj – klik), czy nawet w cieście (jak w tym oto szwajcarskim marchewkowym – klik) – sposobów na jej przygotowanie mamy naprawdę sporo.

- korzeń pietruszki i pasternaku, z których również można wyczarować wiele wspaniałości; pozwolę sobie przypomnieć Wam ten oto ostatni pasternakowy wpis – klik, a przy okazji polecam Wam również świetny pomysł na pietruszkę Truskawkowej Ani :)

- seler – nie tylko jako dodatek do rosołu ;) Wspaniale smakuje np. zupa-krem z selera lub selerowe puree; jakiś czas temu jadłam też seler smażony w cieście naleśnikowym : ciasto nieco gęściejsze niż na tradycyjne naleśniki, dobrze przyprawione do smaku – u mnie bardziej na ostro; następnie bardzo cienkie plasterki selera obtaczamy w cieście i smażymy kilka minut z każdej strony, pycha! Poza tym możemy też ‘ożenić’ seler z imbirem czy orzechymi laskowymi, lub podać go w formie surówki np. z sosem ‘rémoulade’.

- buraki – pyszne również na surowo z dodatkiem wyrazistego sosu. Polecam też buraki pieczone, niesamowicie bowiem zyskują one na smaku; można użyć ich do sałatki, do tarty, do wszelakich przekąsek, można też zrobić z nich pyszną ‘pastę’ – na przykład do kanapek. Buraki świetnie czują się w towarzystwie koziego sera i orzechów, a także… czekolady! Tym, którzy jeszcze tego połączenia nie kosztowali, polecam np. ciasto przetłumaczone (i przetestowane ;) ) dla nas przez Polkę – klik.

- zimą królują również warzywa z rodziny kapustnych; kapusta biała, czerwona, jarmuż, brukselka (która u mnie akurat nie gości ;));  należące do tej grupy brokuły i kalafior niestety kończą swój sezon już na poczatku zimy. Traktowana nieco po macoszemu kapusta jest niesamowicie zdrowym warzywem. Zawiera sporo witaminy C i E, a także żelazo, magnez i miedź. Podobno zjadanie kapusty surowej, kiszonej lub gotowanej tylko raz w tygodniu może zmniejszyć ryzyko zachorowania na raka jelita grubego o ponad 60%.
Tymianek, cząber, majeranek czy kminek zapewnią kapuście świetne towarzystwo.

- por to kolejne warzywo, które często gości zimą w mojej kuchni; uwielbiam na przykład porową zupę-krem z dodatkiem ziemniaków, czosnku i kuminu. Często mieszam lekko podduszonego pora z innymi, mniej wyrazistymi warzywami i używam go jako farszu do tart, pieczonych pierożków czy też – z dodatkiem soczewicy lub quinoa – do warzywnych kotlecików. Imbir, tymianek, orzechy czy gomasio również będą tutaj pasować. Całkiem niedawno po raz pierwszy jadłam pora z sosem z awokado i muszę przyznać, że było to dosyć ciekawe smakowo połączenie.

- cykoria – endywia oraz sałatowa (sałatowa to ta koloru bordo w dolnym lewym rogu), nadaje się nie tylko do sałatek, lecz również do gotowania i zapiekania. Pamiętajmy jednak, że jej białe części zawierają sporo goryczki, by się jej pozbyć należy więc je odciąć. Cykorię możemy poddusić kilka minut na patelni i serwować ją z lekkim sosem typu vinaigrette lub użyć jej jako farsz do tarty np. Możemy też ją zapiec np. pod beszamelem (np. każdą cykorię – możemy ją wcześniej lekko podgotować – zawijamy w plasterek szynki, zalewamy beszamelem, posypujemy stratym serem i zapiekamy). Jest to warzywo bogate w żelazo, magnez, wapń, potas i fosfor, warto więc włączyć je do naszego zimowego menu.

- rzepa (również czarna rzepa) oraz brukiew zdecydowanie rzadziej goszczą w naszej kuchni. Dawniej były to bardzo popularne warzywa, dziś jednak odeszły nieco w zapomnienie. Przyznaję, ich smak jest nieco specyficzny, jednak odpowiednio doprawione mogą przekształcić się w całkiem smaczne danie.

- topinambur to kolejne z nieco zapomnianych warzyw; bogaty w potas, fosfor, żelazo i tiaminę (witamina B1), w smaku przypomina nieco smak karczocha (dlatego też nazywany jest ‘karczochem biednych ;) ). Można spożywać go ugotowanego na parze, można robić z niego wszelakie zupy-krem czy zapiekanki. Chętnych odsyłam do nieco wcześniejszego wpisu – klik, gdzie wspominałam już o topinamburze (i gdzie znajdziecie np. przepis na zupę z jego dodatkiem)

*

*skorzonera

- skorzonera (czarna salsefia) to w Polsce chyba nadal dosyć rzadkie warzywo. Bogata przede wszystkim w witaminy z grupy B oraz w potas, wapń i magnez, w smaku przypomina nieco szparagi (często nazywana jest ‘zimowym szparagiem’). Obierając korzenie skorzonery umieszczajmy je od razu w naczyniu z wodą z dodatkiem soku cytrynowego, by warzywo nie sczerniało. Do obierania jej dobrze jest też zaopatrzyć się w gumowe rękawiczki, skorzonera bowiem wydziela mocno klejący się sok.
Możemy ugotować ją w wodzie (z dodatkiem soku z cytryny właśnie) lub na parze i podać z podobnym sosem jak szparagi. Możemy po ugotowaniu pokroić ją w plasterki i poddusić np. z dodatkiem czosnku, natki pietruszki, odrobiny papryki czy nawet orzechów laskowych. Możemy też przygotować z niej pyszną zupę – krem.
Zainteresowanym polecam również wpis Komarki o skorzonerze, dodatkowo okraszony pięknymi zdjęciami :)

*
roszponkaklaytonia
*
- z typowo zimowych sałat mamy aktualnie do dyspozycji roszponkę (na zdjęciu po prawej) oraz klajtonię przeszytąClaytonia Perfoliata – (na zdjęciu po lewej). Obydwie zawierają bardzo dużo witaminy C (o wiele więcej niż tradycyjna sałata) szczególnie zimą więc są one bardzo cenne dla naszego organizmu. I roszponkę i klajtonię możemy konsumować również lekko podduszone (jak świeży szpinak) lub w formie zupy-kremu (pyszna!).
O klajtonii wspominałam Wam jakiś czas temu, a propos jej ‘letniej’ wersji (wpis tutaj – klik).

*

Nadal też możemy jeszcze rozkoszować się niektórymi odmianami dyni (przynajmniej teoretycznie, w praktyce bowiem nie wszystkie sklepy czy stragany są teraz w nią zaopatrzone).
*

dyniapieczona

(zainteresowanych przepisami z dyni, których ominął ‘dyniowy festiwal’ zapraszam do lektury kilku wpisów m.in. tutaj; dodatkowo klikając na dyniowy baner na prawym pasku bloga traficie na spis wszystkich wspaniałych potraw przygotowanych przez uczestników Festiwalu)

*

Praktycznie każde z tych zimowych warzyw można przygotować na wiele sposobów. Mogą być spożywane w surówkach, gotowane, duszone, pieczone. Możemy zrobić z nich pyszną zupę, puree, kotleciki warzywne, tarty, zapiekanki, wszelakie warzywne omlety / frittaty, możemy też na przykład użyć ich jako farszu do pierożków (pieczonych lub gotowanych). W połączeniu z ryżem, kaszami, soczewicą czy quinoa – za każdym razem otrzymamy coś innego. Warto też eksperymentować z ziołami i przyprawami – wszak to one dodają potrawom wyrazistości i charakteru.

Warto też oczywiście korzystać z mrożonek czy domowych przetworów, by urozmaicić nasz zimowy jadłospis. Dobrej jakości przecier z dojrzałych latem na słońcu pomidorów wprawdzie ich nie zastąpi, ale z całą pewnością będzie smakował lepiej niż pomidory, które aktualnie kupić można w sklepie.

*

To tyle na dziś.

Ciekawa jestem, czy choć częściowo Was przekonałam, że zimowe warzywa wcale nie są takie złe? ;)

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Ekologicznie

Z tym wpisem zwlekam już od miesiąca… Jak przy każdej tego typu notce zastanawiam się, czy naprawdę macie jeszcze ochotę czytać tego typu teksty, czy nie macie ich dosyć, czy nie będziecie zawiedzeni, że dziś nie będzie przepisu. Postanowiłam jednak, że i tym razem zaryzykuję ;)

Do napisania dzisiejszej notki skłoniło mnie wakacyjne wydanie ‘Elle à table’, a konkretnie artykuł o ekologii w kuchni ;)

Ekologia to dziś bardzo modny temat. Media (i nie tylko one) ‘zasypują’ nas ekologicznymi tematami, debatami czy akcjami. O ekologii dużo się mówi. No właśnie, mówi się. Ale czy naprawdę dużo się robi? Czy my sami naprawdę dokładamy się do polepszenia aktualnego stanu rzeczy? Czy tylko czytamy / słuchamy i na tym poprzestajemy? Często wydaje nam się, że sami przecież niewiele możemy zdziałać, że nasz niewielki wkład i tak niczego nie zmieni. Nic bardziej błędnego! Wszak ziarnko do ziarnka… ;)

Wiem, że zabrzmi to jak banał, ale przecież w naszych własnych mieszkaniach czy ogródkach staramy się, by było czysto i przyjemnie. Postarajmy się więc, by mogło tak być również poza progiem naszego domu. I nie chodzi tu o jakieś wielkie wyrzeczenia czy trudne do zrealizowania cele, ale o to, co naprawdę sami możemy zmienić. I mimo, że o większości poniższych punktów pewnie wszyscy już wiedzą, to ważne jest by mimo wszystko nadal o tym mówić i pisać, mając nadzieję, że zmotywuje to do działania coraz więcej osób.

*

A oto propozycje prezentowane we wspomnianym artykule :

*

1. Przede wszystkim, kupujmy produkty lokalne i sezonowe. Transport importowanych produktów nie tylko kosztuje, ale przede wszystkim zanieczyszcza środowisko, dlatego naprawdę – kiedy tylko to możliwe – warto pokusić się o kupowanie tego, co produkowane lokalnie. Co do produktów niesezonowych, to wiemy już, że naszpikowane są duuużą ilością chemii, a smakowo również niewiele mają wspólego z tymi sezonowymi (notka na ten temat również tutaj). Pamiętajmy też, że produkty ekologiczne to dodatkowo zdrowie i na talerzu, i dla otaczającego nas środowiska. Warto więc od czasu do czasu o tym pomyśleć. Pod warunkiem oczywiście, że kupowany ekologiczny produkt nie przyjechał do nas z drugiego końca świata ;)

2. Zredukujmy wyrzucanie produktów, czyli kupujmy to, co na pewno możemy zjeść, a resztki możemy zamrozić czy zutylizować je w inny sposób. W ograniczeniu ‘marnotrastwa’ z pewnością pomaga planowanie naszego menu, choć przyznaję, że ja akurat nie lubię go planować na dłużej niż kilka dni.
Przy okazji polecam Wam stronę ‘Nie marnuję’ (choć z pewnością już ją znacie), można znaleźć tam sporo ciekawych informacji.

3. Preferujmy produkty jak najmniej przetworzone : po pierwsze, będzie zdrowiej jeśli przetworzymy je sami ;), po drugie, mniej opakowań = mniej śmieci do późniejszego przetworzenia. Śmieci, pod którymi powoli zaczynamy przecież tonąć…
Zredukujmy ilość samych opakowań, również tych indywidualnych; kupujmy co możemy w większych, ‘hurtowych’ ilościach i wszystko co możemy – nieopakowane, np. zamiast warzyw na plastikowej tacce, kupujmy te na wagę.

4. Kupujmy mniej produktów pochodzenia zwierzęcego. Produkcja mięsa pochłania dużo energii, prowadzi do zanieczyszczenia powietrza, a nadmierne rybołóstwo prowadzi do wyginięcia wielu gatunków ryb. Warto od czasu do czasu pomyśleć o białku roślinnym jako o ‘towarze zastępczym’ ;) Nikt rzecz jasna nie mówi, że wszyscy mamy stać się wegetarianami! Chodzi jednak o to, by ograniczyć spożywanie mięsa. Oczywiście najlepiej, by mięso takie było pewnego pochodzenia, a ryby – łowione w odpowiednich warunkach (pisałam o tym tutaj, między innymi a propos tuńczyka).

5. Na ile to możliwe – hodujmy nasze własne zioła czy warzywa w ogrodzie, na balkonie, w parapetowych skrzynkach i doniczkach oraz… w słoikach :) Jak kiełki, o których od czasu do czasu Wam wspominam. A nasze kuchenne odpady roślinne przeznaczajmy na kompost.

6. Ograniczmy zużycie takich ‘dóbr’ jak folia aluminiowa czy spożywcza; ‘resztki’ obiadowe pakujmy do odpowiednich pojemników (najlepiej szklanych), nie w folię, którą następnie wyrzucamy i która przyczynia się do dodatkowego zanieczyszczenia środowiska.
Zużywajmy też jak najmniej jednorazowych ręczników papierowych czy wilgotnych chusteczek (jak np. te do wycierania kurzu/sprzątania, ale również coraz częściej te kosmetyczne). To naprawdę niepotrzebne zapełnianie naszych worków na śmieci.

7. Gdy stan sanitarny wody na to pozwala ;) pijmy tę z kranu, filtrowaną, zamiast kupować tę w plastikowych butelkach. Ograniczmy zużycie plastiku i papieru / kartonu do minimum, nie kupujmy jednorazowych talerzy i sztućcy na pikniki, nie bierzmy niepotrzebnych reklamówek w sklepie (a najlepiej – nie bierzmy ich w ogóle!). http://www.foliowki.pl/

8. Oszczędzajmy energię – również w kuchni – gotując np. w szybkowarze lub piekąc kilka potraw jednocześnie (lub piekąc je ‘jedno za drugim’, gdyż to właśnie nagrzewanie piekarnika pochłania najwięcej energii).

9. Nie zapominajmy oczywiście o oszczędności wody : poza tak ewidentnymi czynnościami jak zmywanie, pomyślmy również o tym, że woda z płukania ziół może nam posłużyć np. do podlewania kwiatków (ta z płukania kiełków również ;) ), a woda z gotowania warzyw czy ryby na parze może być użyta np. do przygotowania zupy czy risotto.

10. Starajmy się używać mniej chemii do sprzątania – ‘babcine’ sposoby takie jak soda, ocet czy szare mydło naprawdę wcale nie są złe! I często mogą zastąpić wiele różnych chemicznych produktów.

*

I na koniec : starajmy się mówić o tego typu tematach wokół siebie, gdyż może to właśnie w ten sposób nareszcie uda się coś zmienić w otaczającej nas rzeczywistości.

*

Również w interenecie sporo pisze się na temat ekologii, i choć nie znam niestety wielu polskich ciekawych piszących na te tematy stron(jeśli Wy takowe znacie, to chętnie poczytam o nich w komentarzach :) ), to na jednej z nich znalazłam takie oto ‘10 przykazań’ :

*

1. oszczędzam wodę i energię elektryczną (pamiętam m.in. o całkowitym wyłączaniu urządzeń elektrycznych zamiast uruchamiania funkcji czuwania – tzw. „stand-by”);

2. segreguję odpady;

3. na zakupy chodzę z własną, płócienną torbą;

4. jem żywność ekologiczną pochodzenia lokalnego;

5. zawsze, gdy jest to możliwe, jeżdżę komunikacją miejską (lub np. wraz z sąsiadami stosuję zasadę carpoolingu);

6. używam papieru pochodzącego z recyklingu (papier biurowy, papier pakowy, papier toaletowy, ręczniki kuchenne),

7. używam ekologicznych środków piorących i czyszczących;

8. używam kosmetyków naturalnych pochodzenia ekologicznego;

9. inwestuję w domowy filtr do wody i przerzucam się z wody butelkowanej na kranówę;

10. zanim kupię coś nowego, zadaję sobie pytanie: „czy to naprawdę jest mi niezbędne?”.

*

A znającym język francuski polecam tę oto ciekawą stronę : http://raffa.grandmenage.info/ na której znaleźć można nie tylko teoretyczne informacje, lecz również wiele praktycznych porad, np. a propos ekologicznych środków czyszczących domowego wyrobu ;)

*

I na koniec pamiętajmy, że nie chodzi o to by nagle zmienić wszystkie nasze przyzwyczajenia. Chodzi przede wszystkim o to, by zmieniać to, co możemy i kiedy możemy – wszak nie wszyscy mogą sobie pozwolić np. na kupowanie tylko i wyłącznie ekologicznej żywności! Jednak nie wszystko o czym tu dziś napisałam wymaga od nas wielkich nakładów finansowych; zacznijmy więc od drobnych rzeczy, które każdy z nas może zmienić. Nawet jeśli na początek ma to być tylko jedna rzecz :)

(przy okazji, polecam Wam również lekturę jednego z ostatnich wpisów na blogu Strony Smaku, który również warto przeczytać)

Mam nadzieję, że mi wybaczycie ten przydługi tekst (starałam się, by było krócej, jednak jak zwykle mi się nie udało ;) ).

*

Pozdrawiam serdecznie i czekam na Wasze komentarze i sugestie :)

*

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Pokarm życia, cz.3

Dawno już nie pisałam Wam o kiełkach… Wprawdzie z niewielkimi przerwami, jednak regularnie pojawiają się one na moim (naszym) stole, jest to bowiem najlepszy chyba sposób na prawdziwą witaminową bombę na naszym talerzu. A do tego dochodzi jeszcze ‘magia’ przemiany suchego ziarenka w piękne, zielone, pełne życia kiełki :) Tak jak szkolny ‘eksperyment’ z fasolką, który może i Wy pamiętacie ;)

W poprzednich dwóch ‘odcinkach’, prócz informacji ogólnych (część I ), pisałam Wam już o kiełkach lucerny (alfalfa), zielonej soczewicy, kozieradki, rzodkiewki oraz cebuli (część II ). Dziś natomiast będzie słów kilka o kiełkach pora.

Tak jak cebula czy czosnek, por należy do rodziny roślin czosnkowatych, które nota bene uważane są za naturalny antybiotyk. Por ma właściwości bakteriobójcze, antyreumatyczne i diuretyczne; obniża także poziom złego cholesterolu (zwiększając poziom tego dobrego), świetnie też wpływa na nasz układ odpornościowy. Jest bogaty w witaminy i mikroelementy, choć to oczywiście – jak zwykle – kiełki mają o wiele większe ich stężenie. Kiełki pora są szczególnie bogate w wapń, żelazo, jod, cynk, miedź i witaminy A, B1, B2, B3, B9, C i E, a jako, że spożywamy je na surowo, to wszystkie te dobrodziejstwa trafiają prosto do naszego organizmu :)

Poniżej 9-dniowe kiełki pora :
*

kielkipora2

*

Tak jak nasiona cebuli, tak i nasiona pora nie zawsze łatwo kiełkują, dlatego i tu dobrze jest zastosować metodę ‘szoku termicznego’ : przed namoczeniem, możemy umieścić nasiona w lodówce (na 12-24 godz.), a następnie zalewamy je ciepłą wodą i zostawiamy do namoczenia na ok. 8-12 godzin (dobrze jest by woda pozostawała ciepła – zmieniamy ją więc kilka razy podczas namaczania). Podczas płukania można też lekko wstrząsać słoikiem, by otoczka nasionek łatwiej pękła.

Następnie postępujemy jak z pozostałymi nasionami : średnio dwa płukania na dzień (na początku możemy płukać je letnią wodą, jednak im większe kiełki tym chłodniejsza woda do płukania).

Nasionka pora potrzebują od 9 do14 dni kiełkowania (są gotowe gdy nasionko jest miękkie / puste), następnie możemy gotowe do spożycia kiełki przechowywać w lodówce. W smaku podobne są one do kiełków cebuli, jednak są od nich nieco łagodniejsze. Jeśli nie najlepiej trawimy rośliny z rodziny czosnkowatych, możemy kiełki lekko zblanszować.

Najlepsze są jako dodatek do sałatek, kanapek czy wszelakich smarowideł (również do zup, dodajemy je na samym końcu). Można też dodawać je np. do warzywnych soków, pamiętając jednak, by nie spożywać ich zbyt dużo podczas jednego posiłku, gdyż ‘grozi’ to pewnymi sensacjami trawiennymi… ;)

(informacje ‘teoretyczne’ w oparciu o książkę ‘Les graines germées de A à Z’ – Carole Dougoud Chavannes)

Jeśli macie czas i ochotę, to chętnie dowiem się czy i Wy nadal paracie się kiełkami, które Wam najbardziej smakowały, które się ‘nie udały’…

*

Pozdrawiam serdecznie!

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email