Przetworów cd. Syrop z kwiatów lipy.

Wprawdzie nadal jest u mnie truskawkowo, ale – jak niedawno wspominała u siebie Usagi – ileż można pisać o kolejnych, truskawkowych dżemach ? ;) Dziś więc mała przerwa, choć nadal będzie ‘przetworowo’ :)
*

tilleul
*

W komentarzach do wpisu o syropie z kwiatów czarnego bzu, Justyna zapytała mnie czy w podobny sposób można przygotować syrop z kwiatów lipy. Jako że dzięki uprzejmości teściów kwiaty lipy do mnie dotarły, postanowiłam więc i ten syrop przygotować, choć muszę przyznać, że zazwyczaj używałam tego robionego przez teściów właśnie ;)

Jeszcze kilkanaście lat temu lipa kojarzyła mi się li i jedynie z herbatką wypijaną podczas grypy czy wszelakich epizodów przeziębieniowych. Ma ona – oprócz właściwości napotnych – podobno również właściwości przeciwskurczowe i uspokajające, pomaga między innymi przy bezsenności i migrenie. Herbatkę taką możemy oczywiście kupić np. w aptece czy sklepie zielarskim, możemy też ewentulnie własnoręcznie ususzyć kwiatostany lipy (suszymy zawsze w zacienionym, suchym i przewiewnym miejscu).
Lipy możemy również użyć do aromatyzowania niektórych potraw (np. sosów czy deserów), możemy też przygotować z niej wszelakie nalewki (kilka ciekawych przepisów znalazłam np. tutaj – klik).

Ja przygotowałam z nich syrop, a resztę wykorzystam do wspomnianej zimowej herbatki właśnie. Póki co jednak o zimie staram się jeszcze nie myśleć ;)

*

siroptilleul2

Syrop z kwiatów lipy

z dedykacją dla Justyny ;)

.
Przygotować go możemy dokładnie tak, jak wspomniany wcześniej syrop z kwiatów czarnego bzu.

Teściowa mi podpowiedziała, że syrop możemy przygotować z samych kwiatów (im więcej ich użyjemy, tym bardziej intensywny będzie nasz syrop, minimum to ok. 60-80 g świeżych kwiatów), ale również z kwiatów wraz z listkami (wtedy jednak otrzymamy syrop lipowy, a nie z kwiatów lipy ;) o nieco odmiennym smaku) i wtedy na litr wody potrzebujemy ok. 2 garści kwiatostanów lipy.
Przygotowujemy zalewę : zagotowujemy 1 litr wody + 1 kg cukru (u mnie tym razem trzcinowy) + 20 g kwasku cytrynowego (lub sok  z 1 cytryny) i wrzątkiem zalewamy kwiaty (wszystkie muszą być zakryte syropem), przykrywamy i odstawiamy na ok. 2 dni, delikatnie mieszając zawartość naczynia raz dziennie. Następnie dokładnie filtrujemy syrop i przelewamy do wyparzonych butelek; jeśli chcemy przechowywać go dosyć długo, radzę syrop zapasteryzować : syrop po przefiltrowaniu zagotować i wlać do wyparzonych butelek. Syrop który nie jest pasteryzowany przechowuję zawsze w lodówce, a pasteryzowany – w piwnicy. Po otwarciu syrop przechowujemy w lodówce.

Tak jak już wspominałam poprzednio – w podobny sposób możemy przygotować również inne syropy, np. z liści melisy, mięty czy werbeny, a im więcej ziół użyjemy, tym bardziej aromatyczny będzie nasz syrop.
Aktualnie rośnie u mnie na balknie mięta lawendowa oraz szałwia ananasowa i muszę przyznać, że i ich aromat bardzo chętnie zamknęłabym w buteleczce syropu ;) Niestety nie sądze, że uda mi się to w tym sezonie, roślinki są bowiem jeszcze dosyć małe niestety. Ale co się odwlecze… ;)
*

*   *   *

A na koniec, nawiązując do poprzedniego wpisu (a przede wszystkim do części dotyczącej pasteryzacji), pozwolę sobie zacytować słowa Lulki, która w komentarzach wspomniała o praktykowanym przez nią (i wg mnie bardzo ciekawym) sposobie pasteryzacji konfitur w piekarniku.

Cytuję :

„Chciałam coś podpowiedzieć w sprawie pasteryzacji dżemów, robię je w domu od lat (najlepsze w mojej spiżarce są agrestowe), otóż pasteryzuję słoiczki tak samo jak Ty, tylko zostawiam je otwarte w temp. ok. 150 st.C tak długo, aż utworzy się na nich skorupka, wtedy można spokojnie zakręcić wieczka i masz pewność, że nie pojawi się żadna pleśn. To stary sposób mojej śp. teściowej, jeszcze sprzed wojny.
Kiedyś jeszcze na wierzch gorącego dżemu kładło się kółeczko wycięte z pergaminu i zamoczone w spirytusie, ale moim zdaniem ‘zapiekanie’ dżemu przez około 20-25 minut zupełnie wystarczy.
Oczywiście przed napełnieniem także wyprażam umyte słoiki w piekarniku, aby mieć pewność, że są idealnie czyste.”

Wczoraj zapasteryzowałam w ten właśnie sposób część moich truskawkowych dżemów, co i Wam polecam; a Lulce raz jeszcze serdecznie dziękuję za sugestię :)

Polecam Wam również lekturę tego oto artykułu dotyczącego pasteryzacji (pisałam o nim w komentarzach, nie wiem jednak, czy wszyscy do nich ‘wracają’ ;) ).

*

nalewkatruskawkowa1
*

Co do nalewki truskawkowej zaś, o którą pytano mnie w poprzednim wpisie, postanowiłam opublikować przepis na blogu (lub przepisy w liczbie mnogiej, gdyż nalewek testowanych będzie kilka ;)) dopiero po ewentualnej degustacji, chciałabym bowiem móc coś więcej o nich powiedzieć, co teraz jest jeszcze niestety niemożliwe. Chętnie natomiast podam Wam linki do poleconych mi przepisów, może i Wy bowiem macie ochotę poeksperymentować z nalewkami :)

- pierwsza to propozycja Kamili – klik (u mnie, jak radzi Nergesca – zamiast 0.5 litra spirytusu : 0.75 litra wódki)

- druga, to przepis z Figi FotoForum

- trzecia, to przepis polecany przez An z Chatki (przepis w komentarzach pod postem)

- a czwarta, to mieszanka kilku francuskojęzycznych przepisów, głównie na bazie rumu i mojego ulubionego Grand Marnier :) ale o tego typu eksperymencie napisać można dopiero po degustacji ;)

*

A skoro już o nalewkach mowa, to mam do Was przy okazji wielką prośbę : jako, że w tym temacie jestem typowym laikiem, chętnie poczytam o Waszych wskazówkach, radach i doświadczeniach w tym temacie. Jeśli oczywiście zechcecie się nimi ze mną podzielić :)

*

Pozdrawiam serdecznie !
*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Przetwory truskawkowe i słów kilka o pasteryzacji

confitfraise2010*

U nas nadal bardzo truskawkowo i po części przetworowo. W poprzednim poście pokazywałam Wam wspaniały, aromatyczny dżem truskawkowo-bzowy (robiony wg przepisu podanego przez Pinkcake). Tym razem przypomnę Wam jeden z moich ulubionych dżemów : truskawkowo-rabarbarowy wg przepisu Nutinki, o którym pisałam tutaj (klik).

Jedną porcję zrobiłam dokładnie według przepisu, drugą natomiast lekko zmodyfikowałam : zamiast rumu użyłam pomarańczowego likieru Grand Marnier oraz dodałam startą tonkę, która – jak już się okazało w praktyce – świetnie pasuje i do rabarbaru, i do truskawek. I na koniec – miód z kwiatów pomarańczy. Dżem jest wyjątkowo aromatyczny i smakowity. Obawiam się, że będzie znikać równie szybko co ten ‘bzowy’ ;)

*

confitfraiserhubtonka

Dżem rabarbarowo-truskawkowy

600 g rabarbaru
600 g truskawek
300-350 g cukru (do smaku)
3 łyżki Grand Marnier (lub innego likieru pomarańczowego)
1 duże ziarenko tonki
1 łyżka miodu z kwiatów pomarańczy
1 łyżka soku z cytryny
opcjonalnie : otarta skórka z 1 cytryny

Truskawki opłukać, odszypułkować, pokroić w ćwiartki i zasypać połową cukru (wymieszanym ze skórką cytrynową, jeśli ją dodajemy) oraz wlać połowę alkoholu. Rabarbar pokroić na małe kawałki, dodać resztę cukru i alkoholu. Odstawić owoce na mniej więcej dwie godziny, aż puszczą sok.
Następnie obydwie preparacje przełożyć do jednego garnka, dodać sok z cytryny oraz otartą tonkę, zagotować mieszając, a następnie odstawić na kilka – kilkanaście minut (możemy też odstawić owoce na kilka godzin lub na całą noc; robię tak bardzo często, nie zawsze mam bowiem czas na to, by skończyć smażenie dżemu w ten sam dzień, szczególnie wtedy, gdy przygotowuję kilka ich rodzajów).
Owoce ponownie zagotować i smażyć je na małym ogniu często mieszając i odszumowując, przez ok. pół godziny (lub do otrzymania odpowiedniej konsystencji). Gdy dżem jest już gęsty dodać miód, wymieszać i smażyć jeszcze kilka minut.
Gorący dżem przełożyć do wyparzonych lub wypieczonych słoików, dobrze zakrźcić i zapasteryzować (lub tylko pozostawić do wystygnięcia, bez pasteryzacji).
*

*   *   *
*

(edycja : by wszystko znalazło się w jednym miejscu, dodaję również linka do wpisu o pektynach i przetworachklik)


A propos pasteryzacji

Od niedawna promuję pasteryzację oraz wcześniejsze wypiekanie słoików w piekarniku, a nie jak do tej pory – polecane przez Mamę ;) wekowanie słoików w wielkim garnku wypełnionym gorącą wodą. Przyznam szczerze, że tego gotowania powoli miałam już dosyć ;) tym bardziej, że w jednym garnku mieściło się niewiele słoiczków na raz. Z pasteryzacji jednak nie chciałam zupełnie zrezygnować, zazwyczaj bowiem dodaję dosyć mało cukru do przetworów i nie chcę ryzykować, że za kilka miesięcy powierzchnia dżemów pokryje się pleśnią. I tutaj z pomocą przyszła pasteryzacja w piekarniku, którą i Wy pewnie już znacie. Możecie o tym przeczytać np. na forum Maluchy.pl (klik), lub na forum CinCin (tutaj – klik lub tutaj – klik)

Ja robię to nieco inaczej, nie pasteryzuję bowiem przetworów przez całą godzinę, a jedynie tyle, ile robiłam to w sposób tradycyjny (czyli średniej wielkości słoiki ok. 20-25 minut, większe – odpowiednio dłużej, całkiem małe – nieco krócej).

Najpierw myję słoiki i zakrętki i odstawiam na suszarkę, by lekko obeschły. Następnie wstawiam je do zimnego piekarnika, który rozgrzewam do 120-130°C i wypiekam je przez ok. 15 – 20 minut. Gdy przygotowywany dżem ma już odpowiednią konsystencję przekładam go do gorących słoików (uwaga! nie zapominamy o trzymaniu słoika rękawicą lub grubą ściereczką ;) ) i szczelnie zakręcam. Możemy oczywiście zatrzymać się na tym etapie, stawiając gorące, dobrze zakręcone słoiczki do góry dnem, ja jednak – dla pewności – pasteryzuję je dodatkowo w piekarniku. Słoiki z gorącym dżemem natychmiast po zakręceniu ponownie wstawiam do piekarnika i pasteryzuję je w tej samej temperaturze przez ok. 20 minut. Po tym czasie wyłączam piekarnik, uchylam drzwiczki i pozostawiam słoiki w piekarniku do całkowitego wystygnięcia.

Polecam wszystkim tę metodę, gdyż jest wyjątkowo praktyczna i nieskomplikowana. Koniec z trzema wielkimi garnkami wody na kuchence, z pilnowaniem odpowiedniego ‘bulgotania’ w nich, koniec ewentualnego pękania słoiczków czy dostawania się wody do tych źle zakręconych (na szczęście, przytrafiło mi się to tylko dwa razy…).

*

Moja ‘zabawa’ z  przetworami zaczęła się prawie 10 lat temu. Pierwsze modyfikacje przepisów polegały przede wszystkim na drastycznym zmniejszaniu ilości cukru ;) Później zaczęłam eksperymentować z różnymi ‘dodatkami’. Jednym z bardzo udanych eksperymentów był np. dżem figowy z dodatkiem otartej skórki pomarańczowej i rumu (robiony był na specjalne ‘zamówienie’ przyjaciółki ;) ). Było też kilka przetworów warzywnych, jednak to te owocowe przygotowuję teraz najczęściej.

W tym roku dodatkowo oprócz dżemów zainteresowały mnie… nalewki owocowe :)
Właśnie nastawiłam pierwszą, truskawkową :

*
nalewkatruskawkowa1*

Tego samego dnia znalazłam jednak również dwa nieco inne (choć i tak dosyć do siebie podobne) przepisy, dlatego przy najbliższej okazji (czyli podczas następnej wizyty na truskawkowym polu ;) ) nastawię nalewki wg. pozostałych przepisów, by móc je potem porównać. W tym temacie jestem zupełną nowicjuszką i ciekawa jestem bardzo, jak sposób przygotowania i maceracji (składniki bowiem i proporcje są dosyć podobne) wpłynie na smak danej nalewki. Oczywiściej później szczegółowo Was o tym poinformuję, jak na razie jednak trzeba będzie się uzbroić w cierpliwość ;)

*

A teraz już powoli nadchodzi również czas czereśni :)

*

czeresnie2010
*

W środę na targu nie mogłam im się oprzeć i zakupiłam te pierwsze, tutejsze :) choć niestety nie są jeszcze tak słodkie i aromatyczne jak być powinny. Pocieszam się jednak, że już całkiem niedługo takie właśnie będą ;)

*

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę wszystkim udanego weekendu :)

*

PS. Wczoraj dodatkowo przygotowałam syrop z kwiatów bzu i cytrusów prezentowany przez Margot; jest on absolutnie niesamowity! Jeśli macie jeszcze dostęp dpo kwiatów bzu – zróbcie go koniecznie!

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Kwiaty czarnego bzu

kwiatyczarnegobzu*

Początek czerwca to idealny czas na zbiory kwiatów czarnego bzu. Syrop z tych właśnie kwiatów był jednym z pierwszych smaków, jaki mnie tutaj zauroczył. Aromatyczny, delikatny, naprawdę wyjątkowy. Domowa produkcja tegoż syropu jest tutaj w Szwajcarii dosyć popularna, kilka dni temu skorzystałam więc z odrobiny wolnego czasu i również wybrałam się na bzowe zbiory ;)
I kwiaty, i owoce czarnego bzu (pojawiające się na przełomie sierpnia / września) są niezwykle zdrowe. Podaje się je przy wszelakich infekcjach, przeziębieniach, zapaleniach gardła czy zatok, podobno pomagają też przy problemach skórnych, reumatycznych i zakaźnych; mają też między innymi właściwości uspokajające. Przyznaję jednak, że mojego syropu z kwiatów czarnego bzu używam tylko i wyłącznie w celach kulinarnych ;) Za to w celach leczniczych polecam Wam wyciąg (tinkturę) z czarnego bzu; to niezastąpiony specyfik w przypadku m.in. przeziębienia, grypy i wszelakich infekcji (w tym zapalenia zatok na przykład).

Ale nie o medykamentach dziś będzie, a o kulinarnym zastosowaniu kwiatów bzu.
Prócz syropu (o którym już za chwilę), w tym roku pokusiłam się również o przygotowanie dżemu truskawkowego z dodatkiem kwiatów czarnego bzu właśnie. Najpierw skusiła mnie nim Margot (przepis tutaj), w tym roku zaś wypatrzyłam podobną recepturę u Pinkcake i zrobiłam  dżem podobnie jak ona (dodając nieco soku i otartej skórki z cytryny, jak radzi jedna z moich ulubionych konfiturowych ‘biblii’ ;) ). Dżem jest absolutnie niesamowity : oczarował mnie nie tylko sam smak i aromat, ale i cudny, intensywny kolor zamkniętych w słoiku truskawek. Jest tylko jedno ‘ale’ (a nawet dwa…) : po pierwsze – dżemu z pół kilograma owoców wychodzi bardzo mało (u mnie jeden słoiczek), dlatego od razu radzę Wam potroić ilość składników; a po drugie – zdecydowanie za szybko znika on ze słoiczka ;)

Przepis cytuję za Pinkcake, dodając moje zmiany (oryginalny przepis tutaj)  :
*

confiturefraisesureau4

Dżem truskawkowo – bzowy

500 g truskawek
200 g cukru
pół opakowania pektyny (dałam mniej)
3-4 kwiatostany dzikiego bzu czarnego
1 łyżka soku z cytryny
otarta skórka z 1/2 cytryny

Truskawki opłukać, odszypułkować, pokroić w ćwiartki, zasypać cukrem wymieszanym ze skórką cytrynową. Kiedy owoce puszczą sok, dodać sok z cytryny oraz czyste od owadów kwiatostany dzikiego bzu (dobrze jest zawinąć je w gazę lub w specjalny kulinarny woreczek do przypraw). Gotować do uzyskania odpowiedniej konsystencji. Wyłowić kwiaty bzu i dodać pektynę. Gorący dżem przełożyć do wypieczonych słoików i zakręcić.

*

*     *     *
*

Z pozostałych kwiatów czarnego bzu przygotowałam wspomniany na początku syrop. Dodaję go nie tylko do napojów, ale również do deserów : świetnie pasuje do truskawek (może pamiętacie jeszcze truskawkową ‘zupę’ z dodatkiem tegoż syropu ? ), wspaniały jest również rabarbarowo-truskawkowy mus z jego dodatkiem (wymieszane z syropem owoce smażymy w rondlu lub pieczemy w piekarniku, ewentualnie miksujemy; serwujemy np. jako dodatek do lodów, ciast czy innych deserów).

*

siropsureau4

Syrop z kwiatów czarnego bzu

20-40 baldachów czarnego bzu
1 kg cukru
20 g kwasku cytrynowego lub sok z 1 cytryny
1 litr wody

Kwiaty zbieramy w suchy, słoneczny dzień (najlepiej takie, które są w początkowej, a nie w końcowej fazie kwitnięcia). Zrywamy je delikatnie i równie delikatnie układamy je w misie lub w worku (nie zamykamy go). Pamiętajmy by nie zrywać zbyt wielu kwiatostanów z tego samego drzewa. Po przyniesieniu ich do domu rozkładamy delikatnie kwiaty bzu na papierze, by umożliwić ewentualnym ich mieszkańcom ewakuację ;) Nie polecam potrząsania baldachami, pozbywamy się bowiem wtedy nie tylko robaczków, ale i pyłku kwiatowego. Następnie, bezpośrednio nad naczyniem w którym będziemy przygotowywać syrop,  odcinamy kwiaty bzu tak, by zachować jak najmniejsze części zielonych gałązek (to one bowiem mogą nadać syropowi gorzkiego posmaku). Im więcej mamy kwiatów, tym mocniejszy będzie nasz produkt końcowy, jednak nawet z 10-15 dużych baldachów otrzymamy aromatyczny, delikatny syrop.
Po oberwaniu kwiatów przygotowujemy zalewę : zagotowujemy wodę z cukrem i kwaskiem (lub sokiem z cytryny) i wrzątkiem zalewamy kwiaty (wszystkie muszą być zakryte syropem), przykrywamy i odstawiamy na 2-4 dni, delikatnie mieszając zawartość naczynia mniej więcej raz dziennie. Następnie dokładnie filtrujemy syrop i przelewamy do wyparzonych butelek; jeśli chcemy przechowywać go dosyć długo, radzę syrop zapasteryzować (możemy zagotować go tuż przed wlaniem do butelek). Syrop który nie jest pasteryzowany przechowuję zawsze w lodówce, a pasteryzowany – w piwnicy. Po otwarciu syrop przechowujemy w lodówce.

W podobny sposób możemy przygotować również inne syropy, np. z liści melisy, mięty czy werbeny (ja w tym roku będę robić również tez z werbeny i melisy właśnie). Urozmaicą nam one nie tylko te letnie, ale i jesienno-zimowe desery :)

*

Pozdrawiam serdecznie! I życzę wszystkim udanego tygodnia :)

*
Dzisiejsze pzepisy dopisuję również do Kwiatowej Książki Kucharskiej Pinkcake.

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email