Archiwa kategorii: inne

Festiwal Dyni – zaproszenie

dyniebanner42010Od mniej więcej połowy września dynie zaczynają gościć w mojej kuchni. Podczas zakupów na dyniowych farmach wypartuję kolejnych, ciekawych egzemplarzy i powiększam moją dyniową kolekcję ;) A że sezon już w pełni to pora najwyższa by zaprosić Was na tegoroczny Festiwal Dyni (zapoczątkowany trzy lata temu przez Bernadettę ). Co roku liczba wielbicieli dyni rośnie, mam więc nadzieję, że i tym razem chętnych nie zabraknie :)

W zeszłorocznej dyniowej zabawie udział wzięło ponad 100 blogów proponując nam blisko 300 przepisów. To prawdziwa dyniowa książka kucharska ;) Zachęcam więc Was do lektury podsumowania Festiwalu (jak również tego sprzed dwóch lat) w poszukiwaniu ewentualnych dyniowych inspiracji.

Jeśli macie ochotę przyłączyć się do tegorocznego Festiwalu Dyni, to w dniach od 22 do 31 października wystarczy opublikować przepis z dynią w roli głównej i opatrzyć go naszym dyniowym banerem (lub linkiem do zaproszenia). Jak zwykle proszę o przesyłanie mi info z linkami do Waszych wpisów, bym mogła umieścić je w późniejszym podsumowaniu. Możecie przesłać mi maila (adres po prawej, w zakładce ‘kontakt’), lub wpisać linka bezpośrednio w komentarzach u mnie na blogu, jak wolicie.
Jednocześnie mam dwie małe prośby : byłabym wdzięczna, gdybyście mogli przesyłać mi linki w trakcie trwania naszego dyniowego tygodnia, gdyż znacznie usprawni to przygotowanie ostatecznego podsumowania, to po pierwsze; a po drugie – w wysyłanym mailu lub linku podajcie proszę ‘nicka’ pod jakim chcecie widnieć w podsumowaniu, niektórzy z Was bowiem mają np. dwa różne, a ja mam wtedy dylemat ;) Z góry serdecznie Wam dziękuję :)

Już teraz więc zapraszam Was do udziału w tym kolejnym wspólnym ‘dyniowaniu’, a chętni mogą pobrać baner, kopiując poniższy kod :

*

*

Mam nadzieję, że i w tym roku grono kucharzących będzie liczne i że dzięki Wam to wspaniałe warzywo zyska kolejnych miłośników.

Serdecznie wszystkich zapraszam!

*

*     *     *

I na koniec jeszcze jedna prośba, tym razem już zupełnie nie-dyniowa ;) a techniczna.
Otóż chciałabym prosić Was drodzy komentujący o dopisanie adresu Waszej strony / bloga (jeśli takowy posiadacie rzecz jasna ;) ) w okienku komentarza, ułatwia mi to bowiem szybsze ‘odnalezienie’ danego bloga gdy chcę do Was zerknąć. Mam nadzieję, że nie macie mi za złe powyższej prośby (i oczywiście jeśli nie macie ochoty adresu bloga dopisywać, to nie ma sprawy – dostosuję się ;) ).

Pozdrawiam serdecznie! I życzę Wam udanego tygodnia :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Wyjątkowo dziwny maj ;)

Powoli kończy się najpiękniejszy miesiąc roku, choć tym razem za bardzo nas on nie rozpieszcza niestety. Pozostaje nam trzymać kciuki, by kolejne dni i tygodnie przerwały tę deszczową, ponurą passę. Z przerażeniem śledzę wiadomości z Polski…

Dziś jednak chciałabym cofnąć się o rok. Zeszłoroczny maj bowiem – mimo sprzyjającej aury – był dla mnie dosyć specyficzny.
Najpierw spotkało mnie coś miłego – w połowie maja bowiem okazało się, że po raz pierwszy ukażą się w prasie (a konkretnie w czerwcowym numerze ‘Twojego Stylu’) moje przepisy, co było sporym powodem do radości ;) Kilka dni później, 18 maja, napisałam Wam o pyyysznym, delikatnym cieście z rabarbarem, a w następnym poście miał się pojawić pewien truskawkowo-rabarbarowy deser. Niestety nigdy nie zagościł on na blogu, gdyż – jak może jeszcze pamiętacie ;) – dzień później blog został zablokowany z powodów ‘wirusowych’ :/ Przyznaję, że przeżyłam wtedy chwile grozy… Dostałam od Was mnóstwo przemiłych maili, wielu spośród Was zaoferowało mi pomoc (otrzymałam między innymi niesamowicie sympatycznego maila od pewnej Marty, której raz jeszcze dziękuję za chęć pomocy i propozycję; nie wiem niestety, czy jeszcze tutaj zagląda i czy przeczyta te słowa…).
Kilka bloggerek napisało wtedy również na łamach swoich blogów o moim ‘problemie’, za co raz jeszcze serdecznie im dziękuję! A wszystkim Wam dziękuję za komentarze i słowa otuchy zamieszczone na ówczesnym ‘blogu zastępczym’, za Waszą troskę i pamięć :*

Jako że nieszczęścia chodzą ponoć parami – kilka dni później stałam się posiadaczką takiego oto eleganckiego rekwizytu ;)
*

bequilles*

Do ‘zwykłego’ złamania palca u stopy, którego zrastanie miało trwać kilka tygodni, przyplątał się dodatkowo zespół algo(neuro)dystroficzny :/ Aż do kwietnia tego roku (czyli przez prawie rok) chodziłam o kulach. Teraz wprawdzie obywam się już bez nich, nadal jednak nie odzyskałam pełnej sprawności w stopie i być może 20% tej sprawności nigdy już nie odzyskam :/ To schorzenie jest bardzo specyficzne, przede wszystkim dlatego, że żadne leczenie (czy to konwencjonalne czy alternatywne) nie daje gwarancji całkowitego wyleczenia. Pozostaje więc nadal czekać i mieć nadzieję, że aktualne zabiegi i ‘specyfiki’ jednak kiedyś pomogą…

Wracając jednak do blogowych wydarzeń sprzed roku, dzięki pewnej Dobrej Duszy (której raz jeszcze dziękuję za pomoc!) bloga udało mi się wtedy odzyskać i jak najszybciej przenieść ‘na swoje’ ;) dzięki czemu pod koniec czerwca powitałam Was po raz pierwszy już tutaj, na nowych włościach ;)) Miło mi bardzo, że nadal tu zaglądacie i że nie zapominacie o mnie :) Przyznaję, że od kiedy wróciłam do pracy, wolnego czasu mam jak na lekarstwo, sporo mam znów bowiem ćwiczeń, testów i wypracowań do sprawdzania oraz zajęć do przygotowania; poza tym stopa po powrocie do domu bardziej domaga się wypoczynku na kanapie niż siedzenia przy biurku, przed ekranem komputera. Chyba więc pora pomyśleć jednak o laptopie ;)

*

*   *   *

Po tym przydługim ‘wstępie’ – pora na przepis. Postanowiłam zamieścić dziś tamten rabarbarowo-truskawkowy deser, który rok temu nie doczekał się publikacji. Wszak lepiej późno niż wcale ;)
Przepis pochodzi z zeszłorocznego, czerwcowego numeru mojego ulubionego czasopisma ‘Saveurs’, o którym często wspominam Wam, aż do znudzenia ;) Odrobinę go zmodyfikowałam (dodałam też otartą skórkę z cytryny oraz amaretto), najważniejszy jednak okazał się dobór odpowiednich foremek. Jako, że deser ten ma konsystencję bardziej ‘clafoutis’ niż ciasta, pieczenie go w wysokich kokilkach nie wychodzi mu na dobre niestety (masa przy dnie robi się dosyć ‘zbita’ i mnie osobiście zupełnie wtedy nie smakuje). Jeśli jednak zapieczemy owoce w niskim naczyniu, całość pozostanie przyjemnie miękka i delikatna :)

PS. Jako że nie potrafiłam zdecydować, które zdjęcie wolę – wklejam obydwa; ciekawa jestem, które Wy byście wybrali… ;)

*

fraiserhubarbeamandes

Rabarbar i truskawki pod migdałową ‘pierzynką’

na 2 indywidualne foremki o średnicy 14 cm

125 g rabarbaru
125 g truskawek
1 jajko
50 ml słodkiej śmietany
45 g cukru pudru (u mnie : zmielony cukier trzcinowy)
35 g drobno zmielonych migdałów
1 łyżka amaretto
otarta skórka z 1/2 cytryny
+ płatki migdałowe do posypania

Piekarnik rozgrzać do 180°C.
Owoce umyć, osuszyć, pokroić i rozłożyć do natłuszczonych foremek.
Jajko rozmieszać ze śmietaną i cukrem, dodać amaretto, otartą skórkę z cytryny, migdały i dobrze wszystko wymieszać. Masą zalać owoce, posypać płatkami migdałowymi i piec ok. 25 minut.

*

fraiserhubarbeamandes2
*

Aktualnie niestety deseru w tej wersji jeść nie mogę (jajka + śmietana…), jednak wymyśliłam już sobie wersję ‘zastępczą’, która jest całkiem zadowalająca. :) Ale o tym już w następnym odcinku ;)
*

Pozdrawiam wszystkich serdecznie (i stałych bywalców, i ‘anonimowych’ czytelników ;) ) i raz jeszcze dziękuję za to, że jesteście :)

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Dzień Makaronika

macarons1
*
Jak pisałam Wam dwa lata temu20 marca obchodzony jest we Francji Dzień Makaronika. Nie jest to jednak tylko i wyłącznie kolejne komercyjne święto, bowiem dochód ze sprzedaży przekazywany jest na cele charytatywne (co roku jest to inna fundacja na rzecz chorych dzieci). I choć teoretycznie Szwajcaria również jest na liście krajów ‘uczestniczących’ (jak również Niemcy, Belgia, Luksemburg, Japonia i Stany Zjednoczone), to przyznać muszę, że żadna z pytanych o to wczoraj osób nic o makaronikowym święcie nie wiedziała ;) Nawet – o zgrozo ! ;) –  sprzedawcy w szwajcarskim sklepiku Ladurée… Nie omieszkałam więc ich o Dniu Makaronika poinformować ;) I oczywiście – jak zwykle – nie oparłam się pokusie i zakupiłam kilka(naście…) tych kolorowych ‘klejnocików’.
Wariacji na temat tego renesansowego ciasteczka jest wiele, jednak podstawą przepisu są niezmiennie : białka, cukier puder oraz zmielone na ‘mąkę’ migdały. Dopiero na początku naszego wieku zaczęto je ‘sklejać’, tworząc tym samym prawdziwe mini-arcydzieła sztuki cukierniczej (a to dzięki pomysłowi wnuka założyciela słynnej Ladurée).

Oto aktualnie dostępne makaronikowe smaki :

*macaronsboiteii
*

(na zdjęciu od lewej – od góry do dołu)

malina – pralina – pistacja – wanilia – czekolada –
kasztan – karmel – róża – gorzka czekolada – czereśnia –
piernik – zielone jabłuszko – cytryna – kawa – lukrecja

*

Sami przyznajcie – czy można się im oprzeć? ;) Lekko chrupiąca ‘skorupka’ oraz delikatnie wilgotne, kremowe wnętrze, czyli idealny towarzysz dla popołudniowej kawy :)

W lutym z wielką przyjemnością stwierdziłam, że makaroniki podbiły serca sporej rzeszy bloggerek. A wszystko to za sprawą Olcik i jej lutowej propozycji w ramach Weekendowej Cukierni Polki. Wszystkie makaroniki wspaniale się prezentowały, przyznać jednak muszę, że moje serce podbiły szczególnie te, które pokazała nam Gosia (klik!)

*

makaronikigosia

zdjęcie wklejam za pozwoleniem Gosi :)

*

Sami chyba przyznacie, że są absolutnie przeurocze! Moje pierwsze makaroniki nie były nawet w połowie tak urokliwe… Ale udały się, w smaku były dokładnie takie jak powinny, więc ich aspekt wizualny aż tak bardzo mnie wtedy nie zraził ;)

I mimo iż makaroniki ubóstwiam, to sama piekę je dosyć sporadycznie. Przyznaję, że wolę od czasu do czasu kupić sobie kilka sztuk za każdym razem o innym smaku, niż mieć np. 30 takich samych makaroników… Wygodnictwo, lenistwo, nazwijcie to jak chcecie ;) Poza tym niebezpieczeństwem pieczenia takich smakołyków jest fakt, iż dziwnym trafem niezwykle szybko wtedy znikają one z pudełeczka ;) Dla własnego więc ‘bezpieczeństwa’ ograniczam się do zakupu kilku tylko sztuk. Tylko  wczoraj wyjątkowo  ‘zaszalałam’ na dzisiejszą okazję ;)

*laduree

*

Wirtualnie więc częstuję Was,  życząc wszystkim miłego weekendu oraz… cudownej wiosny! Słonecznej, zielonej i pełnej pozytywnej energii :)

*

Pozdrawiam serdecznie !

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email