*
Powoli nadchodzi czas przetworów z owoców czarnego bzu. Jako, że dostaję coraz więcej pytań na ich temat, stwierdziłam, że pora opublikować czekający w kolejce post.
W czerwcu pisałam Wam o syropie z kwiatów czarnego bzu. Kwiaty (te, których wielbiciele syropu nie zerwali ;) ) zdążyły już jednak przeobrazić się w owoce i zdobią swoimi granatowo-fioletowymi koralami gałęzie drzew. Czas więc najwyższy, by zaplanować kolejne przetwory :)
Owoce czarnego bzu (Sambucus nigra ) są niezwykle zdrowe : zawierają dużo witaminy C jak i witaminy z grupy B oraz – między innymi – olejki eteryczne i kwasy organiczne. Działają one przede wszystkim napotnie i przeciwbólowo, dlatego często stosowane są w stanach grypowo-przeziębieniowych, jako natularna alternatywa dla aspiryny ;) Pić można herbatki z suszonych owoców, sok lub syrop rozcieńczone wodą, a także wszelakie nalewki / tynktury (dające świetne rezultaty również w problemach z zatokami i ogólnie z systemem odpornościowym).
Ważne jest, by zbierać owoce jak najbardziej dojrzałe (ciemno fioletowe) i podczas przygotowania odrzucać te, które są jeszcze zielone / czerwone. Niedojrzałe owoce zawierają bowiem sporo sambunigryny, która po spożyciu rozkładana jest przez organizm do cyjanowodoru i może powodować objawy złego samopoczucia (mdłości, wymioty, uczucie słabości). Na szczęście podczas przetwarzania (suszenie, gotowanie itp.) sambunigryna ulega rozkładowi, dzięki czemu przetwory z owoców czarnego bzu nie są dla nas szkodliwe. Pamiętajmy jednak, że nie należy spożywać świeżych, nieprzetworzonych owoców czarnego bzu !
Według niektórych źródeł – należy koniecznie oddzielić pestki od miąższu owoców, to bowiem pestki wydzielają kwas cyjanowodorowy. Według innych zaś źródeł – obróbka termiczna całkowicie neutralizuje sambunigrynę, nawet w pestkach. Osobiście nie spotkałam się nigdy z żadnymi przykrymi dolegliwościami, choć konfitury jadam również te z całymi owocami. Jeśli jednak macie obawy lub wątpliwości, zamiast konfitury z całych owoców możecie przygotować ‘galaretkę’ z przetartego miąższu. Jednak jako iż pektyna znajduje się przede wszystkim w pestkach, do wyrobu galaretki musimy użyć albo dużej ilości cukru, albo dodać do niej nieco pektyny (najlepiej tej naturalnej, np. w postaci pestek i skórek jabłkowych, o czym wspominałam tutaj – klik).
*
Poniżej kilka propozycji na przetwory z tych niezwykle zdrowych owoców. W tym roku mam również ochotę przetestować przepis Komarki na marmoladę z czarnego bzu i jabłek – klik, to połączenie smakowe wyjątkowo bowiem do mnie przemawia (przy okazji – gwoli porównania ;) – u Komarki możecie zobaczyć owoce czarnego bzu w późniejszym stadium dojrzewania, moje bowiem były zrywane dosyć wcześnie).
Podobno świetnie smakują również połączenia : czarny bez – jeżyny oraz czarny bez – truskawki / maliny, jednak będę je testować dopiero w przyszłym sezonie.
*
Sok
owoce czarnego bzu
woda (mniej niż połowa wagi owoców)
Owoce umyć, osuszyć, odzdzielić od gałązek (dobrze w tym celu spisuje się widelec). Zalać owoce wodą, zagotować i gotować przez kilka minut na dosyć mocnym ogniu, aż owoce zaczną ‘pękać’. Gdy owoce lekko przestygną – przefiltrować sok pozostawiając owoce do powolnego odsączenia, bez ugniatania ich (dobrze jest pozostawić je na kilka godzin).
Z tak otrzymanego soku możemy przygotować np. syrop, ‘melasę’ lub galaretkę (którą ja robię niezwykle rzadko, w galaretkach bowiem ‘specjalizuje’ się moja teściowa ;) ). Można też przygotować likier z czarnego bzu.
Syrop
Na każde 500 ml soku dodajemy 400-500 g cukru oraz sok z 1/2 cytryny.
Składniki zagotować, ściągnąć szumowiny a następnie przelać gorący syrop do wyparzonych / wypieczonych suchych butelek i natychmiast szczelnie zamknąć.
Przechowywać w chłodnym, ciemnym miejscu do 6 miesięcy. Po ptwarciu przechowywać w lodówce.
‚Melasa’
(na zdjęciu w miseczce)
Zagotować 500 ml soku + 1 łyżkę soku z cytryny + 250-300 g cukru i gotować na wolnym ogniu (mieszając od czasu do czasu) tak długo, aż otrzymamy konsystencję zbliżoną do miodu. Następnie przełożyć do wyparzonych / wypieczonych suchych słoików i natychmiast szczelnie zamknąć. Można dodatkowo zapasteryzować – klik.
*
Konfitura
1 kg owoców czarnego bzu
ok. 400-500 g cukru
sok z 1/2 cytryny (więcej, jeśli podczas smażenia konsystencja jest zbyt płynna)
wersja I
Owoce umyć, osuszyć, odzdzielić od gałązek (dobrze w tym celu spisuje się widelec). Przełożyć je do rondelka, dodać odrobinę wody, cukier oraz połowę soku z cytryny, zagotować i gotować na wolnym ogniu, mieszając od czasu do czasu. Mniej więcej w połowie gotowania dodać resztę soku z cytryny i gotować do otrzymania odpowiedniej konsystencji. Przełożyć do wyparzonych / wypieczonych suchych słoików i natychmiast szczelnie zamknąć. Można dodatkowo zapasteryzować – klik.
wersja II
Owoce przygotować jak powyżej, zasypać je cukrem, lekko rozgnieść widelcem i odstawić na min. 12 godzin (można je w tym czasie przemieszać).
Następnie dodać połowę soku z cytryny, zagotować i gotować na wolnym ogniu mieszając od czasu do czasu. W połowie gotowania dodać resztę soku z cytryny i gotować do otrzymania odpowiedniej konsystencji. Przełożyć do wyparzonych / wypieczonych suchych słoików i natychmiast szczelnie zamknąć. Można dodatkowo zapasteryzować.
wersja III – galaretka
Jeśli obawiamy się obecności pestek w naszej konfiturze, owoce możemy potraktować tak, jak na galaretkę, czyli gotować je najpierw przez kilka minut z dodatkiem wody (bez cukru), następnie przetrzeć je przez sito, odcedzić sok, przelać go do rondla i gotować z dodatkiem cukru i soku z cytryny aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji (tradycyjnie używa się takiej samej ilości cukru co otrzymanego soku z owoców).
Jeśli chcemy, by galaretka była idealnie przeźroczysta, pozostawiamy owoce do odsączenia na sicie nie odciskając ich, w przeciwnym bowiem razie otrzymany sok będzie mętny.
Możemy też ok. 1/4 owoców pozostawić w całości i dodać je do galaretki, by otrzymać coś pośredniego między dżemem / konfiturą a galaretką (to wersja dla tych, którym pestki w przetworach przeszkadzają ;) ).
*
(przepisy te to ‚wypadkowa’ informacji, którymi dzielą się ze mną tutejsze gospodynie oraz z przepisów książkowych, z których korzystałam na początku mojej przygody z przetworami, m.in ‚Betty Bossi’, ‚Le confiturier’ oraz z książki kucharskiej teściowej :) )
*
* * * * *
I na koniec jeszcze kilka słów (nie do końca kulinarnie…), znalazłam się bowiem pod ‘obstrzałem’ kilku bloggerek ;))
Za zaproszenie do zabawy dziękuję (alfabetycznie) :
Cantiq, Monsai, Mystic, Pinkcake, Shinju, Usagi, Wegetariance oraz Wiewiórce
Przyznaję, na początku chciałam (jak zwykle ;) ) wykręcić się od pisania, jednak po przeczytaniu wszystkich Waszych przemiłych słów pod adresem bloga (za które bardzo serdecznie Wam wszystkim dziękuję! ) stwierdziłam, że nie mogę pozostawić tego bez echa ;)
Lubię…
1. książki – od najmłodszych, dziecięcych lat; księgarnia i biblioteka to zdecydowanie jedne z moich ulubionych miejsc
2. leniwe, niedzielne poranki
3. lubię nic nie musieć, móc się nie spieszyć i robić to, co sprawia mi przyjemność
4. przebywanie na łonie natury – góry, jezioro, spacer w lesie, piknik na kocu w kratę – wszystko jedno gdzie, byle z dala od zgiełku miasta i warkotu silników
5. jak pisałam już jakiś czas temu – uwielbiam ‘grzebać’ w ziemi ;) byłabym baaardzo szczęśliwa, gdybym mogła mieć na własność coś więcej niż kilka balkonowych skrzynek, najlepiej również kilka zwierzaków
6. zapach powietrza o poranku i o zmierzchu, szczególnie wiosną i latem
7. swoją pracę – kontakty z uczniami z tak różnych krajów i kultur są niezwykle ciekawe i inspirujące
8. sprawiać innym radość (bardziej cieszy mnie robienie prezentów innym, niż sobie samej ;) )
9. eksperymentować w kuchni, jednak nie w sensie ‘fusion’ ;)
10. czytać Wasze komentarze i móc wirtualnie z Wami rozmawiać :) choć nie jestem zbyt dobra w szybkim odpisywaniu niestety…
A jako że decydowanie i podejmowanie wyborów nie jest moją najlepszą stroną, wybaczcie proszę, iż nie wytypuję kolejnych osób… ;)
*
Pozdrawiam serdecznie!
*