‚
W Szwajcarii już dziś świętujemy, gdyż to już Wielki Piątek w kantonach protestanckich jest dniem wolnym od pracy. Synoptycy na szczęście pomylili się i zamiast deszczu i chłodu towarzyszy nam dziś piękne, wiosenne słońce (niestety tylko dziś tak ma być…). Jutro jeszcze ostatnie zakupy na targu, kilka zielonych gałązek do wazonu i bukiet świeżych kwiatów, choć te kupione kilka dni temu (również na targu, od mojego ulubionego rolnika) nadal pięknie wyglądają.
‚
‚
Z piekarnika wyciągnęłam właśnie drożdżową babę, której wcale miało nie być ;) Trudno mi się oprzeć, by nie rozkroić jej teraz gorącej, uzbrajam się jednak w cierpliwość i zadowalam się jak na razie aromatem, jaki rozchodzi się po kuchni. A żeby stygnąca baba zbytnio nas nie kusiła ;) to idziemy za chwilę na krótki spacer ‚na wieś’, by skorzystać jeszcze choć trochę z dzisiejszych promieni.
Mam nadzieję, że i u Was w ten weekend będzie słonecznie, radośnie i kolorowo (i nawet jeśli nie za oknem, to przynajmniej w naszych sercach :)).
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę Wam pogodnych, spokojnych Świąt!
Wiosna proszę Państwa! :)
Oto zdjęcia z dzisiejszego poranka, zrobione dosyć szybko w drodze do pracy. Choć listków i pączków wciąż niewiele, to i tak widok pierwszych nieśmiało kwitnących drzew i krzewów bardzo pozytywnie nastraja. Wszak teraz może być już tylko coraz cieplej i słoneczniej :)
‚
‚
W piątek będzie wyprawa do lasu (dziś już nie zdążyłam…), by sprawdzić jakiej wielkości jest aktualnie czosnek niedźwiedzi; może uda się już nazbierać choć kilka listków? A później można będzie delektować się jego delikatnym, wiosennym aromatem, między innymi przy okazji takich ziołowych serków jak te zeszłoroczne – klik:
‚
‚
I oczywiście w marcu nie może zabraknąć przypomnienia o kiełkach! Już teraz zapraszam Was do lektury ‘kiełkowej’ zakładki – klik(nowy wpis kiełkowy już niebawem…).
Nie, dziad do obrazu nie przemówił ;) ale pewna męska jednostka* ugotowała w miniony weekend zupę!!! I to dosyć oryginalną na dodatek (nie z żadnej torebki na ten przykład ;)). A wszystko to za sprawą Noblevy (i Jej męża;)) oraz za sprawą tego wpisu – klik.
*to ulubione powiedzenie mojej ulubionej Kuzynki, które pozwalam sobie tutaj zacytować ;)
Gdy przeczytałam mężowi (a raczej przetłumaczyłam ;)) wpis Noblevy, nie sądziłam, że zaproponuje on sam, z własnej nieprzymuszonej woli ;) podobny ‘eksperyment’. Choć często pomaga mi w kuchni, to właśnie na ‘pomocy’ się zawsze kończy, a nie na samodzielnym gotowaniu (niestety potrafi on jednynie ugotować makaron, zrobić jejecznicę / jajka sadzone oraz kanapki oraz – okazjonalnie - ratatouille ;)). Poczyniłam więc odpowiednie zakupy i – szczerze mówiąc – dosyć sceptycznie podchodziłam do tego pomysłu. Jak się jednak okazało – całkiem niepotrzebnie! Nie dość bowiem, że na kolację była pyszna zupa, to jeszcze (a może przede wszystkim…) mąż stwierdził, iż chętny jest na kolejne takie wspólne pichcenie* co weekend (!!!). Odpukuję więc w niemalowane mając nadzieję, że może faktycznie cuda się czasami zdarzają? ;)
*mój udział w kucharzeniu ograniczył się do czytania przepisu (ze względów ‘językowych’ ;))
Po bardziej szczegółowy opis zapraszam Was (i Waszych mężów ;)) do Noblevy – klik, a poniżej ‘uproszczona’ wersja przepisu : ‚
i nawet kilka weekendowych promieni słońca na zdjęciu :)
Zupa z dyni Butternut i słodkich ziemniaków
(przepis autorstwa Georgii Vance – zupa wygrała konkurs zup BBC Good Food w 1997r.)
1 łyżka oliwy z oliwek (u nas 2 )
1 średnia cebula
2 ząbki czosnku
po 1 łyżce kminu i ziaren kolendry
2 łyżki ziaren sezamu, lekko podprażonych (zapomniałam, podałam więc zupę z gomasio)
1 cm startego korzenia imbiru
1 zielone chili, pozbawione pestek, posiekane
otarta skórka i sok z jednej limonki
1 łyżeczka lejącego się miodu (u nas nieco więcej)
340 g słodkich ziemniaków
340 g dyni Butternut (u nas Buttercup)
1.2 l wywaru z kurczaka (u nas warzywny)
400 g puszka ciecierzycy
sól i pieprz
do przybrania zielona kolendra
Ziarna kolendry i kminu podprażyć na suchej patelni, zmielić lub rozetrzeć w moździerzu.
Podprażyć sezam. Posiekać cebulę i zmiażdżyć czosnek. Posiekać papryczkę chili (u nas bez pestek, by było mniej ostro). Bataty i dynię obrać i pokroić w małą kostkę.
W dużym garnku podgrzać oliwę na niewielkim ogniu, dodać cebulę i czosnek, przykryć i dusić przez około 10 min na bardzo małym ogniu (cebula ma zmięknąć, nie zrumienić się). Dodać kmin, kolendrę, sezam, imbir, chili, skórkę z limonki i miód, mieszać przez 30 sekund. Dodać warzywa, sok z połówki limonki i wywar.Przykryć i gotować, aż warzywa będą miękkie. Dodać ciecierzycę, przykryć i gotować jeszcze ok. 10 min. Dodać sok z drugiej połówki limonki (u nas nieco mniej), zmiksować zupę i ewentualnie doprawić do smaku (u nas : więcej miodu + odrobina soli i pieprzu).
Jak pisze Nobleva – w tej zupie ważny jest balans: pikantne, słodkie, słone i kwaśne. Doprawienie więc może oznaczać nie tylko dodanie soli lub pieprzu, ale także ewentualnie miodu.
Moja porcja była oczywiście podana z duuużą ilością świeżej kolendry :)
‚
A w przygotowaniu zupy uczestniczył też mój nowy kuchenny pomocnik (i jest to jedyny czerwony akcent na blogu na Walentynki ;)) :
‚
‚
zdjęcie mocno wieczorne, nie do końca więc niestety oddaje rzeczywisty kolor…
(limitowana edycja, 250W, prawdziwe Ferrari w kuchni ;))