Archiwa kategorii: bez jajek i mleka krowiego

Pokrzywy, risotto i książka pełna słońca

pokrzywy

Mam nadzieję, że Was zbytnio nie rozczaruję dzisiejszą pokrzywową propozycją, nie będzie bowiem nic tak oryginalnego jak proponowany przez Was pokrzywowy deser czy sernik ;) choć serniki z pokrzywami robię, ale tylko wytrawne :)
(w jednej z zakupionych niedawno książek znalazłam przepis na ciasto czekoladowe z pokrzywami, nie wiem jednak, czy odważę się kiedyś je przygotować… ;))
Nie będzie też dziś zupy pokrzywowej, robię ją bowiem bardzo podobnie jak tę z roszponkiklik, czasami dodaję też groszek, by zupa była bardziej treściwa (i bardziej zielona ;)), podobnie jak tutaj – klik. Będzie dziś za to propozycja na szybki obiad / kolację, czyli wiosenne risotto z pokrzywami :)

Tak jak wspominałam w zeszłorocznym wpisie (risotto ze szparagami i czosnkiem niedźwiedzim – klik), sekretem udanego dania jest przede wszystkim dobry gatunkowo ryż (najczęściej używam odmiany Carnaroli lub Vialone Nano, choć i powszechnie używane Arborio też się oczywiście nadaje), dobry wywar / bulion oraz mieszanie, mieszanie i jeszcze raz mieszanie ;) Dzięki mieszaniu bowiem z ziarenek ryżu szybciej uwalnia się skrobia, dzięki czemu nasze risotto będzie idealnie kremowe. Bazą dobrego risotta jest też wspomniany właśnie dobry wywar / bulion, który – podczas dodawania go do gotującego się ryżu – musi stale być gorący (dodanie zimnego płynu powoduje nagłe obniżenie temperatury i zatrzymuje gotowanie ryżu). I oczywiście wino, które nada wspaniałego, delikatnego posmaku (choć oczywiście i wersja bez wina będzie smaczna :)). I do tego oczywiście pecorino lub parmezan. A dodatki – jak to zwykle u mnie bywa ;) – wedle uznania i / lub zawartości lodówki :)

risotto_pokrzywy21

pogoda niestety ostatnio zbytnio nie dopisuje,
zdjęcia więc są równie szaro-bure co aktualna aura… :(


Tym razem (czekając na ukochane szparagi…) przygotowałam risotto z dodatkiem liści pokrzywy, groszku (mrożonego) oraz skórki cytrynowej, która świetnie tutaj pasuje. Drobno poszatkowaną pokrzywę dodaję na samym końcu, by zachowała jak najwięcej witamin (dodając ją do zupy czy innych dań na ciepło również warto unikać zbyt długiego podgrzewania / gotowania listków).
Pokrzywa (bogata między innymi w witaminy oraz mikro- i makroelementy) wpływa bardzo korzystnie na produkcję czerwonych krwinek, pomaga więc w walce z anemią, a przy okazji – z wiosennym przesileniem. Najzdrowsza jest oczywiście na surowo, dlatego sok z pokrzywy jest szczególnie cenny dla naszego organizmu. Zamiast więc kupować nafaszerowane chemią, szklarniowe (lub importowane) pseudo-nowalijki, warto zaaplikować sobie super zdrową kurację pokrzywową. Na przykład w formie poniższego risotta :)

risotto_pokrzywy01

Risotto z pokrzywami, groszkiem i cytrynową nutą

na 3-4 małe porcje

1 cebula lub 1-2 szalotki
1 ząbek czosnku
2 łyżki oliwy + nieco masła (można użyć tylko oliwy)
250 g ryżu do risotto (Carnaroli, Vialone Nan lub Arborio)
otarta skórka z 1 cytryny + ok. 1 łyżka soku
ok. 150 ml białego wytrawnego wina
ok. litr wywaru / bulionu (użyłam warzywnego)
50-100 g młodych listków pokrzywy
150 g mrożonego groszku
ok. 30 g masła
swieżo starty ser pecorino lub parmezan (ok. 60 g)
sól, pieprz do smaku

Wywar / bulion zagotować i pozostawić na najmniejszym ogniu, by cały czas był ciepły. Ząbek czosnku zmiażdżyć, a następnie poszatkować wraz z cebulą / szalotką.
Oliwę i masło (lub samą oliwę) rozgrzać w rondlu i udusić cebulę z czosnkiem (ok. 4-5 minut) nie dopuszczając do zbrązowienia. Następnie dodać ryż oraz otartą skórkę z cytryny, wymieszać i smażyć ok. 2-3 minuty na wolnym ogniu stale mieszając. Dodać wino, zamieszać i gdy wino już odparuje – dodać ok. 1,5 – 2 chochle wywaru / bulionu i gotować na wolnym ogniu regularnie mieszając ryż (najlepiej drewnianą szpatułką); za każdym razem gdy ryż wchłonie już większość płynu dolewamy kolejną chochlę / półtorej wywaru i dalej mieszamy.
W międzyczasie dokładnie płuczemy, osuszamy i drobno szatkujemy listki pokrzywy.
Po ok. 15 minutach gotowania sprawdzamy stopień miękkości ryżu (ma on być wystarczająco miękki, jednak nie rozgotowany). Dodajemy groszek, mieszamy i po ok. 2-3 minutach, gdy konsystencja ryżu jest już odpowiednia (zazwyczaj po ok. 18 minutach), zdejmujemy garnek z ognia, dodajemy masło (uczuleniowcy mogą pominąć ;)) starty ser oraz posztatkowane pokrzywy, dodajemy odrobinę soku z cytryny dla zaostrzenia smaku i doprawiamy świeżo zmielonym pieprzem. Przed podaniem dodatkowo posypujemy startym pecorino / parmezanem.

Serwujemy natychmiast :)


*   *   *

Inspiracją był przepis na risotto z groszkiem i rukolą (oryginał tutaj), które przetestowałam już jakiś czas temu i które również bardzo nam smakowało; jeśli macie ochotę je przygotować, polecam Wam niewielką modyfikację : rukolę zdecydowanie lepiej jest drobno posiekać przed dodaniem do gorącego ryżu, listki bowiem szybko ‘więdną’ i niezbyt apetycznie prezentują się na talerzu ;)


risotto_rukola_groszek3


A jedynym minusem jest fakt, iż stygnąc risotto ‘wysycha’, musicie więc uwierzyć mi na słowo, iż tuż po ugotowaniu  było o wiele bardziej kremowe i ‘wilgotne’ :)


*   *   *

nouveau-1I na koniec jeszcze tylko informacja dla zakochanych w Toskanii : jeśli lubicie toskańską kuchnię oraz Frances Mayes (z pewnością znacie między innymi jej bestseller ‚Pod słońcem Toskanii’), to właśnie pojawiła się jej nowa książka, z toskańskimi przepisami właśnie – ‚The Tuscan Sun Cookbook: Recipes from Our Italian Kitchen’.

Na przeszło dwustu stronach tej pięknie wydanej książki znajdziecie ponad 150 przepisów, a także krótkie opowieści i anegdoty oraz zdjęcia nie tylko przentowanych dań, ale i urokliwych toskańskich pejzaży. I choć sporo jest tu dosyć klasycznych receptur, to z książki bije ciepło i słońce, któremu trudno się oprzeć.

Wertując wczoraj książkę (otwierałam przesyłke już w windzie i zasiadłam do przeglądania książki nawet nie zdejmując płaszcza, co niezwykle rzadko mi się zdarza… ;)), na jednej ze stron (koło przepisu na ‚risotto primavera’, na str. 103) mój wzrok zatrzymał się na wyjątkowo znajomym mi widoku, choć dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, skąd znam ten szyld…

Czy i Wam może coś on mówi? Coś przypomina? ;)

sette_di_vino

Być może nie, gdyż na moim zdjęciu szyld był widoczny tylko z daleka; chodzi o restaurację ‚Sette di vino’ w Pienzy, o której wspominałam Wam w jednym z odcinków moich toskańskich wspominek (a konkretnie tutaj – klik). I wiem, że po raz kolejny się powtórzę, jednak jeśli tylko będziecie mieć okazję, to wstąpcie koniecznie do Luciano na pyszne crostini, na zapiekane pecorino czy na jego wyśmienitą ‚fasolówkę’ ;) z całą pewnością nie będziecie żałować.

Pozdrawiam serdecznie!
(z głową w książce, mapie i przewodniku, planując kolejne toskańskie włóczęgi ;))

pienza_sette_di_vino2

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Książkowo, z Ottolenghi

W poprzednim książkowym wpisie ‘nie zmieściło się’ kilka widocznych na zdjęciu pozycji, dziś więc kilka słów o dwóch spośród nich (a żeby było bardziej kulinarnie, to pod koniec wpisu zapraszam również na zupę :)

plentyPierwsza z nich to ‘Plenty’ autorstwa Yotama Ottolenghi. Mieszanka kulturowa, z jaką miał styczność od dziecka (urodzony w Jerozolimie, w rodzinie z wéosko-niemieckimi korzeniami) powoduje, iż jego przepisy są oryginalne, lekkie i pełne świeżości. Jak mówi sam Ottolenghi – jego kuchnię charakteryzuje przede wszystkim prostota* oraz przewaga wpływów śródziemnomorskich i bliskowschodnich.
*prostota – nie w sensie minimalistycznej ilości składników, a w sensie sposobu, w jaki dana potrawa jest przygotowywana  (dopisek po lekturze komentarzy)

W ‘Plenty’ autor (właściciel kilku londyńskich restauracji) proponuje nam 120 wergetariańskich przepisów, z których wiele było przygotowanych specjalnie dla weekendowych edycji brytyjskiego dziennika ‘The Guardian’ i opublikowanych na jego łamach w rubryce zatytułowanej ‘The New Vegetarian’ (co ciekawe – Ottolenghi nie jest wegetarianinem, dlatego przez pewnien czas wahał się, czy pisanie takowej rubryki jest dobrym pomysłem; niektórzy czytelnicy nie byli podobno zachwyceni faktem, iż o nowych, wegetariańskich recepturach pisze ktoś, kto spożywa mięso…).

Książka podzielona jest na 15 rozdziałów, między innymi : warzywa korzeniowe, owoce i sery, grzyby, pomidory, cukinie i dynie oraz… Jej Wysokość Oberżyna :) (‚The Mighty Aubergine’) która jest (jak można domyślić się po tytule poświęconego jej rozdziału ;)) ulubionym warzywem autora. Przepisy Ottolenghi są skonstruowane wokół jednego głównego składnika, który stara się on wysublimować, pokazać go w nowym świetle, stale jednak pozostawiając go w centrum uwagi.


ottolenghi_cookbook2
‘The Cookbook’ to wcześniejsza, pierwsza książka Ottolenghi (napisana przy udziale Sami Tamimi). Znajdziemy tutaj 140 przepisów z restauracji Ottolenghi, nie tylko na dania wegetariańskie, ale również na te z dotatkiem mięsa i ryb, na wypieki (w tym również na pieczywo) i – tak jak w ‘Plenty’ – już tutaj Jej Wysokość Oberżyna miała osobny poświęcony sobie rozdział ;) Mieszanka smaków, aromatów, kulinarnych tradycji  oraz kreatywność i finezja, to pierwsze wrażenia z przekartkowanych stron.

A dla Was, na zachętę, jeden z przepisów z ‘The Cookbook’ na zupę soczewicową z boćwiną (trzeba było zagospodarować boćwinową nadwyżkę ;)).
Zupa nie jest może zbytnio ‘wyględna’, jednak smakowo przypadła nam do gustu (Gospodarnej Narzeczonej też podobno smakowała ;)).

Poniżej dwie wersje zupy : oryginalna oraz druga – lekko przeze mnie zmodyfikowana.

ottolenghi_zupa_soczewica2

Zupa z soczewicy z boćwiną

(Ottolenghi – ‘The Cookbook’)

na ok. 6 porcji

500 g ‘połówek’ czerwonej soczewicy
2,5 litra zimnej wody
2 średniej wielkości czerwone cebule
2 łyżki oliwy
200 g boćwiny (u mnie 250 g)
50 g świeżej kolendry
2 łyżeczki mielonego kuminu
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżka nasion kolendry
3 ząbki czosnku
50 g masła (użyłam klarowanego)
sól, pieprz

dodatkowo :
otarta skórka z ½ cytryny
4 cytryny pokrojone na ćwiartki
chleb na zakwasie

Soczewicę płuczemy w dużej ilości zimnej wody, przekładamy do dużego garnka, wlewamy 2,5 litra wody  i gotujemy ok. 35 minut (zdejmujemy ewentualne szumowiny podczas gotowania).
W tym czasie myjemy liście boćwiny, odkrawamy łodygę oraz twarde unerwienia i kroimy (niezbyt drobno) wraz z kolendrą (pozostawiamy kilka listków kolendry do dekoracji).
Cebulę obieramy i kroimy w cienkie plastry, a następnie dusimy na rozgrzanej oliwie przez ok. 4-5 minut (cebula nie powinna zbrązowieć, ma tylko ‘zmięknąć’).
‘Wyławiamy’ mniej więcej połowę ugotowanej soczewicy i tę pozostałą w garnku miksujemy. Następnie ponownie dodajemy resztę soczewicy, poszatkowaną boćwinę i kolendrę, uduszoną cebulę oraz kumin i cynamon, doprawiamy do smaku solą i pieprzem i podgrzewamy zupę przez ok. 5 minut.
W moździerzu rozcieramy ząbki czosnku i nasiona kolendry (ewentualnie rozgniatamy i drobno szatkujemy), podsmażamy na rozgrzanym maśle przez ok. 2 minuty, następnie dodajemy do zupy i pozostawiamy zupę pod przykryciem na ok. 5 minut.
Przed podaniem dekorujemy otartą skórką z cytryny oraz kolendrą i serwujemy zupę z dodatkiem chleba oraz cząstek cytryny (do każdej porcji zupy wkrapiamy sok z wyciśniętej cytryny).

ottolenghi_zupa_soczewica01

Uwagi :

- przy drugim podejściu zupę przygotowałam nieco inaczej : tak jak robię w przypadku dań kuchni hinduskiej np., najpierw udusiłam cebulę na rozgrzanym maśle klarowanym, później dodałam czosnek, kumin i nasiona kolendry i po ok. minucie – dwóch dodałam soczewicę, jedną małą laskę cynamonu oraz łodyżki kolendry (nadają dodatkowego aromatu), zalałam wodą i gotowałam krócej niż w oryginalnym przepisie, ok. 20 minut. Część soku z cytryny (mniej więcej z połowy cytryny) oraz otartą skórkę dodałam już po zmiksowaniu zupy (wcześniej ‘wyłowiłam’ łodyżki kolendry i cynamon). Mam wrażenie, że zupa nabrała dzięki temu nieco głębszego smaku i aromatu, ale może to tylko kwestia przyzwyczajenia… ;)

edycja – 25.03

Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego weekendu!

I nie zapomnijcie, że będziemy spać o godzinę krócej ;)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Maluns czyli ziemniaczane ‘okruszki’

zagadka

Przyznaję – niedzielna zagadka nie była łatwa ;) I zgadzam się z Wami całkowicie – zawartość talerzyka wygląda jak kruszonka, prawda? I jest to faktycznie taka trochę pseudo kruszonka, ale… ziemniaczana :)

Maluns, bo o nich dziś będzie mowa, to tradycyjne danie rodem z regionu Graubünden (czyli mojej ukochanej, wakacyjnej Gryzonii). Jest to potrawa bardzo rustykalna, ‘chłopska’ (tak jak np. dania toskańskiej ‘cucina povera’, czyli tzw. ubogiej, ‘biednej’ kuchni). W regionach, które do mlekiem i miodem płynących nie należały, ziemniaki były bardzo popularne : łatwe w uprawie, tanie oraz niezwykle uniwersalne – były podstawą chłopskiego jadła (nie tylko w szwajcarskiej Gryzonii zresztą ;)). Wiele dań powstało też w celu wykorzystania resztek ugotowanych ziemniaków, tak jak np. słynne rösti rodem z niemieckojęzycznej części Szwajcarii (choć z czasem zaczęto je przygotowawać również z surowych ziemniaków).

maluns1

Do takich ekonomicznych, ‘resztkowych’ dań należą też dzisiejsze maluns (właściwie nie wiem, czy powinnam pisać ‘dzisiejsze’, zdjęcia bowiem zostały zrobione pod koniec grudnia…). Sama nazwa ‘maluns / micuns’ pochodzi  z łaciny (mica / micula) i oznacza okruch, okruszynę (co nawiązuje do wyglądu potrawy). Danie to było idealne dla zamieszkujących Gryzonię górali i rolników – można je spożywać na ciepło i na zimno, można więc przygotować je wcześniej i spożywać o dowolnej porze dnia. Co ciekawe, maluns jadano nawet na śniadanie, podając je do kawy z mlekiem lub serwując je z musem jabłkowym (ja zdecydowanie bardziej wolę wersję obiadową niż śniadaniowo-kawową ;)). Za to w pewnych z lekka snobistycznych restauracjach (np. w St Moritz…) niezwykle modne jest dziś serwowanie maluns z dodatkiem kawioru i szampana. Ja pozostanę jednak przy kefirze i jogurcie  ;)


Przygotowanie maluns nie jest zbytnio skomplikowane : ugotowane dzień wcześniej ziemniaki (w mundurkach) ściera się na tarce, a następnie miesza z mąką tak, by otrzymać coś w stylu ‘kruszonki’, którą później smaży się (cały czas mieszając) tak długo, aż powstaną złociste, ziemniaczane ‘okruchy’ (jak widać np. tutaj – klik). W smaku maluns przypominają trochę polskie, odsmażane prażuchy, z tą tylko różnicą, iż te ostatnie przygotowuje się ze świeżo ugotowanych ziemniaków (najlepsze robiła moja babcia :)), jednak z połączenia ziemniaków i mąki mimo wszystko otrzymamy dosyć podobny smak.
A oto szczegóły :

maluns2

Maluns

500 g ugotowanych dzień wcześniej ziemniaków w mundurkach (mączystych)
ok. 150 g mąki (od 125 do 175 g)
ok. 50 g masła (możemy też użyć masła klarowanego)
sól

Ugotowane, zimne ziemniaki obrać i zetrzeć na tarce na grubych oczkach. Dodać mąkę (im wilgotniejsze ziemniaki tym więcej potrzeba mąki), posolić i rozetrzeć delikatnie palcami tak, aż powstanie ‘kruszonka’. Masło rozgrzać na patelni i smażyć maluns stale mieszając aż do otrzymania złocistych ‘okruchów’. Można podawać je z dodatkiem sera czy mięsa / wędliny, jak i z kefirem / jogurtem czy – tradycyjnie – z musem jabłkowym. W wersji kolacyjno-obiadowej możemy podać je z którymś z win z regionu Gryzonii, jak np. Maienfelder, Jeninser czy Fläscher.

Smacznego!

*   *   *


tarta_a_la_ruskie01

A skoro o ziemniakach mowa, to polecam Wam również ziemniaczano-serową tartę, którą niedawno zamieściła na swoim blogu Miss_cocoklik, a którą spałaszowaliśmy wczoraj na kolację; wlaściwie w smaku przypomina odrobinę tę oto tartę z fetąklik, nie mogła więc nam nie posmakować :)

Użyłam ziemniaków gotowanych ‚w mundurkach’, zamiast śmietany użyłam gęstego, owczego jogurtu, a ‘resztki’ farszu zapiekłam w indywidualnych foremkach. Tarta nawet na zimno dziś w porze lunchu w pracy smakowała wyśmienicie, z pewnością więc jeszcze zagości na naszym stole :)

tarta_a_la_ruskie2

(wybaczcie nie najlepsze jakościowo zdjęcia, jednak robione były wczoraj późnym wieczorem, światło więc o te tej porze pozostawia wiele do życzenia…)

A przy okazji zimowych, warzywno-serowych tart, przypominam Wam również o szwajcarskiej ‘cholerze’, której naprawdę warto spróbować :)  (szczegóły tutaj – klik)

cholera2

Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email