Kochani! I dla mnie nareszcie nadeszła pora wakacyjnej przerwy :) Tak więc zostawiam Was na cały długi miesiąc! Obiecuję jednak regularnie tu zaglądać i odpisywać na ewentualne pytania :)
Wszystkim (nie tylko urlopowiczom ;) ) życzę udanego, pogodnego lata i przesyłam Wam trochę słońca (choć w tym roku jest go jak na lekarstwo…) oraz ‘kawałek’ moich ukochanych winnic Lavaux i jeziora Léman.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i zapraszam do Mojej Kuchni w drugiej połowie lipca.
Ten tydzień był smutny :( Musiałam bowiem oddać do biblioteki wszystkie te fantastyczne książki kucharskie, o których niedawno Wam pisałam ;) Pozytywne jest jednak to, że wiem już które z nich na pewno chcę mieć, gdyż baaardzo trudno było mi się z nimi rozstać.
Gdybym miała wybrać tylko jedną z nich, to bez wahania będzie to ‘Comme un chef’ : #
Na moje szczęście pozycja ta jest już dodrukowana i mam nadzieję, że cierpliwie poczeka na mój powrót z wakacji :) Jest to naprawdę niesamowita książka, bardzo różnordna, pięknie wydana, dopracowana, a dodatkowo podoba mi się to, że każdy dany dział jest opracowany przez innego znanego szefa. Jedyny minus dla mnie to fakt, że nie jest to książka typowo wegetariańska, więc jest w niej trochę mięsno-rybnych przepisów, których raczej nigdy nie wykorzystam :) Ale cała reszta to kompensuje : dużo zdjęć z serii ‘krok po kroku’, mnóstwo porad a przede wszystkim wiele smakowitych przepisów.
Na drugim miejscu (tak jak i w poprzednim poście) są nadal ‚Desery‚ wydawnictwa Larousse; to prawdziwa deserowa biblia i podoba mi się to, że w jednej książce jest chyba wszystko co na temat wypieków i deserów wiedzieć się powinno ;)
Co do dwóch pozostałych książek Pierre’a Hermé o których wtedy pisałam, to są one oczywiście bardzo ciekawe, również pięknie wydane itd. jednak to są te, które mogą troszkę poczekać w kolejce ;) Oczywiście gdybym mogła, to chętnie przygarnęła bym je do swojej kulinarnej biblioteczki już teraz. Za to z każdej z nich spisałam sobie kilka ciekawych przepisów i mam nadzieje, że w bliższej przyszłości znajdę czas na wypróbowanie ich.
Bardzo bogata w ciekawe przepisy była też książka o ciecierzycy : *
To ciekawe opowieści oraz niesamowita ilość przepisów, z których część już czeka na wypróbowanie :)
I książki Feldera, które bardzo lubie; jedna o tartach, druga o kremowych deserach. Jak zwykle ciekawe pomysły i smakowite przepisy, szkoda tylko, że nie można kupić wszystkich tych książek na raz ;)
Bardzo ciekawa okazała się również Kuchnia Żydowska Elisabeth Wolf Cohen. Tę książkę z chęcią kupię niebawem, gdyż jest w niej naprawdę dużo ciekawych przepisów; stwierdzam, że jeśli większość przepisów z jakiejś książki mam ochotę wypróbować, to jest to znak że powinnam ją mieć :) *
Ciekawa była też pozycja o olejkach eterycznych w kuchni, aczkolwiek nie była ona może szczególnie bogata w różnorodne przepisy; spisałam ich kilka, ale przyznam, że jak dla mnie mało było nowych informacji. *
To samo dotyczyło książki o ‘zdrowych’ muffinkach :) Kilka sympatycznych przepisów, lecz dopiero po wypróbowaniu ich będę mogła coś więcej na ich temat powiedzieć. *
Książka z przepisami z królewskiego warzywnika zaintrygowała mnie wielce już samym tytułem i z przyjemnością przeczytałam proponowane przez wersalskich szefów przepisy, pięknie zdobione delikatnymi akwarelami. *
Jest to z pewnością pomysł na ciekawy, oryginalny prezent, gdyż książka zdecydowanie jest z tych niebanalnych.
Oczywiście nie mogłam wyjść z biblioteki niczego nie wypożyczając ;) Tym razem jest mniej deserowo a bardziej wegetariańsko i zdrowo :) Tak więc na otarcie łez mam 12 kolejnych ciekawie zapowiadających się książek, jednak testować będę dopiero po powrocie z wakacji, ale to już tuż-tuż ;)
A tymczasem wybieram się na ‘truskawkobranie’ na zaprzyjanioną farmę, choć aura niestety dziś zbytnio temu nie sprzyja. Ale trzeba przecież jakoś uczcić ten pierwszy ‘oficjalny’ dzień truskawkobrania! Więc jeśli nie będzie padać mocniej niż teraz, to i tak mam zamiar pojechać na truskawkowe pole :)
Już od dłuższego czasu chciałam ponownie zawitać do tutejszego Muzeum Zboża i Chleba.
Znajduje się ono niedaleko Lozanny (w Echallens), w regionie Gros-de-Vaud, w sercu tutejszego ‘zagłębia zbożowego’, wśród takich oto zielonych pól i łąk :)
W odrestaurowanym budynku z 1790 roku można zapoznać się z historią piekarnictwa i jego tradycjami, prześledzić proces powstawania mąki i chleba (potrzeba prawie 100 różnych ‘opreracji’ by z ziarna powstała mąka !), można zobaczyć przeróżne dawne maszyny i ustensylia niezbędne do wyrobu mąki i wypieku chleba :
W tym bardzo ciekawym i oryginalnym muzeum (które w 1991 otrzymało europejską nagrodę muzeum roku) można również ‘na żywo’ przypatrzeć się pracy piekarzy i przy okazji zakupić jeden z ich przepysznych wypieków :
Tym razem, oprócz chleba, zakupiłam u nich również jeden z tutejszych tradycyjnych wypieków, a mianowicie Salée au sucre (tradycyjna jego nazwa to Gâteau de Vully lub Gâteau à la crème) :
Jakiś czas temu przepięknie pisała o nim na swoim blogu Agnieszka, dlatego też koniecznie odsyłam Was do niej, gdyż jest tam wszystko, co na temat naszej Salée au sucre wiedzieć trzeba ;) i jak zwykle u Agnieszki – nic dodać, nic ująć :)
Z tym wypiekiem jest chyba tak jak z polskim sernikiem : każda gospodyni ma pewnie swój sekret i swój ulubiony sposób jego wyrobu. Dawniej, na ciasto chlebowe piekarze wlewali śmietanę z odrobiną soli i wszystko razem zapiekali; później, do tej śmietankowej, lekko słonej masy zaczęto dodawać również cukier i odrobinę masła (stąd powstała nazwa ‚salée au sucre’ czyli ‘słone z cukrem’). Ja tym razem postanowiłam wypróbować odrobinę inną wersję od tej, którą piekłam wcześniej, a mianowicie z ‘nadzieniem’ z baaardzo tłustej śmietany z Gruyère (Crème de la Gruyère – 48% tłuszczu!) i z dodatkiem żółtka. W przepisie oryginalnym (zamieszczonym w kwietniowym wydaniu miesiecznika Le Menu) cukru nie dodaje się do ciasta, tylko do masy śmietanowej; ja jednak dodałam go również odrobinę do ciasta (ok. półtorej łyżki), za to dodałam go mniej już do nadzienia. I zamiast proponowanego tylko cukru perłowego, wymieszałam go pół na pół z tradycyjnym. Ciasto wyszło naprawdę pyszne, choć oczywiście nie tak piękne jak u Agusi :) Polecam Wam, by choć raz wypróbować któryś z tych przepisów, gdyż ta rustykalna tarta jest naprawdę warta poznania.
Salée au sucre / Gâteau de Vully
Na ciasto :
350 g mąki pszennej
1/4 łyżeczki soli
15 g pokruszonych drożdży
200 ml mleka
1 roztrzepane jajko
40 g stopionego i przestudzonego masła opcjonalnie : 1,5 łyżki cukru
Na masę :
100 g tłustej śmietany
1 żółtko
50 g cukru ‘perłowego’ *
*mniej, jeśli dodajemy cukier do ciasta
Wymieszać mąkę i sól, drożdże rozpuścić w odrobinie mleka i wlać je w środek mąki, dodać resztę mleka, jajko, masło i cukier i dobrze wszystko wyrobić; następnie ciasto przykryć ściereczką i odstawić do wyrośnięcia – aż podwoi swoją objętość (ja wyrobiłam ciasto w maszynie na cyklu ‘Dough / ciasto’). Następnie ciasto lekko rozciągnąć i wyłożyć nim natłuszczoną foremkę o średnicy 28-30 cm (od razu utworzyć brzeg z ciasta, jak do każdej innej tarty). Przykryć i zostawić do ponownego wyrośnięcia na ok. 20 minut. W tym czasie nagrzać piekarnik do temp. 200º C.
Następnie wyrośnięte ciasto nagnieść palcami w formie (nadal pozostawiając brzeg ciasta); śmietanę wymieszać z żółtkiem i delikatnie wlać ją na posypane cukrem ciasto (można posypać je tylko częścią cukru i resztą posypać wierzch tarty, już po wlaniu śmietany).
Piec ok. 25-30 minut (w ostatniej fazie pieczenia proponuję zmniejszyć temperaturę do 180º).
Tarta najlepiej smakuje tego samego dnia, jeszcze ciepła / letnia :)
Kilka dni temu jadłam inny jej wariant, a mianowicie z lekko cytrynową nutą, co również bardzo przypadło mi do gustu. Można robić ją również z owocami, z cieńszą lub grubszą warstwą śmietanowego nadzienia. W każdej wersji jednak tak samo dobrze smakuje :)