Od wczoraj bowiem, za sprawą Andrzeja i Ireny, podróżujemy kulinarnie po Helwecji :)
Dziś, zamiast kulinarnej zaplanowanej opowieści, najpierw mały quiz ;) Ciekawa bowiem jestem, które z prezentowanych niżej typowych dla Szwajcarii produktów już znacie i ewentualnie lubicie? To oczywiście tylko bardzo niewielki przykład tego, co gości na szwajcarskim rynku, stwierdziłam jednak, że może to być sympatyczne małe co nieco w ramach wstępu ;)
Poza tym, jeśli nie macie nic przeciwko, to bardzo chciałabym dowiedzieć się, z czym Szwajcaria Wam się kojarzy? Co o niej wiecie (kulinarnie i nie tylko ;) ), co już znacie lub co poznać byście chcieli.
A teraz już zapraszam na nasz fotograficzny mini-quiz :)
(na poniższych zdjęciach brakuje tylko serów i trunków, ale o nich będzie nieco później ;) )
Pozdrawiam serdecznie i czekam na Wasze odpowiedzi ;)
EDYCJA
Zapomniałam dodać, że jeden z prezentowanych produktów ma korzenie w Polsce, a dokładnie rzecz biorąc w Krakowie… Czy wiecie który?
Jak pewnie już wiecie, nie kupuję żadnych niesezonowych warzyw ani owoców. I wbrew temu, co myśli (i o co pyta mnie) wiele osób, to wcale nie jest takie trudne! Naprawdę! I nasz jadłospis zupełnie na tym nie cierpi. Przecież pomidory kupowane zimą i tak nie smakują pomidorem; nawet jeśli pochodzą z jakiegoś ‘ciepłego’ kraju, to po pierwsze zostały zerwane zanim całkowicie dojrzały, a po drugie spora ilość chemii pomogła im przetrwać tę podróż (oprócz pestycydów są to także środki grzybobójcze, często niestety nie jeden, a kilka…). Dlatego poza sezonem korzystam np. tylko i wyłącznie z przecieru ze świeżych pomidorów, który naprawdę ma smak tychże :)
(o tym ‘problemie’ pisałam już w kwietniu ubiegłego roku, więc by niepotrzebnie się nie powtarzać, chętnych zapraszam raz jeszcze do tamtego wpisu)
Z truskawkami jest dokładnie to samo. Dlatego kupuję je tylko i wyłącznie w sezonie, najchętniej osobiście zbierane na wsi, niedaleko nas :) I jedynym wyjątkiem od tej reguły jest francuska truskawka ‘la gariguette’ (na powyższym zdjęciu). Jest to bardzo wczesna odmiana, pojawiająca się na przełomie marca i kwietnia. Jedyna chyba tak wczesna truskawka, która ma smak prawdziwego, sezonowego owocu, a nie plastiku czy tektury ;) A wiosną tego roku została ona ‘odznaczona’ specjalnym francuskim logo promującym najlepsze tylko jakościowo i smakowo produkty.
Rzecz jasna, kupuję ‘la gariguette’ niezmiernie rzadko (tylko raz lub dwa, wiosną), gdyż mimo smaku i sezonowości dochodzi jeszcze przecież problem transportu produktów importowanych i związanego z tym niepotrzebnego zanieczyszczenia powietrza. Tym razem jednak była to wyjątkowa okazja : kupując na targu rabarbar i patrząc jednocześnie na te pierwsze w sezonie truskawki (uwielbiam połączenie truskawek z rabarbarem!), w mojej głowie zrodził się pomysł. Który natychmiast chciałam przetestować. I jak najszybciej Wam go pokazać :) Nie mogłam bowiem czekać jeszcze miesiąc by sprawdzić, co z tego wyniknie ;)
Poniższy przepis, jak każdy goszczący w Mojej Kuchni, jak zwykle podpiąć można pod regułę trzech ‘S’ : szybkie, smaczne, super łatwe ;)
Rabarbarowo-truskawkowy deser z mascarpone
250 g rabarbaru
4-5 łyżek jasnego cukru trzcinowego
łyżeczka soku z limonki
otarta skórka z ½ limonki
200 g truskawek
250 g mascarpone
cukier puder do smaku (u mnie : zmielony jasny cukier trzcinowy)
1 łyżka soku pomarańczowego
1 łyżka rumu
kilka pokruszonych amaretti (u mnie : cytrynowe i pomarańczowe, pół na pół)
( przepis na amaretti tutaj )
Rabarbar umyć, pokroić na małe kawałki i zagotować z niewielką ilością wody (niecała łyżka) dodając cukier, sok i skórkę z limonki. Gotować do miękkości, aż rabarbar będzie dosyć gęsty (ok. 20 minut). Zmiksować lub przetrzeć przez sitko, wystudzić.
Mascarpone wymieszać z cukrem, sokiem pomarańczowym i rumem, dodać kilka pokruszonych amaretti (część ich zostawić do końcowej dekoracji). Wstawić do lodówki.
Truskawki umyć, dokładnie osuszyć, odszypułkować i zmiksować z musem rabarbarowym. Wstawić do lodówki.
Na dno szklaneczki / pucharka nałożyć masę z mascarpone, następnie mus owocowy i całość posypać odrobiną pokruszonych amaretti.
Plusem tego deseru jest to, że każda z warstw osobno również świetnie smakuje.
Dlatego swobodnie możemy podawać je razem lub osobno, dodając więcej lub mniej amaretti. Niestety sam krem z mascarpone w tym wydaniu również bardzo nam posmakował, za bardzo… ;)
Dziś kolejny szparagowy przepis, jednak troszkę mniej tradycyjny ;)
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam przeróżne pomysły na ‘verrine’ (czyli dania w mini-szklaneczkach), od razu mi się one spodobały. Często więc przygotowuję tego typu małe co nieco, i na słono, i na słodko. Pomyślałam więc, że i ze szparagami pora teraz troszkę poeksperymentować ;) Pomyślałam o szparagowym puree, które staje się w tym daniu esencją smaku. Zaś dla dodania mu ostrości i kontrastu użyłam suszonych pomidorów i koziego białego serka. Odrobina ziół dopełniła smakowej reszty.
Jeśli więc macie ochotę na szparagi w zupełnie innym niż klasyczne wydaniu, zapraszam na wiosenne ‘verrine’.
Wiosenne ‘verrine’
500 g szparagów
50 g suszonych pomidorów
50 g kremowego serka koziego
100 g creme fraiche (gęsta, lekko kwaśna śmietana)
1-2 łyżki posiekanej trybuli
kilka listków bazylii (3-4)
sól, pieprz
Szparagi umyć, odłamać zdrewniane końcówki. Ugotować szparagi na parze (ok. 8-10 minnut) po czym natychmiast zanurzyć je na chwilę w bardzo zimnej wodzie (dla zachowania koloru). Odciąć kilka czubków, resztę zmiksować (możemy otrzymane w ten sposób puree zostawić na sitku, by odsączyć ewentualny nadmiar wody). Następnie szparagi posolić do smaku i wymieszać z posiekaną trybulą.
Pomidory zmiksować z listkami bazylii (jeśli używamy pomidorów z oleju, odsączyć jego nadmiar; jeśli ‘suche’, najpierw na kilka minut namoczyć je we wrzątku, później odsączyć). Wymieszać je z serkiem i śmietaną (śmietany możemy dodać mniej / więcej, w zależności od typu użytego serka; otrzymana masa nie powinna być ani zbyt gęsta, ani zbyt rzadka). Ewentualnie doprawiamy do smaku (choć dla mnie słoność koziego serka jest tutaj wystarczająca).
Na dno ‘szklaneczek’ nakładamy szparagowe puree, a następnie ze szprycy wyciskamy część masy serowo-pomidorowej. Dekorujemy odciętymi główkami szparagów.