Archiwa kategorii: inne

Toskańskie wspomnienia, cz.3

Poniedziałek to początek kolejnego etapu mojej toskańskiej wędrówki – sam na sam z Toskanią, aparatem i mapą ;)
W drodze do Sieny zatrzymuję się na kilka godzin w Arezzo. Niestety pogoda nie do końca dopisuje, aparat więc na dłużej pozostaje w torbie, a ja przemierzam urokliwe uliczki i staram się zapamiętać jak najwięcej obrazów i detali.

arezzo_rzezba

Docieram do wyjątkowego kościoła Santa Maria della Pieve (to mroczne, ‘surowe’ wnętrze, jest z całą pewnością jednym z piękniejszych miejsc tutaj), później do Duomo (na szczęście udaje mi się je zwiedzić jeszcze przezd przerwą obiadową), ozdobionego pięknymi freskami i witrażami. Gdy wracając z Duomo dochodzę do głównego placu – Piazza Grande, deszcz zaczyna coraz mocniej siąpić i po chwili przeradza się w dosyć mocną burzę. Nie zastanawiając się więc zbytnio siadam przy pierwszym wolnym stoliku, obok którego akurat przechodzę.

arezzo4

Pod zadaszeniem Loggii Vasari znajduje się kilka kafejek /restauracji, z których ma się piękny widok na Piazza Grande :


arezzo3

(po lewej – wieża Palazzo Lappoli, po prawej – absyda kościoła Santa Maria delle Pieve )


Przy wejściu do restauracji, tuż obok stolików, starsza pani przygotowuje świeży makaron; wiem wiem, to taki ‘chwyt’ turystyczny ;) z chęcią jednak patrzę na jej sprawne, szybkie ruchy :

arezzo_makaron
(restauracja Logge Vasari – Piazza Grande 9, Arezzo)

Zamawiam faszerowane kwiaty cukinii oraz ‘rolady’ z plastrów pieczonego bakłażana z farszem z wędzonego sera, które wprost rozpływają się w ustach! Pappa dal pomodoro również jest pyszna, choć ozdobienie jej kiełkami lucerny nieco mi w tym typowym, toskańskim daniu jednak przeszkadza ;) Tylko farsz cukiniowych kwiatów jest dla mnie nieco mdły i nie do końca przypada mi do gustu.
Restauracja (która nie należy może do tych najtańszych) oferuje typowe dania kuchni toskańskiej, lecz w nieco zmodernizowanym stylu. Moje plastry bakłażana udekorowane są ‘chipsami’ z pieczonej skórki bakłażana (pyszne!), a talerz oprószony jest roztartą na pył pieczoną skórką. Niestety szalejący wiatr i burza bardzo szybko ‘zmiatają’ mi je z talerza ;)

Korzystam z chwilowego przejaśnienia i robię szybkie zdjęcie Palazzo della Fraternità dei Laici, na który mam widok tuż z prawej strony stolika.


arezzo1

a tutaj widok na Palazzo della Fraternità już z placu (po lewej mamy Palazzo del Tribunale), na środku zaś widoczny jest pręgierz (colonna dell’infame).


arezzo2

Raz jeszcze przechodzę koło kościoła Santa Maria della Pieve i mijam kilka sklepików z typowymi dla regionu produktami (ten pokazywałam Wam w pierwszym wpisie) :


arezzo_antica_bottega

Powoli schodzę w stronę dworca, autobus do Sieny mam bowiem za niecałą godzinę. Nie uda mi się tym razem niestety zwiedzić domu / museum Giorgio Vasari, jak zwykle pocieszam się jednak, że przecież coś muszę sobie ‘zostawić’ na następny raz ;)


*   *   *


Podróż komunikacją miejską / regionalną we Włoszech z całą pewnością należy do ciekawych doświadczeń ;) Z przerażeniem stwierdzam, iż kierowca nie zajmuje się tylko prowadzeniem pojazdu, ale również (a może przede wszystkim ;)) rozmową przez komórkę! Przez cały czas trwania podróży (ok. półtorej godziny) umilał on sobie czas pogawędką ze znajomymi :D A jednym z częściej przewijających się tematów była… kuchnia! I opis weekendowego menu w restauracji ;)

Okazuje się też, że linie ciągłe na jezdni Włosi często postrzegają chyba jako coś w stylu ‘dekoracji’, samochody bowiem wyprzedzają nas (lub siebie nawzajem) zupełnie nie bacząc na zakazy, linie ciągłe czy zakręty. Na szczęście toskańskie krajobrazy skutecznie odciągają moją uwagę od jezdni ;)
Do Sieny jadę bez uprzedniej rezerwacji (wiem, to nie było zbyt rozważne i szczerze Wam ten pomysł odradzam ;)); na szczęście po ok. godzinie udaje mi się znaleźć wolny pokój i przerażająca wizja nocy spędzonej pod chmurką oddala się bezpowrotnie :)

(ostatni wolny w Sienie pokój jest 4-osobowy, na szczęście właścicielka hotelu odstępuje mi go za dosyć ‚przyjazną’ cenę ;))

Hotel z pewnością nie należy do luksusowych, wyjątkowo urokliwych czy romantycznych, wygrywa jednak w porównaniu z zupełnym brakiem noclegu ;) Jego największym atutem jest jego położenie – praktycznie tuż koło Piazza del Campo (Piccolo Hotel Eturia). Tuż obok znajduje się drugi, równie skromny hotel, przy którym widnieje taka oto pamiątkowa tablica :


siena_herbert

Herbert często bywał w Sienie i zatrzymywał się wtedy właśnie w tym hotelu – Tre Donzelle; najwięcej miejsca poświęcił temu niesamowitemu miastu w zbiorze esejów ‘Barbarzyńca w ogrodzie’ i pierwsze zdanie tej pamiątkowej tablicy (odsłoniętej 3 lata temu) jest cytatem z ‘Barbarzyńcy’ właśnie :  ‘Wracam do Trzech Dziewuszek (Tre Donzelle). Jeśli nie bałbym się tego słowa, powiedziałbym, że byłem szczęśliwy.’

siena_herbert2

Albergo Tre Donzelle, via delle Donzelle 5

Uśmiecham się czytając te słowa i wyruszam na mój pierwszy spacer po Sienie :)

Najpierw idę oczywiście na Piazza del Campo (to tutaj odbywa się słynne Palio).


siena_plac

To niezwykle oryginalny, półkolisty plac w formie ‘muszli’, wznoszący się lekko ku Palazzo Pubblico i opadający po przeciwnej jego stronie – przy fontannie Fonte Gaia.
Imponujący Palazzo Pubblico (ratusz w stylu gotyckim) aktualnie gości pod swoim dachem Museo Civico ze zbiorami dotyczącymi historii Sieny.

siena_wieza

Jednak to po zachodzie słońca plac wydaje mi się jeszcze piękniejszy, gdyż kolor oświetlonych budynków wspaniale kontrastuje z granatowym niebem :


siena_wieza_noc

Z Placu udaję się do katedry – Duomo. Najpierw jestem zauroczona jej wspaniałą fasadą :


siena_duomo1

później oczywiście niesamowitym wnętrzem :


siena_duomo_wnetrze

Jest już dosyć późno, zwiedzających jest więc stosunkowo mało, dzięki czemu można do woli kontemplować każdy detal tej wspaniałej budowli. Jestem naprawdę pod wrażeniem…


siena_duomo2

Zachodzące słońce maluje na niebie czerwono-pomarańczowe barwy

siena_duomo3

i zalewa fasadę katedry falą złotego światła :


siena_duomo4


Przysiadam na jednej z ławeczek przed katedrą i napawam się tym niezwykłym widokiem…


Wracając do hotelu wstępuję do najstarszego ‘sklepiku spożywczego’ w Sienie, istniejącego od 1879 roku, w którym nic się chyba od tamtej pory nie zmieniło :)


siena_sklepik_double

Antica Drogheria Manganelli, via di Città 71-73

Na każdym kroku można się tutaj natknąć na coś wyjątkowego : piękne, oryginalne kołatki

siena_kolatka

czy dawne ‘uchwyty’ do wiązania koni


siena_koniowaz

Każde praktycznie podwórze czy dziedziniec skrywa coś ciekawego


siena_lampad


i z całą pewnocią nawet tydzień nie wystarczył by na zobaczenie wszystkiego (niestety i muzea muszę ‚zostawić’ sobie na następny raz, w ciągu tak krótkiego czasu nie uda się bowiem iść wszędzie tam, gdzie bym chciała…).

W jednym z niepozornych zaułków, zupełnie przez przypadek trafiam na taki oto ‘spektakl’ :


siena_contrade03

Oto przyszłe pokolenie przygotowuje się do Palio :) (Ci najwyraźniej z contrade (dzielnicy) Nobile Contrada dell’Aquila).
Oprócz mnie obserwuje ich również kilku przechodniów i po zakończeniu wszyscy nagradzają chłopców brawami (trzeba przyznać, iż mimo młodego wieku naprawdę świetnie poradzili sobie z żonglowaniem chorągwiami).

Niedaleko hotelu robię jeszcze zdjęcie sieneńskiej wilczycy karmiącej Romulusa i Remusa (wizerunków tej wilczycy znajdziecie w Sienie sporo, jest ona bowiem herbem miasta, wg legendy założonego przez synów Remusa właśnie).


siena_wilczyca


*  *  *

Wtorkowy
dzień zaczynam od śniadania w słynnej, sieneńskiej cukierni – Nannini. Wszystko, czego tam spróbowałam było naprawdę pyszne : nie tylko te regionalne specjały jak ricciarelli, panforte czy cavallucci, ale i typowe piekarniczo-cukierniane ‘śniadaniowe’ propozycje. Kawa również dobra i na szczęście w bardzo ‘normalnej’ cenie, o co w Sienie nie zawsze jest łatwo ;) Tylko obsługa pozostawia wg mnie wiele do życzenia, ale to już osobny temat ;)

Wsiadam w autobus i po godzinie docieram do San Gimignano.


san_gim_widok1

san_gim_widok2

I tutaj pierwsze co zauważam, to mury miasteczka porośnięte kaparami :


san_gim_mur_double2

Za to poraża mnie… ilość spacerujących uliczkami turystów ;) Dawno już chyba nie byłam w tak przeludnionym miejscu :)
San Gimignano to wyjątkowa osada, której korzenie sięgają czasów etruskich, nie bez kozery więc znajduje się ona na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.


san_gim1

Warto zatrzymać się chwilę na Piazza della Cisterna


san_gim2

nie tylko po to, by – również za wirtualną namową Małgosi z ‚Pieprzu‚ ;) -  zjeść dobre lody :)


san_gim_gelateria

(nota bene, równie dobre lody możecie zjeść kierując się na lewo od tej lodziarni, na samym rogu Piazza della Cisterna, w Gellaterii dell’Olmo; ceny wprawdzie nieco wyższe, ale i porcje odpowiednio większe, a smak naprawdę wyborny!)

Na placu della Cisterna urzekają mnie również piękne okna okolicznych fasad :


san_gim_okno1

san_gim_okno2

i jak zwykle – oryginalne kołatki :

san_gim_kolatka

Później kieruję się do Duomo, jednak ‘wysyp’ japońskich turystów skutecznie uniemożliwia mi zrobienie choć jednego zdjęcia placu i fasady bez nich w tle ;)  Zwiedzam Duomo ozdobione niesamowitymi freskami Domenico Ghirlandaio (zainteresowanych sztuką po raz kolejny odsyłam do wpisu Małgosi Matyjaszczyk – klik), a  później wspinam się nieco wyżej, do ruin zamku della Rocca, skąd rozciąga się piękny widok na okolicę i dachy San Gimignano (mieści się tu również muzeum wina – Museo del vino Vernaccia di San Gimignano).

san_gim_rocca


Wracam na Piazza della Cisterna i wypijam popołudniowe cappuccino, po raz ostatni chłonąc atmosferę tego urokliwego miasteczka.
W drodze powrotnej spotykam bardzo sympatyczną Kanadyjkę (mniej więcej w moim wieku), od 8 lat mieszkającą w Anglii. Rozmawiamy o Toskanii, o podróżach, o życiu ‘na obczyźnie’. Podróż mija wyjątkowo szybko i obydwie zgodnie stwierdzamy, że czasami warto jest zamienić samochód na środek komunikacji miejskiej ;)

Kolację (również poprzedniego dnia) zjadam w restauracji La Buca di Porsenna (niestety strona internetowa nie oddaje ani uroku, ani wyjątkowości tego miejsca ;)), tuż obok mojego hotelu (naprawdę ‘tuż’, ich wejścia dzielą maksymalnie dwa metry). Sala mieści się w podziemiach i wygląda jak wykłuta w skale grota (są też dwie lub trzy mniejsze sale, ta jest jednak najbardziej spektakularna). Z głośników sączy się muzyka klasyczna, a minimalizm i lekka ‘surowość’ wnętrza jeszcze bardziej pozwala skupić się na doznaniach kulinarnych :) Tak jak i restauracja o której wspominałam a propos Arezzo, i ta nie należy może do tych najtańszych, jeśli jednak nie zamawiamy posiłku złożonego z czterech dań, to rachunek nie będzie przerażający (tym bardziej, iż klienci hotelu w którym się zatrzymałam mają tu 15% rabat ;)). Polecam Wam wszelakie ich ravioli i tortelli, tym bardziej, że mówi to ‘nie-makaronowa’ osoba :)

Następnego dnia opuszczę Sienę aż do piątku, czeka na mnie ‘clou’ mojej toskańskiej wędrówki, stolica pecorino – Pienza :)


pienza_montic

cdn.
(o ile nie macie dosyć… ;) )

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Toskańskie wspomnienia, cz.2

Jak pisałam w poprzednim ‚odcinku’ ;) drugi dzień mojej toskańskiej wyprawy był niezwykle intensywny, pełen cudnych widoków, kolorów i miejsc, a wszystko to dzięki przesympatycznej Marghe i jej mężowi, którzy postanowili być tego dnia moimi przewodnikami :)
(raz jeszcze serdecznie Wam dziękuję! Grazie mille :) )
Choć pogoda troszkę się na nas obraziła (sporo chmur na horyzoncie…), to i tak mamy szczęście, gdyż w ciągu dnia omija nas deszcz a nawet burze, które ponoć dosyć skutecznie szalały tego dnia nad Toskanią (gdy my zjeżdżaliśmy na południe, deszcz i burze przemieszczały się w odwrotnym do nas kierunku ;)).
Kierujemy się najpierw na Arezzo. Pierwszym etapem naszej niedzielnej wędrówki jest śniadanie – zatrzymujemy się w niezwykle smakowitym miejscu, którego nazwę może i Wy znacie, kryją się bowiem pod nią znane i cenione czekoladki Vestri, które można kupić również np. tutaj – klik. W takich momentach zawsze przeżywam katusze ;) jak bowiem wybrać jedną rzecz spośród tak licznych smakowitości?!


sniadanie_vestri2

Wybór ostatecznie pada (dzięki Marghe :) ) na pyyyszną sfoglaitę z ricottą i konfiturą z owoców leśnych; choć na początku mam lekkie obawy, czy nie będzie to trochę za ciężkie / za słodkie dla kogoś, kto rano niewiele jada, już przy pierwszym kęsie okazuje się, że wszystkie moje obawy były bezpodstawne :) I jedyne, co nadal jest dla mnie nieco ‘dziwne’, to kawa wypijana na stojąco, przy barze, ale przecież co kraj to obyczaj ;)


sniadanie_vestri

Teraz kierujemy się na Lucignano i Asciano i tuż za tym pierwszym miasteczkiem można podziwiać ten oto domek, widoczny na wielu kartkach pocztowych i zdjęciach z toskańskich kalendarzy :


domek_kukurydza

domek_kukurydza2

Później zaś (za Asciano) naszym oczom jawią się słynne ‘crete senesi’ i takie oto widoki :


crete_senesi02


poderino

paysage11

Cyprysy, samotne domki na wzgórzach i te niesamowite, wrześniowe barwy; to tutaj i o tej porze roku właśnie nazwa koloru ‘siena palona’ nabiera prawdziwego wymiaru…


crete_senesi3


a na zaoranych już polach widać bryły lepkiej (w tym regionie bogatej w glinę) ziemi :


crete_senesi_gleba2

Po wielu ‘zdjęciowych’ przerwach ;) docieramy do opactwa Monte Oliveto Maggiore (to klasztor Benedyktynów z XIV wieku, zainteresowanym polecam również lekturę wpisu Małgosi – klik).


monte_oliveto2

Zwiedzamy kościół, podziwiając przepiękne freski, drewniane stalle i markieterie :


monte_oliveto_stalle

oraz samo opactwo, którego wnętrza ozdobione są 36 freskami z życia św. Benedykta :


monte_oliveto1

Zwiedzać można też bibliotekę (uwaga – przerwa ‘obiadowa’ w południe ;) ), gdzie mnisi również aktualnie zajmują się restaurowaniem ksiąg i manuskryptów.
Zajmują się oni również czymś innym, a mianowicie produkcją oliwy, wina i grappy!  Zwiedzamy więc piwnice opactwa, gdzie zobaczyć można np. taką zabytkową prasę do tłoczenia winogron :


monte_oliv_prasa
beczułki na vin santo :


monte_oliv_beczulki_vin_santo

czy takie gliniane naczynia (jedno z nich z 1828 roku) do przechowywania oliwy :


monte_oliveto_piwnice

Niestety na degustację win jest dla mnie nieco za wcześnie, ale co się odwlecze… ;)

Opuszczamy Monte Oliveto i kierujemy się w stronę San Quirico d’Orcia.
Spacerujemy uliczkami tego niewielkiego miasteczka, które na szczęście w porze obiadowej nie jest zbytnio oblężone.


san_quirico

I tutaj na murach uliczek i rosną kapary, choć te już są przekwitnięte :

san_quirico_kapary

Zatrzymuję się przed jednym ze sklepików i nie mogę (chyba mnie rozumiecie? ;) ) nie zrobić zdjęcia tym oto dyniowym okazom :


san_quirico_dynie

Jako iż poobiednia siesta to rzecz święta, nawet koty oddają się błogiemu lenistwu (tutaj np. w donicy przed sklepową wystawą ;)).


kot2

Żołądki powoli zaczynają domagać się strawy, zatrzymujemy się więc w bardzo sympatycznie wyglądającym miejscu, by przekąsić małe co nieco – wybór pada na bruschetty :


san_quirico_brushette1

Posileni (i lekko zamartwieni coraz większą ilością nadciągających chmur…) raz jeszcze przemierzamy miasteczko, mijając między innymi kolegiatę :


san_quirico2

i jej niezwykle oryginalne kolumny ozdobione takimi oto ‘węzłami’ :


san_quirico_kolegiata

Jako iż pogoda wydaje się pogarszać z godziny na godzinę , decydujemy się na zmianę planów i zamiast (jak pierwotnie mieliśmy zamiar) do San Gimignano – jedziemy do Montepulciano, tym bardziej, iż znajdujemy się naprawdę blisko. Mijając Pienzę (do której wrócę za kilka dni… :)) zaopatrujemy się w kilka gatunków pecorino bezpośrenio u producenta (wszystkie są pyszne, od tych ‘najmłodszych’ do tych najbardziej dojrzałych, po degustacji najchętniej kupiłabym wszystkie!)


montepulciano

Docieramy do Montepulciano (niebo niestety coraz bardziej zachmurzone, lekko zamglone, zdjęcia więc do najbardziej udanych nie należą…). Miasteczko jest dość znacznie ‘oblężone’, tego dnia odbywało się bowiem tegoroczne  ‘Il Bravio delle Botti’ (odpowiednik sieneńskiego ‘Il Palio’, możecie zobaczyć fragmenty tutaj – klik , strona oficjalna zaś - tutaj), teraz jednak orszak opuścił już uliczki miasteczka, ilość turystów nie jest więc porażająca ;)


montepulciano2

W jednej z kafejek odkrywam zdjęcia z planu filmowego drugiej części filmu ‘Zmierzch’ – ‘Księżyc w nowiu’ (Twilight  – New Moon), który częściowo był kręcony właśnie w Montepulciano (a jako iż jestem chyba jedną z nielicznych osób, które do tej pory nie interesowały się tą sagą, to nie miałam o tym pojęcia ;)). Właściciele z dumą prezentują zdjęcia z planu, jak i podpisy ‘ulubione miejsce ekipy’ :) A ja rozważam pomysł zobaczenia filmu, tylko ze względu na Montepulciano ;)

Spacerujemy po uliczkach – o np. tak uroczo brzmiących nazwach jak poniższa ‘uliczka miłości’ :


montepulc_amore

i całkiem przypadkowo (wchodząc w krużganek Europejskiej Akademii Muzycznej) trafiamy do… piwnic Vino Nobile di Montepulciano :)


montepulc_piwnice1

Dziesiątki beczek leżakują wśród mrocznych pomieszczeń, w powietrzu unosi się zapach fermentującego wina, a ja nie posiadam  się z radości, że nareszcie tu jestem; wszak Vino Nobile di Montepulciano to jedno z moich ulubionych win!


montepulc_piwnice_etykieta

Oczywiście nie mogę się powstrzymać i kupuję butelkę Riserva 2004 – mam nadzieję, że rocznik ten jest równie dobry co rok 2004 dla mojego faworyta – Brunello di Montalcino.

Kilka minut później trafiamy do piwnic Talosa, te jednak są o wiele mniej spektakularne, za bardzo ‘higieniczne’ i nowoczesne ;)
(wino jednak – trzeba przyznać – mają całkiem dobre, znajomi więc zaopatrują się w ichniejsze różowe)


vins_talosa1

W Montepulciano (jak i w większości chyba toskańskich miasteczek) roi się rzecz jasna od sklepików z winami i innymi regionalnymi specjałami :


montep_wina

a do wina oczywiście potrzeba kawałka dobrego sera! :)

montepulc_pecorino

montepulc_pecorino2

Obiecałam sobie, że nic już nie będę kupować, jednak ichniejszy pecorino dojrzewający 6 miesięcy w popiele (to ten poniżej, na pierwszym planie, po lewej) jest naprawdę wyborny! Kupuję więc kawałek i dorzucam do dzisiejszej kolekcji ;)


montepulc_sklepik

Powoli opuszczamy miasteczko, a ja staram się jak najwięcej zapamiętać z tej niezwykłej atmosfery. Wrócę tu jeszcze ‘na spokojnie’, na dłużej i – mam nadzieję – przy nieco bardziej przyjaznej zdjęciom pogodzie ;) Każdy zaułek bowiem, każda uliczka, każdy mur, to osobny, niezapomniany obraz.


montepulciano_mur

Powoli zapada zmrok (bardzo mnie zdziwiło, że słońce tak wcześnie tutaj zachodzi…), pora więc pojechać na kolację. Zatrzymujemy się w całkiem nieturystycznym miejscu, gdzie jedzą ‘lokalni’ ;) co często gwarantuje dobrą jakość i bardzo przystępne ceny. Pyszna, sporych rozmiarów pizza (i to nie ta podstawowa, ale taka bardziej ‘wymyślna’) kosztuje mniej, niż zestaw bruschette w San Quirico! Ich antipasti również są pyszne, już wiem, że będzie mi teraz tego brakować…


pizza_rest

Zasypiam z głową pełną wrażeń i planów na kolejny dzień. A to przecież dopiero początek mojej toskańskiej włóczęgi ;)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Toskańskie wspomnienia, cz.1

consuma

Moja tegoroczna toskańska przygoda zaczęła się w Casentino.
Jadąc z Florencji  pokonujemy najpierw przełęcz Consuma (1050 m n.p.m.), a później zjeżdżamy już w stronę doliny i miasteczek takich jak Stia, Porciano, Poppi, Romena… Wokół nas wzgórza, winnice i lasy, a na ‘dokładkę’ – ruiny klasztorów i zamków. Spokój i widoki z całą pewnością sprzyjają kontemplacji, to tutaj bowiem, w La Verna, przebywał św. Franciszek, a w Camaldoli św. Romuald założył erem.

Region Casentino to również (a może przede wszystkim) Park Narodowy, który warto odwiedzić (to właśnie na terenie dzisiejszego parku mieści się wspomniany wcześniej erem). Położony czściowo na terenie Toskanii i Emilii Romanii, w prawie 100% pokryty jest lasami; o faunie i florze Parku możecie przeczytać więcej tutaj – klik, ja zaś dodam jeszcze, że rosną tam również  spore ilości kasztanów (tych jadalnych) :


kasztanowiec1

Niestety (jak powiedzieli mi moi włoscy znajomi) w tym roku warunki pogodowe nie były dla przyrody zbyt przyjazne (zdecydowanie za mało deszczu) i zbiory kasztanów nie będą raczej tak obfite jak zwykle


kasztanowiec2

A skoro już o toskańskiej florze mowa, to nie mogę nie pokazać Wam rosnących praktycznie wszędzie… :


kapary1

Tak tak! Kaparów! Na najzwyklejszych przydomowych murkach! I choć za kaparami może nie przepadam zbytnio (z pewnością nie tak, jak za pecorino na ten przykład ;)), to przyznam, iż było to niezwykle ciekawe dla mnie ‘odkrycie’ :)

kapary02


Jak wspomniałam na początku, Casentino to również piękne kościoły, klasztory i zamki, a jednym z najbardziej znanych jest z całą pewnością zamek w Poppi :


castello_poppi

(polecam Wam również świetny wpis na blogu Małgosi Matyjaszczyk na temat tegoż miasteczka i zamku)

Przed wejściem do niego podziwiać możemy popiersie Dantego, który to ponoć tutaj napisał część Boskiej Komedii.

dante

Drugi z zamków, do którego docieramy praktycznie przed zachodem słońca, to Romena; wiedzie do niego cyprysowa droga, a kolor świeżo zaoranej ziemi oraz liści strojących się w pierwsze, jesienne barwy idealnie pasuje do ruin zamku.

castello_romena

Zamki w Romenie, Poppi i Porciano należały do rodziny hrabiów Guidi; wybudowane na trzech strategicznie położonych wzgórzach pozwalały na kontrolę doliny i na ewentualne szybkie zawiadomienie mieszkańców dwóch pozostałych zamków o zbliżającym się niebezpieczeństwie (oczami wyobraźni widzę znaki dymne na horyzoncie ;)). Od XVIII wieku zamek w Porciano jest w prywatnych rękach, a jako ciekawostkę dodam, iż u aktualnej właścicielki można również wynająć np. takie oto wakacyjne lokum – klik w okolicy zamku.

Wcześniej, tuż przed dotarciem na zamek, zwiedzamy w Romenie kościół San Pietro z XII wieku, podobno jeden z piękniejszych w regione (uwagę zwraca przede wszystkim wyjątkowa absyda).

romena_kosciol

Przy wyjściu z kościoła zupełnie przypadkowo wdajemy się w rozmowę z panem, który okazuje się być bratem księdza i który żonaty jest z Polką (brat, nie ksiądz rzecz jasna ;)). Opowiada nam o swoich wakacjach w Polsce i o tym, że spodobało mu się przywiązanie Polaków do tradycji, również jeśli chodzi o tradycje związane z religią, wiarą, Kościołem. Patrzę na otaczające nas widoki, na ten piękny kościół, na naszego rozmówcę i uśmiecham się stwierdzając, że świat jest jednak taki mały ;)


oliwki

W ‚przykościelnym’ ogrodzie rosną drzewa oliwne oraz krzewy wawrzynu, a z ustawionych nieopodal ławeczek znów roztacza się ten wspaniały, sielski widok. Nie chcę jednak przeszkadzać siedzącym tam (domyślam się, że można czasami mieć dosyć ‚szalejących’ z aparatami turystów… ;)), więc tym razem aparat pozostaje na dłużej w torbie ;) Chłonę atmosferę tego miejsca jak i samego kościoła, gdyż ma w sobie coś szczególnego; te surowe, średniowieczne mury, bez zbędnych zdobień, złoceń i przepychu, mają w sobie niesamowitą magię. Z pewnością jeszcze tu kiedyś wrócę.

*   *   *

Kolejny dzień (niedziela) był niezwykle intensywny, pełen cudnych widoków, kolorów i miejsc, między innymi takich :

paysage1


Ale o tym będzie już w następnym odcinku ;)

Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email