Poniedziałek to początek kolejnego etapu mojej toskańskiej wędrówki – sam na sam z Toskanią, aparatem i mapą ;)
W drodze do Sieny zatrzymuję się na kilka godzin w Arezzo. Niestety pogoda nie do końca dopisuje, aparat więc na dłużej pozostaje w torbie, a ja przemierzam urokliwe uliczki i staram się zapamiętać jak najwięcej obrazów i detali.
Docieram do wyjątkowego kościoła Santa Maria della Pieve (to mroczne, ‘surowe’ wnętrze, jest z całą pewnością jednym z piękniejszych miejsc tutaj), później do Duomo (na szczęście udaje mi się je zwiedzić jeszcze przezd przerwą obiadową), ozdobionego pięknymi freskami i witrażami. Gdy wracając z Duomo dochodzę do głównego placu – Piazza Grande, deszcz zaczyna coraz mocniej siąpić i po chwili przeradza się w dosyć mocną burzę. Nie zastanawiając się więc zbytnio siadam przy pierwszym wolnym stoliku, obok którego akurat przechodzę.
‚
‚
Pod zadaszeniem Loggii Vasari znajduje się kilka kafejek /restauracji, z których ma się piękny widok na Piazza Grande :
(po lewej – wieża Palazzo Lappoli, po prawej – absyda kościoła Santa Maria delle Pieve )
‚
Przy wejściu do restauracji, tuż obok stolików, starsza pani przygotowuje świeży makaron; wiem wiem, to taki ‘chwyt’ turystyczny ;) z chęcią jednak patrzę na jej sprawne, szybkie ruchy :
‚
(restauracja Logge Vasari – Piazza Grande 9, Arezzo)
‚
Zamawiam faszerowane kwiaty cukinii oraz ‘rolady’ z plastrów pieczonego bakłażana z farszem z wędzonego sera, które wprost rozpływają się w ustach! Pappa dal pomodoro również jest pyszna, choć ozdobienie jej kiełkami lucerny nieco mi w tym typowym, toskańskim daniu jednak przeszkadza ;) Tylko farsz cukiniowych kwiatów jest dla mnie nieco mdły i nie do końca przypada mi do gustu.
Restauracja (która nie należy może do tych najtańszych) oferuje typowe dania kuchni toskańskiej, lecz w nieco zmodernizowanym stylu. Moje plastry bakłażana udekorowane są ‘chipsami’ z pieczonej skórki bakłażana (pyszne!), a talerz oprószony jest roztartą na pył pieczoną skórką. Niestety szalejący wiatr i burza bardzo szybko ‘zmiatają’ mi je z talerza ;)
Korzystam z chwilowego przejaśnienia i robię szybkie zdjęcie Palazzo della Fraternità dei Laici, na który mam widok tuż z prawej strony stolika.
a tutaj widok na Palazzo della Fraternità już z placu (po lewej mamy Palazzo del Tribunale), na środku zaś widoczny jest pręgierz (colonna dell’infame).
”
Raz jeszcze przechodzę koło kościoła Santa Maria della Pieve i mijam kilka sklepików z typowymi dla regionu produktami (ten pokazywałam Wam w pierwszym wpisie) :
Powoli schodzę w stronę dworca, autobus do Sieny mam bowiem za niecałą godzinę. Nie uda mi się tym razem niestety zwiedzić domu / museum Giorgio Vasari, jak zwykle pocieszam się jednak, że przecież coś muszę sobie ‘zostawić’ na następny raz ;)
‚
* * *
‚
Podróż komunikacją miejską / regionalną we Włoszech z całą pewnością należy do ciekawych doświadczeń ;) Z przerażeniem stwierdzam, iż kierowca nie zajmuje się tylko prowadzeniem pojazdu, ale również (a może przede wszystkim ;)) rozmową przez komórkę! Przez cały czas trwania podróży (ok. półtorej godziny) umilał on sobie czas pogawędką ze znajomymi :D A jednym z częściej przewijających się tematów była… kuchnia! I opis weekendowego menu w restauracji ;)
Okazuje się też, że linie ciągłe na jezdni Włosi często postrzegają chyba jako coś w stylu ‘dekoracji’, samochody bowiem wyprzedzają nas (lub siebie nawzajem) zupełnie nie bacząc na zakazy, linie ciągłe czy zakręty. Na szczęście toskańskie krajobrazy skutecznie odciągają moją uwagę od jezdni ;)
Do Sieny jadę bez uprzedniej rezerwacji (wiem, to nie było zbyt rozważne i szczerze Wam ten pomysł odradzam ;)); na szczęście po ok. godzinie udaje mi się znaleźć wolny pokój i przerażająca wizja nocy spędzonej pod chmurką oddala się bezpowrotnie :)
(ostatni wolny w Sienie pokój jest 4-osobowy, na szczęście właścicielka hotelu odstępuje mi go za dosyć ‚przyjazną’ cenę ;))
Hotel z pewnością nie należy do luksusowych, wyjątkowo urokliwych czy romantycznych, wygrywa jednak w porównaniu z zupełnym brakiem noclegu ;) Jego największym atutem jest jego położenie – praktycznie tuż koło Piazza del Campo (Piccolo Hotel Eturia). Tuż obok znajduje się drugi, równie skromny hotel, przy którym widnieje taka oto pamiątkowa tablica :
Herbert często bywał w Sienie i zatrzymywał się wtedy właśnie w tym hotelu – Tre Donzelle; najwięcej miejsca poświęcił temu niesamowitemu miastu w zbiorze esejów ‘Barbarzyńca w ogrodzie’ i pierwsze zdanie tej pamiątkowej tablicy (odsłoniętej 3 lata temu) jest cytatem z ‘Barbarzyńcy’ właśnie : ‘Wracam do Trzech Dziewuszek (Tre Donzelle). Jeśli nie bałbym się tego słowa, powiedziałbym, że byłem szczęśliwy.’
‚
Albergo Tre Donzelle, via delle Donzelle 5
‚
Uśmiecham się czytając te słowa i wyruszam na mój pierwszy spacer po Sienie :)
Najpierw idę oczywiście na Piazza del Campo (to tutaj odbywa się słynne Palio).
‚
‚
To niezwykle oryginalny, półkolisty plac w formie ‘muszli’, wznoszący się lekko ku Palazzo Pubblico i opadający po przeciwnej jego stronie – przy fontannie Fonte Gaia.
Imponujący Palazzo Pubblico (ratusz w stylu gotyckim) aktualnie gości pod swoim dachem Museo Civico ze zbiorami dotyczącymi historii Sieny.
‚
‚
Jednak to po zachodzie słońca plac wydaje mi się jeszcze piękniejszy, gdyż kolor oświetlonych budynków wspaniale kontrastuje z granatowym niebem :
‚
‚
Z Placu udaję się do katedry – Duomo. Najpierw jestem zauroczona jej wspaniałą fasadą :
‚
‚
później oczywiście niesamowitym wnętrzem :
‚
‚
Jest już dosyć późno, zwiedzających jest więc stosunkowo mało, dzięki czemu można do woli kontemplować każdy detal tej wspaniałej budowli. Jestem naprawdę pod wrażeniem…
‚
‚
Zachodzące słońce maluje na niebie czerwono-pomarańczowe barwy
‚
‚
i zalewa fasadę katedry falą złotego światła :
‚
Przysiadam na jednej z ławeczek przed katedrą i napawam się tym niezwykłym widokiem…
‚
Wracając do hotelu wstępuję do najstarszego ‘sklepiku spożywczego’ w Sienie, istniejącego od 1879 roku, w którym nic się chyba od tamtej pory nie zmieniło :)
Antica Drogheria Manganelli, via di Città 71-73
‚
Na każdym kroku można się tutaj natknąć na coś wyjątkowego : piękne, oryginalne kołatki
‚
‚
czy dawne ‘uchwyty’ do wiązania koni
‚
‚
Każde praktycznie podwórze czy dziedziniec skrywa coś ciekawego
‚
i z całą pewnocią nawet tydzień nie wystarczył by na zobaczenie wszystkiego (niestety i muzea muszę ‚zostawić’ sobie na następny raz, w ciągu tak krótkiego czasu nie uda się bowiem iść wszędzie tam, gdzie bym chciała…).
W jednym z niepozornych zaułków, zupełnie przez przypadek trafiam na taki oto ‘spektakl’ :
‚
‚
Oto przyszłe pokolenie przygotowuje się do Palio :) (Ci najwyraźniej z contrade (dzielnicy) Nobile Contrada dell’Aquila).
Oprócz mnie obserwuje ich również kilku przechodniów i po zakończeniu wszyscy nagradzają chłopców brawami (trzeba przyznać, iż mimo młodego wieku naprawdę świetnie poradzili sobie z żonglowaniem chorągwiami).
Niedaleko hotelu robię jeszcze zdjęcie sieneńskiej wilczycy karmiącej Romulusa i Remusa (wizerunków tej wilczycy znajdziecie w Sienie sporo, jest ona bowiem herbem miasta, wg legendy założonego przez synów Remusa właśnie).
‚
* * *
‚
Wtorkowy dzień zaczynam od śniadania w słynnej, sieneńskiej cukierni – Nannini. Wszystko, czego tam spróbowałam było naprawdę pyszne : nie tylko te regionalne specjały jak ricciarelli, panforte czy cavallucci, ale i typowe piekarniczo-cukierniane ‘śniadaniowe’ propozycje. Kawa również dobra i na szczęście w bardzo ‘normalnej’ cenie, o co w Sienie nie zawsze jest łatwo ;) Tylko obsługa pozostawia wg mnie wiele do życzenia, ale to już osobny temat ;)
Wsiadam w autobus i po godzinie docieram do San Gimignano.
‚
I tutaj pierwsze co zauważam, to mury miasteczka porośnięte kaparami :
‚
‚
Za to poraża mnie… ilość spacerujących uliczkami turystów ;) Dawno już chyba nie byłam w tak przeludnionym miejscu :)
San Gimignano to wyjątkowa osada, której korzenie sięgają czasów etruskich, nie bez kozery więc znajduje się ona na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.
‚
‚
Warto zatrzymać się chwilę na Piazza della Cisterna
‚
‚
nie tylko po to, by – również za wirtualną namową Małgosi z ‚Pieprzu‚ ;) - zjeść dobre lody :)
(nota bene, równie dobre lody możecie zjeść kierując się na lewo od tej lodziarni, na samym rogu Piazza della Cisterna, w Gellaterii dell’Olmo; ceny wprawdzie nieco wyższe, ale i porcje odpowiednio większe, a smak naprawdę wyborny!)
‚
Na placu della Cisterna urzekają mnie również piękne okna okolicznych fasad :
‚
i jak zwykle – oryginalne kołatki :
‚
‚
Później kieruję się do Duomo, jednak ‘wysyp’ japońskich turystów skutecznie uniemożliwia mi zrobienie choć jednego zdjęcia placu i fasady bez nich w tle ;) Zwiedzam Duomo ozdobione niesamowitymi freskami Domenico Ghirlandaio (zainteresowanych sztuką po raz kolejny odsyłam do wpisu Małgosi Matyjaszczyk – klik), a później wspinam się nieco wyżej, do ruin zamku della Rocca, skąd rozciąga się piękny widok na okolicę i dachy San Gimignano (mieści się tu również muzeum wina – Museo del vino Vernaccia di San Gimignano).
‚
‚
Wracam na Piazza della Cisterna i wypijam popołudniowe cappuccino, po raz ostatni chłonąc atmosferę tego urokliwego miasteczka.
W drodze powrotnej spotykam bardzo sympatyczną Kanadyjkę (mniej więcej w moim wieku), od 8 lat mieszkającą w Anglii. Rozmawiamy o Toskanii, o podróżach, o życiu ‘na obczyźnie’. Podróż mija wyjątkowo szybko i obydwie zgodnie stwierdzamy, że czasami warto jest zamienić samochód na środek komunikacji miejskiej ;)
Kolację (również poprzedniego dnia) zjadam w restauracji La Buca di Porsenna (niestety strona internetowa nie oddaje ani uroku, ani wyjątkowości tego miejsca ;)), tuż obok mojego hotelu (naprawdę ‘tuż’, ich wejścia dzielą maksymalnie dwa metry). Sala mieści się w podziemiach i wygląda jak wykłuta w skale grota (są też dwie lub trzy mniejsze sale, ta jest jednak najbardziej spektakularna). Z głośników sączy się muzyka klasyczna, a minimalizm i lekka ‘surowość’ wnętrza jeszcze bardziej pozwala skupić się na doznaniach kulinarnych :) Tak jak i restauracja o której wspominałam a propos Arezzo, i ta nie należy może do tych najtańszych, jeśli jednak nie zamawiamy posiłku złożonego z czterech dań, to rachunek nie będzie przerażający (tym bardziej, iż klienci hotelu w którym się zatrzymałam mają tu 15% rabat ;)). Polecam Wam wszelakie ich ravioli i tortelli, tym bardziej, że mówi to ‘nie-makaronowa’ osoba :)
Następnego dnia opuszczę Sienę aż do piątku, czeka na mnie ‘clou’ mojej toskańskiej wędrówki, stolica pecorino – Pienza :)