Dziś obiecana bezjajeczna i beznabiałowa wersja poprzedniego, rabarbarowo-truskawkowego deseru. To nie jest rzecz jasna to samo, co wypiek z jajkami, śmietaną i masłem, mnie jednak ta wersja bardzo przypadła do gustu. Co więcej – testującym ją, ‘jajecznym’ gościom również. A to chyba dobry znak ;)
Dzisiejsza wersja dla odmiany nie jest migdałowa, a kokosowa. Do jej przygotowania użyłam śmietanki kokosowej (coconut cream), jako że jest gęściejsza od mleczka. Dodałam też otartą skórkę z pomarańczy i… trochę rumu ;) Cukru radzę dodać do smaku, coraz częściej bowiem stwierdzam, że to co dla mnie jest za słodkie, dla innych jest całkiem w sam raz. Oczywiście możemy też cukier zastąpić syropem z agawy, warto jednak wtedy dodać nieco więcej wiórków kokosowych, by masa nie była zbyt rzadka.
Tego typu deser możemy też przygotować ze śmietanką sojową lub owsianą (tę sojową zrobiłam w wersji migdałowej, z amaretto i płatkami migdałowymi, a kokosową – z rumem i płatkami kokosowymi właśnie).
Tuż po wyjęciu z piekarnika, konsystencja deseru jest lekko ‚płynna’, masa tężeje jednak podczas stygnięcia. Na drugi dzień, po schłodzeniu w lodówce, również świetnie smakuje.
*
Kokosowa ‘zapiekanka’ z rabarbarem i truskawkami, bez jajek i mleka
na 6 indywidualnych foremek o średnicy 11 cm
ok. 230 – 250 g rabarbaru
ok. 230 – 250 g truskawek
250 ml śmietanki kokosowej*
100-120 g cukru pudru (u mnie : zmielony cukier trzcinowy)
80 g wiórków kokosowych
2 łyżki maizeny
2-3 łyżki rumu
otarta skórka z 1 pomarańczy
+ płatki kokosowe do posypania
* jeśli nie lubicie kokosowych ‘drobinek’ w wypiekach, wiórki można drobno zmielić przed dodaniem ich do masy
Piekarnik rozgrzać do 180°C.
Owoce umyć, osuszyć, pokroić i rozłożyć do natłuszczonych foremek.
Wymieszać śmietankę z cukrem, dodać rum, otartą skórkę z pomarańczy, wiórki kokosowe, maizenę i dobrze wszystko wymieszać. Masą zalać owoce, posypać płatkami kokosowymi i piec ok. 25 minut.
Nie jest łatwo nagle nauczyć się żyć bez jajek. A raczej piec ;) Powoli uczę się zastępować jajka różnymi ‘zamiennikami’, problem jednak w tym, że ciasta siłą rzeczy mają inny smak niż te, które piekłam do tej pory. Jajko można bowiem zamienić np. puree z jabłek lub rozgniecionym bananem, ale nie do każdego ciasta ten smak przecież pasuje, to raz. A dwa – struktura ciasta mimo wszystko jest nieco inna. Stwierdziłam więc ostatnio, że zamiast ciasta ‘proszkowego’ spróbuję upiec jednak coś innego, a mianowicie coś drożdżowego. Wszak często piekłam lekko słodkie, drożdżowe bułeczki bez jajek.
W kwietniowym numerze jednego z tutejszych czasopism kulinarnych zauroczył mnie przepis na drożdżowe bułeczki z dodatkiem rabarbaru. Niestety ciasto aktualnie zupełnie nie dla mnie : jajko, masło, mleko i na koniec – zapiekanie w śmietance :/ Dlatego z przepisu zaczerpnęłam tylko pomysł dodania rabarbaru, a resztę mocno zmodyfikowałam; oparłam się na takim dosyć podstawowym przepisie, jakiego używam do wypieku szybkiego, drożdżowego ‘co nieco’ ;) a mianowicie 300–320 g mąki – 100 ml mleka – 50 g masła – 1 jajko – cukier do smaku i ‘dodatki’ na jakie akurat mamy ochotę ;) Jajko postanowiłam zastąpić większą ilością płynów, jak radzi się w większości przepisów na ciasta drożdżowe na forach dla uczuleniowców (a tak przy okazji – prawdziwą skarbnicą wiedzy na ten temat jest oczywiście również blog Pinkcake, który z pewnością już znacie ;) ), mleko krowie zastąpiłam pół na pół kozim i ryżowym, a masło – oliwą z oliwek. Dodatkowo, do posmarowania bułeczek (i przed pieczeniem, i już po) użyłam syropu z agawy, co nie tylko pozwoliło ciastu ładnie się zrumienić, ale dodało też bardzo przyjemnego smaku. Okazało się, że wszystkie te zmiany zupełnie ciastu nie zaszkodziły; wręcz przeciwnie – nawet na drugi dzień bułeczki nadal były przyjemnie wilgotne, co przy tradycyjnych drożdżowych wypiekach z dodatkiem masła jest raczej rzadkością.
*
Bułeczki drożdżowe z rabarbarem
naczynie do zapiekania 20 x 28 cm lub 4 indywidualne foremki
320 g mąki
100 ml letniego mleka*
1 jajko*
15 g swieżych drożdży (lub ok. 1,5 łyżeczki suszonych)
szczypta soli
ok. 80-100 g cukru
50 g miękkiego masła*
ziarna z 1 laski wanilii (lub cukier waniliowy)
otarta skórka z 1/2 pomaranczy i 1/2 cytrnyny
dodatkowo :
100 g rabarbaru
żółtko i 1 łyżka śmietanki do posmarowania
* wersja bez jajek i mleka krowiego :
- masło zastąpiłam oliwą z oliwek
- jajko zastąpiłam większą ilością płynów (ok. 60 ml oliwy + ok. 135 ml mleka)
- mleko krowie zastąpiłam pół na pół kozim i ryżowym
- dla koloru dodałam również szyczyptę kurkumy
- zamiast żółtka i śmietanki do posmarowania bułeczek użyłam syropu z agawy (posmarowałam je przed pieczeniem oraz tuż po wyjęciu z piekarnika)
Drożdże rozpuścić w letnim mleku (dotyczy to drożdży świeżych; suchych nie musimy uprzednio rozpuszczać). Mąkę wymieszać z solą, w środek wlać rozpuszczone drożdże, dodać masło i lekko roztkłócone jajko i zacząć wyrabiać ciasto. Po chwili dodać ziarna wanilii i otarte skórki i dalej wyrabiać (ciasto ma być dosyć ‘miękkie’, w razie potrzeby dodać jeszcze odrobinę mleka). Gdy ciasto jest już elastyczne i błyszczące, umieścić je w naoliwionej misce, przykryć i odstawić do wyrośnięcia na około 2 godziny (ma podwoić objętość).
wersja maszynowa z użyciem suchych drożdży :
Masło roztopić i lekko przestudzić. Jajko rozbełtać. Na dno foremki wlać wszystkie mokre składniki (mleko, masło / oliwa, jajko), dodać otarte skórki oraz ziarna wanilii. Wsypać mąkę wymieszaną z solą, następnie cukier i drożdże. Nastawić program ‘ciasto’ / ‘dough’.
Rabarbar pokroić na małe kawałki.
Do wyrośniętego ciasta dodać pokrojony rabarbar (ja wymieszałam go uprzednio z odrobiną mąki), wyrobić i odstawić do ponownego wyrośnięcia (ok. 45 min.). Następnie podzielić ciasto na kulki wielkości śliwki i ułożyć je (niezbyt ściśle) w natłuszczonym naczyniu do zapiekania; pozostawić do wyrośnięcia na ok. 30 minut.
Piekarnik rozgrzać do 180°C.
Wierzch bułeczek posmarować żółtkiem wymieszanym ze śmietanką i piec je ok. 25-30 minut. *
*
Bułeczki możemy pałaszować same lub z dodatkiem rabarbarowego musu (ja rozgotowałam 200 g rabarbaru + ok. 50 g cukru). Idealne na weekendowe śniadanie lub podwieczorek, również np. na Dzień Matki (tutaj wypada on zawsze w drugą niedzielę maja, bułeczki zostały więc upieczone w zeszły weekend i bardzo szybko zniknęły ;) ). Ale i bez okazji rzecz jasna świetnie smakują :)
*
* * * * *
I na koniec z całkiem innej ‘beczki’ : dowiedziałam się ostatnio (Wegetarianko, dziękuję za info! ), że na stronie Schudnijmy.pl sporo jest kradzionych zdjęć i przepisów z naszych blogów (w tym również mój…); jeśli znajdziecie tam swoje zdjęcia (i jeśli Wam to rzecz jasna przeszkadza) interweniujcie pisząc na adres : info@walmark.pl
Nadal niestety nie jestem w stanie pojąć tego typu postępowania (przecież zobienie własnego zdjęcia potrawie nie jest aż tak pracochłonne, dodanie linka do oryginału również), ale cóż… uczciwość nie jest niestety mocną stroną niektórych osób.
Pozdrawiam Was serdecznie życząc i sobie, i Wam, by tego typu incydenty przytrafiały się coraz rzadziej.
Dziś słów kilka o Läckerli, a konkretnie o ‘Basler Läckerli’ czyli o ‘pierniczkach’ z Bazylei.
Jest to jeden z tradycyjnych szwajcarskich wypieków, na bazie miodu, migdałów i kandyzowanych skórek owocowych. To swoista odmiana piernika, znana już w XIV wieku, a pierwsza oficjalna wzmianka o ‘Basler Läckerli’ pochodzi z 1720 roku. Läckerli są chyba równie znane i popularne co szwajcarska czekolada i sery i są bardzo chętnie kupowane przez turystów, ale nie tylko przez nich rzecz jasna! To coś jak polskie pierniczki toruńskie, tak bardzo znane nam wszystkim i lubiane.
Nie muszę chyba precyzować, iż większość osób je kupuje, a nie wypieka w domu i najczęściej, gdy oznajmiam komuś że piekę Läckerli, spotykam się z wyrazem wielkiego zdumienia na twarzy ;) Te ‘kupne’ i te ‘domowe’ są rzecz jasna nieco inne, co dla mnie absolutnie nie znaczy gorsze; wręcz przeciwnie, osobiście wolę je od tych ‘oryginalnych’, mąż zresztą też :) Jednak przyznaję, że od czasu do czasu, gdy mam ochotę na kawałeczek Läckerli, to kupuję go w firmowym sklepie Läckerli Huus, który mieści się praktycznie obok mojego miejsca pracy (zachęcam Was również do obejrzenia ich strony internetowej). Teraz panuje tam już rzecz jasna iście świąteczna atmosfera, a półki uginają się od prezentowych pudełek i wszelakich pakunków.‚
‚
Dawniej wypiekano i konsumowano Läckerli wyłącznie w okresie Swiąt, teraz oczywiście są dostępne przez cały rok.
A oprócz tradycyjnych ‘pierniczków’, w Läckerli Huus można też kupić np. karmelki czy herbatę o smaku Läckerli właśnie ‚
‚
Oprócz tych z Bazylei, znane są tutaj również Läckerli z Zurichu, nie są jednak podobne w smaku (ani wyglądzie) do tych pierwszych : ich ciasto nie zawiera mąki, a jedynie migdały, miód / cukier i białka ubite na pianę oraz dodatki takie jak skórka cytrynowa, czekolada, czy np. woda różana. Do ich wyrobu używa się drewnianych foremek (jak te do speculoos (speculaas / spekulatius); ciasto ‘schnie’ przez noc, a następnie Läckerli piecze się przez ok. 5 minut w bardzo wysokiej temperaturze.
W 1839 roku znanych było ponoć blisko trzydzieści różnych odmian Läckerli! Nie są one jednak tylko szwajcarską specjalnością, gdyż są znane również w Alzacji np.; przyznam jednak, że nigdy ich tam nie jadłam, nie mam więc porównania niestety. Obiecuję zrobić to następnym razem, zazwyczaj bowiem obdarowywana jestem tradycyjnymi piernikowymi sercami ;)
Dzisiejszy przepis zaczerpnęłam z blogu Cake in the City; zachowałam proporcje, zmieniłam jednak nieco sposób wykonania. Jeśli więc i Wy macie ochotę spróbować Läckerli, oto przepis (uwaga : mocno słodkie! :)). ‚
Basler Läckerli
na ok. 50 sztuk
forma ok. 25cm x 35cm
150 g zmielonych migdałów
150 g kandyzowanej skórki pomarańczowej i cytrynowej
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka przyprawy do piernika
350 g mąki
10 g sody (ok. 2 łyżeczek)
450 g miodu (można dać mniej)
130 g cukru (u mnie jasny trzcinowy)
+ cukier puder i sok z cytryny do przygotowania lukru*
*ja zrobiłam lukier cytrynowy, jednak tradycyjnie najczęściej robi się lukier z dodatkiem kirschu (tak jak np. do ciasta marchewkowego, jak pisałam tutaj)
Miód i cukier podgrzewać w rondelku aż do całkowitego rozpuszczenia się cukru. Następnie gotować jeszcze ok. 2 minut, zdjąć z palnika i pozostawić masę do lekkiego przestudzenia.
Migdały wymieszać z drobno pokrojonymi skórkami i przyprawami. Mąkę wymieszać z sodą.
Do miodu dodać migdały i wymieszać; następnie partiami dodawać mąkę (uwaga, masa jest dosyć gęsta i ‘ciężka’). Po dokładnym wymieszaniu, przelać masę do formy wyłożonej papierem i rozsmarować na ok. 1 cm wysokości. Uwaga : jako, że ciasto jest mocno klejące, czynność ta nie należy do najłatwiejszych ;) Przykryć foremkę i zostawić ciasto na około godzinę.
Nagrzać piekarnik do160°- 170°C i piec Läckerli ok. 15 minut. Nie mogą być zbyt wypieczone, gdyż dodatkowo twardnieją stygnąc.
Z cukru pudru i soku z cytryny przygotowujemy dość gęsty lukier.
Po wyciągnięciu z piekarnika zostawiamy Leckerli na kilka minut do przestygnięcia, po czym kroimy na kwadraty (ok. 3 cm x 3 cm) i lukrujemy. Pozostawiamy je do całkowitego wystygnięcia i wyschnięcia lukru, układamy w hermetycznych pudełkach i – jeśli mamy na tyle silnej woli – czekamy kilka dni aż skruszeją ;)
Ja przyznam się, że zjadam je już na świeżo po upieczeniu :)
Smacznego !
Przepis ten bierze udział w Weekendzie Korzennym oraz w Festiwalu Pierniczkow :)