Archiwa kategorii: bez jajek i mleka krowiego

Migdałowy cobbler z morelami

abricots1aout2

Dziś orkiestra obudziła nas dopiero o siódmej (dla niewtajemniczonych szczegóły np. tutaj – klik ;)) i na szczęście i tym razem miejsce ‘postoju’ było znacznie oddalone od naszych okien; kto wie, może co roku dane nam będzie teraz pospać trochę dłużej?! Odpukuję, żeby nie zapeszyć ;)

A korzystając z nadprogramowego, wolnego dnia (jak zwykle minął zbyt szybko…), powtórzyłam jeden z naszych ulubionych wypieków – migdałowy cobbler. Pod migdałową kołderką znalazły się tym razem morele z dodatkiem malin i jeżyn (ale musiały być przede wszystkim morele, by tradycyjnie już uczcić na blogu szwajcarskie święto tutejszym narodowym owocem :)).

cobbler_four

O migdałowym cobblerze pisałam Wam już rok temu, wtedy w wersji czereśniowo-wiśniowej. Latem tego typu wypieki goszczą w mojej kuchni o wiele częściej niż wszelakie tradycyjne ciasta, pozwalają bowiem (tak jak i crumble) na użycie maksymalnej ilości owoców i minimalnej ilości ciasta. Poza tym do przygotowania ich wystarczy zazwyczaj jedna miska (i mniejsza, do wymieszania owoców), co też jest sporym plusem ;) Nie ma długiego i mozolnego wyrabiania, osobnego ubijania białek czy śmietany, długiego pieczenia. Jest za to duuużo owoców i pyszny sos, wytwarzający się podczas ich pieczenia – nie zapomnijcie więc wyłożyć blachy piekarnika papierem do pieczenia, jeśli chcecie oszczędzić sobie późniejszego gruntownego jej szorowania ;)

cobbler_framboise1

Migdałowy cobbler z morelami i malinami / jeżynami

na formę o średnicy 22 cm (lub 4 foremki o śr. 12 cm)

500 g moreli
ok. 200 g malin lub jeżyn
3 łyżki płatków migdałowych
2-3 łyżki cukru (używam jasnego trzcinowego, zmielonego)
1 – 1,5 łyżeczki skrobi kukurydzianej (maizeny) lub ziemniaczanej
nasiona z 1 łaski wanilii lub nieco startej tonki (lub ½ łyżeczki naturalnej esencji waniliowej)
tłuszcz do wysmarowania formy
opcjonalnie – 1 łyżka Amaretto

150 g mąki
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
spora szczypta soli
50 g mielonych migdałów
80 g cukru (używam jasnego trzcinowego, zmielonego)
ok. 50 ml oliwy
150 ml gęstego jogurtu (używam owczego, 6% tłuszczu)*
*jedną łyżkę jogurtu można zastąpić np. Amaretto

Piekarnik rozgrzać do 200°C. Formę natłuścić. Płatki migdałów zrumienić na suchej patelni.
Umyte i osuszone morele przekroić na pół, pozbawić pestek i każdą połówkę pokroić na 3 części (jeśli morele są duże – na 4). Maliny / jeżyny ewentualnie delikatnie opłukać pod zimną, bieżącą wodą (szybko) i dokładnie osuszyć.
Mąkę wymieszać z proszkiem, solą, migdałami i cukrem, następnie dodać oliwę i jogurt (i ewentualnie Amaretto) i dokładnie wymieszać (dosyć szybko, tylko do połączenia się składników, gdyż ciasta z dodatkiem jogurtu nie lubią zbyt długiego mieszania).
Owoce wymieszać z cukrem, skrobią, wanilią / tonką i płatkami migdałowymi (dodając ewentualnie Amaretto) i przełożyć je do natłuszczonej formy. Następnie łyżką nakładać ciasto na owoce, nie zakrywając ich powierzchni całkowicie (pozostawiamy niewielkie ‘odstępy’ między każdą porcją ciasta). Piec ok. 35  minut. Serwować np. z dodatkiem crème fraîche (choć z gałką lodów smakuje jeszcze lepiej ;)).

cobbler_mures2


Dodatek maizeny można tutaj ewentualnie pominąć, jednak dzięki niej ‘sos’ owocowy jest nieco gęstszy, co mnie akurat bardziej odpowiada (jeśli nie dodajemy Amaretto, można użyć nieco mniej skrobi – płaską łyżeczkę).
rustic_fruit_desserts
Pomysł na morelowo-malinowy cobbler zaczerpnęłam z książki ‘Rustic Fruit Desserts’ (i jak już kiedyś pisałam – wszystko co ma w tytule ‘rustic’ przyciąga mnie jak magnes ;)), jednak ‘pierzynkę’ z ciasta zdecydowałam się przygotować tę zeszłoroczną, migdałową właśnie, idealnie bowiem pasuje ona do moreli. I choć obydwie wersje są pyszne, to przyznam, iż ta migdałowo-morelowo-jeżynowa zazwyczaj znika w pierwszej kolejności :)

Mam nadzieję, że czasu wystarczy mi na pokazanie na blogu większej ilości wypieków z tej książki, większości z nich bowiem naprawdę trudno się oprzeć!


Pozdrawiam serdecznie!
(i obiecuję bywać tu teraz nieco częściej ;))

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Pastelowy chłodnik na upalne lato

jogurt

Kolejny upalny weekend za nami, niewiele więc działo się w kuchni, a przynajmniej niewiele się działo na ciepło ;) I jedyne czego nie brakowało, to spore ilości jogurtu, wody i… sorbetów, choć nie zawsze w dokładnie takiej właśnie kolejności ;)

A co na obiad, gdy żar leje się z nieba? Tylko i wyłącznie chłodnik, w wersji mniej lub bardziej tradycyjnej (u mnie najczęściej mniej ;)). Na przykład zielony chłodnik na bazie groszku i rukoli, z awokado lub bez, do wyboru. A do koloru – plasterki rzodkiewki. I łyżeczki w kratkę  :)

chlodnik_avocado6

Chłodnik z groszkiem, awokado i rukolą

250 g groszku (świeżego lub mrożonego)
1 awokado*
ok. 60 g rukoli
1-2 cebule dymki (tylko szczypior) – można pominąć
250 ml naturalnego jogurtu (używam owczego, 6% tłuszczu)
250 ml wody lub delikatnego bulionu
sok z limonki lub cytryny (ok. 2 łyżki, do smaku)
sól, pieprz
dodatkowo : plasterki rzodkiewki + listki rukoli do dekoracji

Groszek ugotować na parze (zaledwie kilka minut, by nie stracił koloru) i natychmiast przełożyć do lodowatej wody (by zatrzymać proces gotowania oraz by zachować ładny, zielony kolor), wystudzić. Następnie wszystkie składniki umieścić w blenderze i dokładnie zmiksować. Podawać dobrze schłodzone, udekorowane np. plasterkami rzodkiewki i listkami rukoli.

chlodnik_avocado003

* uwagi :

- jeśli nie lubicie awokado (które nadaje dosyć specyficznej konsystencji i smaku) możecie je pominąć, dodając ok. 80-100 g groszku więcej

- chłodnik z samego groszku można przygotować również z dodatkiem mięty

- groszek gotuję zawsze na parze, gdyż wg mnie łatwiej jest wtedy zachować jego intensywny kolor (i smak), można jednak oczywiście ugotować go tradycyjnie, w wodzie

- jeśli chcemy uzyskać wersję bardziej płynną, możemy dodać nieco więcej wody

- jeśli chłodnik ma być bardziej syty, zamiast wody możemy dodać delikatnego, rozcieńczonego bulionu (możemy też użyć wody z gotowania groszku, by smak chłodnika był bardziej intensywny)

chlodnik_jogurt01

Regularnie przygotowuję również taki najprostszy z możliwych chłodnik, ogórkowo-rzodkiewkowo-ziołowy, wedle złotej zasady chrzestnej (o której kilkukrotnie już wspominałam ;)), a mianowicie : owoców / warzyw ile mamy, a przypraw / ziół ile lubimy ;) Najczęściej ścieram więc 1 średniej wielkości ogórek (lub pół dużego) oraz 1 pęczek rzodkiewek, dodaję ok. 350-400 ml jogurtu (gęsty, owczy) + ewentualnie ok. 100 ml wody, dodaję dużo posiekanych ziół (po ok. pół pęczka pietruszki, szczypiorku, kopereku…), sól i pieprz do smaku oraz – jak wyżej – mniej więcej 1-2 łyżki soku z cytryny i pozostawiam w lodówce do ‚przegryzienia’. Nic tak dobrze nie smakuje latem jako dodatek do ziemniaków prosto z patelni ;)
(choć gdyby botwinka nie była tutaj warzywem na wagę złota, praktycznie niemożliwym do znalezienia, to i chłodnik z jej dodatkiem częściej gościłby na moim stole; niestety aktualnie o botwince mogę sobie tylko pomarzyć… )

Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Bruschette? Crostini? Grzanki! :)

bruschetta_feves1

Przede mną kolejny gorący tydzień, nie tylko jeśli chodzi o temperatury, ale przede wszystkim o koniec kolejnego kursu i egzaminy (choć to oczywiście biedni uczniowie mają stres, nie ja ;)). W kuchni w związku z tym pojawia się przede wszystkim to, co szybkie i bezproblemowe, a dzisiejsza bruschetta* jest idealnym tego przykładem.


* ze względu na dodatki, moja poniższa propozycja być może nie powinna zwać się bruschettą, która to tradycyjnie serwowana jest z oliwą, czosnkiem i pomidorami (czasami również z mozzarellą), a raczej ‘crostini’, które to mają bardziej różnorodne dodatki; ze względów jednak ‘rozmiarowych’ ;) bardziej skłaniam się ku nazwie ‚bruschetta’, crostini bowiem są zazwyczaj o wiele mniejsze, na 2-3 kęsy…


W wersji bardziej sytej – z dodatkiem kremowego serka i rzodkiewek, w wersji ‘biedniejszej’ ;) z samym bobem i pecorino. A do tego oczywiście nasza ulubiona oliwa oraz zioła :)

bruschetta_feves003

Grzanki z bobem i serowo-rzodkiewkowym kremem

ok. 500 g bobu (waga po wyłuskaniu)
mały pęczek rzodkiewek
150 g kremowego serka (używam koziego lub owczego)
2-3 łyżki jogurtu (w zależności od konsystencji, jaką chcemy otrzymać)
sól, pieprz do smaku
pecorino lub parmezan
oliwa
bazylia lub mięta
nieco otartej skórki z cytryny + ok. ½ – ¾ łyżki soku
1 ząbek czosnku (można pominąć)
kilka kromek chleba (do zapieczenia)

Rzodkiewki umyć, osuszyć i zetrzeć na tarce (na grubych oczkach). Dodać ser i jogurt, wymieszać, doprawić do smaku.
Bób ugotować na parze lub w lekko osolonej wodzie do miękkości (połowę ziaren wyciągam z garnka wcześniej, by pozostała lekko chrupka – po ok. 3 minutach – resztę gotuję kilka minut dłużej, by łatwiej można je było rozetrzeć). Bób po ugotowaniu natychmiast przełożyć do lodowatej wody, by zatrzymać proces gotowania oraz by zachować ładny, zielony kolor. Obrać z łusek i połowę rozetrzeć widelcem (lub lekko zmiksować), dodać starte pecorino lub parmezan (ok. 2-3 łyżki), drobno posiekane listki bazylii lub mięty, ok. 2 łyżki oliwy, sok i skórkę z cytryny oraz roztarty ząbek czosnku (można pominąć), wymieszać, dodać resztę zachowanego bobu, doprawić do smaku.
Chleb zrumienić kilka minut na suchej, rozgrzanej patelni (lub w piekarniku, tosterze czy na patelni grillowej) i każdą kromkę skropić lekko oliwą (tradycyjnie tego typu grzanki naciera się również ząbkiem czosnku, tym razem jednak etap ten pomijam, jako iż czosnek jest już składnikiem pasty…). Posmarować chleb kremem rzodkiewkowym, a następnie nałożyć ok. 2 łyżki bobu. Przed podaniem posypać dodatkowo wiórkami sera.

(inspiracja – ten oto przepis Béatrice Peltre, u mnie jednak w wersji mocno uproszczonej…)

bruschetta_feves2

Jak pisałam wyżej, możemy pominąć dodatek rzodkiewkowego serka i przygotować grzanki z samym bobem (do rozgniecionego bobu można też dodać 1-2 łyżki kremowego serka, np. ricotty), też będzie pysznie :)
Dodatek szynki parmeńskiej również jak najbardziej tutaj pasuje :)

bruschetta_feves_parme

PS. A mnie przy tej okazji przypomniały się oczywiście przepyszne bruschette i crostini jakie jadłam w Pienzy – klik, tak jak pisałam wtedy – chyba najlepsze, jakich w ciągu tamtego toskańskiego tygodnia dane mi było spróbować; nie ukrywam, że nie obraziłabym się, gdybym mogła się teraz ponownie znaleźć…


Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam miłego tygodnia!
A ja wracam do testów;)

bruschetta_feves_radis01

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email