Miesięczne archiwum: Kwiecień 2008

‘Ekologiczna’ sałatka

Od tak długiego już czasu tak dużo i często mówi się o ekologii i ‘ekologicznym’ jedzeniu. Prawda jest jednak taka, że jak to często bywa, dużo się mówi a niewiele robi. Nie myślcie proszę, że jestem taka 100% ‘zielona’, bo niestety nie jestem. W żadnej dziedzinie życia nie jestem za skrajnością, uważam jednak, że jeśli możemy zrobić coś dobrego dla siebie i dla środowiska, to jak najbardziej powinniśmy.

Z napisaniem tego postu noszę się już od pewnego czasu, ale nigdy nie byłam wystarczająco pewna, że zainteresuje to moich czytelników; jednak po obejrzeniu pewnego reportażu kilka dni temu, stwierdziłam, że może jednak warto?

Reportaż ten (nie pierwszy z tej serii) dotyczył owoców i warzyw hiszpańskich, a konkretnie papryki. Nie będę opisywać wszystkiego szczegółowo (tutaj tekst programu po francusku + zdjęcia), powiem tylko, że informacje, zdjęcia oraz testy są naprawdę szokujące… Zacznę od tego, że pracujący tam ludzie żyją w naprawdę nieludzkich, niewolniczych warunkach; używa się całej masy środków chemicznych (pestycydy i spółka, przy czym niektóre z nich są nawet zabronione w Europie!); nie wiem jak Wy, ale ja osobiście jakoś nie mam ochoty jeść warzyw, na których jest 4-5 różnych pestycydów, ale to nie tylko o to chodzi : chemia niszczy przecież glebę, przedostaje się również do wody. Nie mówiąc o tym, że pracujący na tych uprawach ludzie nie mają pojęcia, co to za substancje i jakie są konsekwencje pracy w takich warunkach. Spójrzcie, jak wygląda powietrze po rozpyleniu pestycydów :

a_bon_entendeur_20080415_8975305_01

A wszystko to osiada na warzywach a następnie trafia do naszych żołądków :(

To nie pierwszy tego typu test dotyczący hiszpańskich warzyw i owoców; zeszłoroczny test truskawek był równie przerażający :( A co do tego właśnie ostatniego testu papryki, to równie ‘zła’ okazała się ta holenderska : 5 różnych pestycydów .

Ten wtorkowy reportaż stał się dla mnie przysłowiową ‘kroplą’; nie chcę, naprawdę nie chcę przykładać ręki do tego typu sytuacji i nawet jeśli mój osobisty bojkot hiszpańskich warzyw niewiele zmieni, to postanowiłam się do niego przyłączyć.

Problem hiszpańskich warzyw jest jednak częścią innego problemu, a mianowicie owoców i warzyw niesezonowych. Najlepszym tego przykładem są truskawki, które można kupić nawet zimą. Wiadomo, że tego typu niesezonowe produkty praktycznie nie mają żadnego smaku, ale są też niesamowicie naszpikowane chemią, nie tylko dlatego, by w ogóle urosły, lecz rownież dlatego, by przetrwały – często dość długi – transport. Jakiś czas temu powstała bojkotująca tego typu niesezonowe produkty szwajcarska strona Ras-la-fraise (aktualnie również po niemiecku) gdzie można więcej na ten temat przeczytać. Oczywiście, co do niektórych produktów niestety nie mamy wyboru, bowiem mango czy banany u nas nie urosną ;) ale jeśli taki wybór mamy, to może warto się nad nim choć przez chwilę zastanowić? I poczekać kilka miesięcy na prawdziwie smakowite warzywa i owoce :) Będzie to dobre nie tylko dla nas samych i dla naszego organizmu, ale i dla natury i środowiska; oraz dla naszego – gdziekolwiek mieszkacie ;) – rodzimego rolnictwa. Może warto bowiem pomyśleć nie tylko o nas, ale również o tych, którzy poświęcają całe swoje życie temu, by nas wszystkich wyżywić.

A teraz wracam do mojej ‘tytułowej’ sałatki :)

Nie jest to niestety żaden ‚niesamowity’ przepis, nie o to mi bowiem dziś chodziło. Jest to sałatka, która powstała z moich ekologicznych zakupów, a mianowicie : młode, tutejsze ziemniaki, wprawdzie jeszcze szklarniowe, lecz też tutejsze (a nie hiszpańskie czy marokańskie) pomidory, tutejsze zioła i wspaniały, kozi ser prosto z gór ;) Wyszła z tego pyszna, wiosenna sałatka, dobra i dla podniebienia i dla naszego środowiska :)
*

salatkaeco31

Wiosenna sałatka z ziołowym winegretem

tym razem, proporcje dowolne ;)

do sałatki :

ziemniaki ugotowane na parze, w łupinkach
pomidor
ser kozi – lub Wasz ulubiony :)

do sosu :

oliwa z oliwek
sok cytrynowy
musztarda
zioła (jakie lubicie : u mnie koperek i kolendra)
cebula dymka
sól, pieprz do smaku

Ugotowane ziemniaki obrać i pokroić w plasterki; pomidory pokroić w małe ćwiartki, ser pokroić lub pokruszyć (w zależności od jego konsystencji).

3-4 łyżki oliwy wymieszać z 2 łyżkami soku cytrynowego, dodać ok. łyżkę musztardy (w zależności od jej ostrości i Waszych upodobań ;) musztarda której ja używam (z ziarenkami gorczycy) nie jest zbyt ostra, daję jej więc sporo); dobrze wszystko wymieszać, doprawić do smaku. Zioła oraz cebulę dymkę drobno pokroić i wymieszać z sosem, następnie suto polać nim sałatkę.

Mnie osobiście nic nie smakuje tak, jak tego typu ziołowo-musztardowy vinaigrette. Serwuję go bardzo często, za każdym razem używając innych ziół. Można oczywiście przygotować go bez musztardy lub tylko z niewielką jej ilością, jednak w tej wersji mnie osobiście najbardziej smakuje.

To tyle na temat dzisiejszej sałatki :)

Wprawdzie mój ‘ekologiczny’ wstęp był nieco dłuższy niż pierwotny zamysł i być może nie wszystkim czytającym przypadł on do gustu, lecz bardzo chciałam Wam  o tym wszystkim napisać. I równie ważne jest dla mnie Wasze zdanie na ten temat; nawet, jeśli powiecie, że to o czym dziś napisałam zupełnie Was nie interesuje ;)

Pozdrawiam serdecznie!
*

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

EDYCJA

Po przeczytaniu dzisiejszego wpisu u Liski, pragnę jeszcze dopisać coś, o czym nie napisałam tu wcześniej, a co jest niesamowicie ważne, mianowicie o tym, że transport tego typu pozasezonowych warzyw i owoców jest przecież bardzo nieekologiczny już ze względu na samo zanieczyszczenie środowiska. Dziękuję więc ‘Biurowi Prasowemu’ ;) za wspomnienie o tym w komentarzach, co pozwolę sobie zacytować i tutaj :

Biuro Prasowe :
Bardzo się z Tobą zgadzam, w dodatku takie truskawki w środku zimy ciągną za sobą tony spalin z paliwa, które zużyto do ich transportu.

Bea :
Tak ‚BP’, transport takich owocow i warzyw jest olbrzymim problemem dla srodowiska; kiedy widze szparagi z Peru lub jablka z Chile przyslowiowy noz otwiera mi sie w kieszeni… I wiem ze ja z pewnoscia ich nigdy nie kupie.

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

Pozdrawiam i dziekuje za tak pozytywny odzew :)
*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Na różowo

Od kiedy zakupiłam wodę różaną do moich makaroników, wciąż szukam pomysłów na ciekawe zużytkowanie jej. Można dodać jej do przeróżnych wypieków, do ciasta naleśnikowego, do kremów, lodów, do owocowych sałatek czy deserów. Jako że w lodówce cierpliwie czekało na spożytkowanie jedno jedyne opakowanie serka Philadelphia, postanowiłam więc zrobić mój ulubiony – lekko zmodyfikowany – cheesecake z białą czekoladą, którego dawno już nie robiłam (tym razem w wersji ‘mini’), a do niego malinowo-różany gęsty ‘sos’ (coulis). Efekt końcowy i wrażenia smakowe – jak dla mnie – niesamowicie pozytywne; jedyny minus, to że wszystko tak szybko znika :)
Jeśli i Wy lubicie smakołyki o smaku róży, polecam Wam to malinowo-różane połączenie, które świetnie komponuje się nie tylko z deserami typu cheesecake ;)

sauceframbrosebouteille1

Malinowo-różany sos

400 g mrożonych malin
4 łyżki cukru
3-4 łyżki wody różanej

Maliny zagotować z odrobiną wody, dodać cukier i gotować na wolnym ogniu często mieszając. Gdy masa robi się gęsta, dodać wodę różaną i jeszcze chwilę gotować; następnie przetrzeć owoce przez sitko by oddzielić ziarenka malin w celu otrzymania gładkiego, jednolitego sosu. Odstawić do przestygnęcia. Świetnie smakuje również po schłodzeniu w lodówce.

A oto mój wczorajszy cheesecake. Pisałam o nim już wcześniej, tutaj. Tym razem dałam nieco mniej czekolady, gdyż nie chciałam, by jej smak zdominował delikatny smak róży. Nie dodałam też cukru. Z poniższych proporcji wyszły mi 3 ramekiny. Oto szczegóły:

cheescakeframboiserose4


Cheesecake z różaną nutą

200 g serka Philadelphia
4 łyżki gęstej śmietany
1 jajko
1 łyżka majzeny (mączki kukurydzianej)
75 g białej czekolady
1 łyżka wody różanej

Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej dodając 2 łyżki wody (uwaga! woda nie może być zbyt gorąca!). Serek dobrze wymieszac ze śmietaną i jajkiem (najlepiej, aby wszystko było w temperaturze pokojowej); następnie dodać roztopioną i lekko przestudzoną czekoladę, mąkę oraz wodę różaną, raz jeszcze wszystko dobrze wymieszać.
Wlać masę do uprzednio przygotowanych foremek / ramekinów i umieścić je w większym naczyniu do zapiekania; następnie nalać do niego wody do około połowy wysokości ramekinów i wstawić do nagrzanego do 180° piekarnika. Po 15 minutach obniżyć temperaturę do 150° i piec jeszcze ok. 30 min. Pozostawić je w ciepłym piekarniku na około 20 minut, wystudzić je, po czym wstawić do lodówki na minimum 12 godzin.

Dodam jeszcze, że po napełnieniu foremek masą serową, nałożyłam do każdej z nich odrobinę wcześniej przygotowanego sosu malinowego i lekko wymieszałam tak, by tylko wierzch deseru był lekko różowy; po wyłożeniu go na talerz ‘do góry nogami’ góra deseru jest nadal kremowa, dzięki czemu nałożony na niego malinowy sos ładnie się z nim komponuje. Lecz jak zwykle – wszelkie wariacje na ten temat są dozwolone !

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Do poduszki i nie tylko :)

snieg111

Jeszcze kilka dni temu była wiosna, a tu znów zrobiło się szaro, buro i ponuro :(

Wczorajsza aura a przede wszystkim padający śnieg (!!!) zmobilizowały mnie do odwiedzenia biblioteki (co obiecywałam sobie już od dłuższego czasu…). Cóż bowiem można robić w taką pogodę, jeśli nie czytać lub gotować ? Postanowiłam więc w pewnien sposób połączyć te dwie przyjemności i udałam się na książkowe łowy. I po raz pierwszy wykorzystałam mój biblioteczny limit jakim jest możliwość wypożyczenia 20 książek na miesiąc :) Nie mogłam, naprawdę nie mogłam oprzeć się niektórym pozycjom i odłożyć je na półkę! Z której bowiem na ten przykład książki Pierre’a Hermé miałabym zrezygnować? ? ? Było to wprost nie do pomyślenia! Tym bardziej, że zupełnie inaczej przegląda się książki w domowych pieleszach, na spokojnie, gdy ma się na to kilka długich tygodni, niż w księgarni, nawet jeśli można usiąść i poczytać, to jednak nie to samo.

Dlatego między innymi wybrałam kilka ‘poważnych’ pozycji, gdyż przed ewentualnym zakupem muszę najpierw dokonać wyboru, nie tylko jakościowego, również ilościowego niestety ;)

Od razu urzekła mnie jedna z wydanych przez Larousse’a ‘biblia’ a mianowicie ‘Comme un Chef’ pod redakcją Pierre’a Hermé właśnie :

livres_commeunchef

18 światowej sławy szefów kuchni dzieli się z nami swoimi przepisami, tymi ‘podstawowymi’ lecz również tymi bardziej wyszukanymi. Są to między innymi : Dan Lepard, Peter Gordon, Michael Romano, Christine Manfield czy wspomniany już Pierre Hermé. Każdy z szefów opracował jakiś konkretny rozdział z najlepszymi swymi przepisami i poradami. Dużym plusem jest dla mnie to, że są to przepisy różnych kuchni z dość dużą paletą smaków, od tych tradycyjnych po bardziej lub mniej egzotyczne, jak kuchnia japońska na przykład.
Ta bogato ilustrowana i ładnie wydana książka zrobiła na mnie duże wrażenie i będzie chyba pierwszą pozycją na liście ‘do kupienia’; muszę jednak uzbroić się w cierpliwość, gdyż aktualnie nakład jest niestety wyczerpany :( Z drugiej jednak strony, jest to chyba dobry znak, że książka tak dobrze się sprzedaje, chętnie więc na nią poczekam ;)

Kolejną z pozycji wydawnictwa Larousse są ‘Desery’, również pod redakcją Pierre’a Hermé :

livres_laroussedesdesserts

Znaleźć tu można mnóstwo ciekawych przepisów i informacji nie tylko z serii tych ‘podstawowych’; niektórzy uważają jednak, że jest tu nieco ‘za słodko i za tłusto’ ;) Ja jak na razie mogę stwierdzić tylko, że jest to ciekawa z encyklopedycznego punktu widzenia pozycja, gdzie oprócz tradycyjnych francuskich słodkości znaleźć można również i te należące do światowej klasyki; wśród 800 prezentowanych przepisów, każdy chyba znajdzie coś dla siebie :)

Dwie następne książki są również autorstwa Pierre’a Hermé; tylko dwie niestety, gdyż tylko te czekały na mnie na półce :) Jako, że już od pewnego czasu noszę się z zamiarem kupienia jednej z jego książek, chcę – jak pisałam na wstępie – dobrze je najpierw wszystkie ‘przestudiować’ by mieć pewność, że mój wybór jest trafny.
Pierwsza to ‘Secrets gourmands’

livres_secretsgourmandsjpg

a druga -‘Plaisirs sucrés’
livres_plaisirssucres

Po dość szybkim przeglądnięciu obydwu książek stwierdzam, że to raczej ta pierwsza bardziej trafia w mój kulinarny gust; obydwie są piękne, pięknie wydane lecz w ‘Secrets gourmands’ więcej jest jednak różnorodnych przepisów z których już na wstępie wiele mnie urzekło.

Powoli więc zostawiam Was i wracam do moich aktualnych, bardzo otwierających apetyt lektur ;)

livrespile1

I nie martwcie się, nie będę Wam opisywać każdej z nich! :))

Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email